To moja pierwsza ocena na KDO i mam nadzieję, że się jednak do czegoś nadaje. Jeżeli ktoś ma dla mnie jakieś propozycje względem tego, na co powinnam następnym razem zwrócić większą uwagę, chętnie je przyjmę i poprawię się. Ocena jest krótka, bo i materiał do ocenienia był krótki, ale myślę, że dostatecznie się rozpisałam.
Oceniająca: Drosera Sundew
Oceniany blog: dramione-swapped-souls
Autor: milksop
Wstęp:
Szablon jest ładny i przede wszystkim oryginalny, a
przynajmniej tak myślę, bo wcale nie orientuję się w szablonach. Funkcjonalna
nawigacja nie odstawia żadnych cyrków, kolorystyka jest zgrana, akapity dodają
tekstowi przejrzystości, a czcionka jest w odpowiednim rozmiarze, by dało się
bez problemu czytać tekst na blogu, bez przekopiowywania go do Worda. Chyba
jedyne, do czego mogę się przyczepić, to fakt, że pierwsza litera tytułów jest
napisana jakąś fantazyjną czcionką, co nie wszędzie wygląda zbyt dobrze
(przykładem mógłby być prolog).
9/10
Treść:
Prolog
„Ślizgon, chociaż ich
relacje przestały być wrogie a polegały raczej na chłodnej tolerancji, nie
stronił od złośliwych uwag wygłaszanych niby pod nosem, ale dbał o to, by
dziewczyna wszystko słyszała..” – przecinek przed „a”, „o to” w sumie
niepotrzebne. Gdyby ją tolerował, nawet chłodno, oszczędziłby sobie wygłaszania
tych złośliwych uwag. No i sam fakt, że użyłaś słowa „dziewczyna”, sprawia, że
jako czytelnik zastanawiam się, o jaką dziewczynę chodzi. Zauważ, że w
książkach te określenia są zazwyczaj zachowywane dla postaci nieznanych
czytelnikowi lub narratorowi, a w klasie eliksirów – gdzie dzieje się akcja –
na pewno jest więcej uczennic, więc równie dobrze to o nie mogło chodzić. Chyba
nigdy nie zrozumiem, dlaczego niektórzy tak unikają określania podmiotu po
imieniu i nazwisku postaci.
„Jej słowa zagłuszył
świst podobny do wybuchu Fajerwerków Weasley'ów.” – bez apostrofu w
„Weasleyów”, przydałoby się, żebyś odświeżyła sobie zasady odmieniania nazwisk
anglojęzycznych.
„— Czy nikomu nic nie
jest? — spytał głośno Slughorn, wysuwając czubek głowy zza swojego biurka,
kiedy wszystko ucichło. Spojrzał zawiedziony na swoje ananasy, teraz całe w
pianie, dopiero później omiótł wzrokiem klasę.” – powtórzenie słowa
„swoje”, a w gruncie rzeczy oba uważam za niepotrzebne.
Dlaczego oni warzą ten eliksir razem? O ile dobrze pamiętam,
w książkach przy jednym stanowisku faktycznie mogło stać więcej osób, ale każda
na pewno pracowała na lekcji osobno (pomijając odgapianie i wskazówki od
przyjaciół). Na pewno warzenie tak prostego eliksiru, jakim był Eliksir
Euforii, nie wymagało pracy w grupie. Poza tym praca na własny rachunek na
lekcjach eliksirów na pewno wynikała z tego, że profesor nie mógłby ocenić umiejętności
danej osoby, bo zawsze partner mógłby pociągać mu stopień, a pewnie też
dlatego, żeby uniknąć tak dziecinnych sprzeczek, do jakiej doszło między Draco
i Hermioną.
Hm, z jakiej racji Slughorn wysłał Malfoya i Granger do
pielęgniarki, bo nie rozumiem? Podobno nic się nie stało, sam Draco pociągnął
Hermionę na ziemię, a i reszta klasy jakimś cudem zdołała uniknąć eksplozji.
Szczególnie, że jeszcze przed chwilą profesor pytał, czy nic nikomu nie jest –
dlaczego nagle zdecydował, że tylko ta dwójka (nieposzkodowana w żaden widoczny
sposób!) ma iść do skrzydła szpitalnego (które – nawiasem mówiąc – zapisuje się
małymi literami, nie wielkimi)?
No i przechodzimy do ostatniego akapitu prologu, który
tytułowo zakończył się zamienieniem dusz tej dwójki. Granger orientuje się, że
jest w złym ciele dopiero wtedy, kiedy chce poprawić włosy. Serio? Gdy szli do
skrzydła szpitalnego nie widziała (ani nie czuła) żadnej różnicy? Wiesz,
mogłoby się jej rzucić w oczy, że ma (potencjalnie) większe stopy, że nosi
męskie szaty czarodzieja z zieloną naszywką, a nie czerwoną, że jest wyższa
(albo niższa) niż wcześniej? Mogłaby zauważyć, że nie czuje dotyku włosów na
szyi, że musi chodzić inaczej, bo ma coś nadprogramowego w spodniach, że kątem
oka widzi, jak jej ciało idzie obok niej. Czy twoi bohaterowie są aż tak ślepi?
I czy naprawdę ten prolog musiał być tak krótki jak świstek
z pralni? Miałaś okazję do popisania się, opisania uczuć Hermiony, kiedy
zauważyła, że jest w niewłaściwym ciele, mogłaś też zarzucić czytelnikowi wskazówkę,
dokładnie w którym momencie podczas eksplozji jedno z nich poczuło, że coś się
trochę zmieniło, a tu nic – skwitowałaś wszystko kilkoma krótkimi zdaniami.
Potencjał zmarnowany.
Wróćmy do kwestii samego eliksiru i eksplozji wywołanej
ponownym dodaniem soku z cytryny. Eliksir Euforii to coś, co znajdowało się w
podręczniku do eliksirów klas szóstych, a Twoi bohaterowie wrócili do Hogwartu
po wojnie, żeby dokończyć siódmy rok nauki – dlaczego więc Slughorn zadał im
coś, co przerabiali już w szóstej klasie i dlaczego koniecznie musieli warzyć
ten eliksir w parach? Żeby był pretekst na zamienienie się duszami? Mogłaś już
wymyślić coś innego, jakiś inny eliksir, trudniejszy i na pewno bardziej
odpowiedni dla materiału siódmych klas, a w dodatku taki, którego uwarzenie w
pojedynkę faktycznie mogłoby być dla uczniów zbyt wielkim wyzwaniem, ale po
prostu poszłaś na łatwiznę. A teraz przechodzimy do eksplozji, która rozrzuca wokoło
niebieską pianę. Nie piszesz, że Malfoy i Hermiona zostali nią ochlapani, więc
pozwalam sobie dopowiedzieć, że nie (bo gdyby od tego szczegółu zależało, czy
zostaną w swoich ciałach, czy nie, pewnie byś to opisała, prawda? W końcu to
coś kluczowego dla fabuły). Skoro to nie piana, to co innego – do jasnej
ciasnej! – wywołało zamianę? A jeżeli wszystko faktycznie zależy od kontaktu z
pianą, jakim cudem w eksplozji, która rzekomo narobiła wiele bałaganu (a
ochlapanie jednego stanowiska i dwóch uczniów to żaden bałagan na hogwarckie
standardy), nikt inny nie został nią trafiony? Te okoliczności i brak wyjaśnień
jest bardzo, ale to baaardzo wygodne, nie uważasz?
Na razie myślałam, że pominę tę kwestię, bo napisałaś
dopiero cztery rozdziały i prawdopodobnie niewiele w nich wyjaśniłaś (a po
długości prologu wnioskowałam, że rozdziały też nie będą zbyt długie), ale nie
mogę tego przemilczeć. Slughorn, mistrz eliksirów, nie wiedział nic na temat
tego, że jeżeli coś pójdzie źle z Eliksirem Euforii, mogą wystąpić jakieś
skutki uboczne? No naprawdę? A jeżeli hipotetycznie wiedział, że może dojść do
czegoś takiego jak zamienienie dusz, czemu nie spytał, czy może wszyscy są w
odpowiednich ciałach, i dlaczego zadał im do uwarzenia coś, w czym popełnienie
jednego pomniejszego błędu wiąże się z aż tak poważnymi konsekwencjami?
Tyle pytań, a w tekście zero odpowiedzi.
Rozdział pierwszy
„Szpital świętego
Munga natomiast pękał w szwach, szczególnie oddział Urazów Pozaklęciowych,
gdzie konieczne było wyczarowanie dodatkowych łóżek, a na trzyosobowych
wcześniej salach teraz przebywało nawet siedmiu pacjentów.” – „świętego”
wielką literą i „w trzyosobowych”, nie „na trzyosobowych”. W następnym zdaniu
masz powtórzenie „było” i była”.
Prędko okazuje się, że pani Pomfrey nie ma pojęcia, jak
odwrócić zamianę dusz, co dla mnie było bardziej przewidywalne niż fakt, że na
końcu historii Draco i Hermiona prawdopodobnie będą razem. Dla osób, które
czytają tę ocenę bez znajomości tekstu, dodam, że bohaterowie lecą więc razem
do dyrektorki, a McGonagall oświadcza, że taka zamiana dusz jest zjawiskiem
niesamowicie rzadkim (czyli oczywiście musiała się trafić akurat im), a także
hipotetycznie nietrudnym do odkręcenia, ale – znów oczywiście – w tym przypadku
nie będzie to aż tak łatwe, bo oboje muszą przyznać, że mylili się co do
drugiej osoby. Znowu przewidywalne, no ale trudno.
„Zamieszkacie w innych
dormitoriach, pan Malfoy powstrzyma tę, rzecz jasna olbrzymią, ilość
testosteronu, a pani, panno Granger może użyć męskich sposobów na wyrównywanie
rachunków.” – po pierwsze: „panno Granger” to wtrącenie, także i po nim
powinien znajdować się przecinek. Po drugie: czegoś tu nie rozumiem – Malfoy
insynuuje, że będzie podglądał koleżanki z dormitorium (co jest strasznie
niesprawiedliwe w stosunku do nich, a McGonagall powinna to zrozumieć), a
Granger nie chce mieszkać w jednym dormitorium ze Ślizgonami. Tylko co
dyrektorka rozumie poprzez wyrównywanie rachunków w męski sposób? Czy ona daje
Hermionie pozwolenie na stereotypowe użycie siły lub zaklęć przeciwko osobom, z
którymi będzie dzieliła od teraz dormitorium?! Co to ma oznaczać?
I dlaczego na tym kończy się rozmowa z McGonagall? Przecież
jeżeli Granger i Malfoy się nie pogodzą, mogą równie dobrze spędzić resztę
życia w złych ciałach! Naprawdę myślisz, że to nie jest coś, o czym powinni
zostać poinformowani ich rodzice? I w jaki sposób taki brak jakiegokolwiek
rozwiązania i dodatkowe ukrywanie całej sprawy jest sprawiedliwe względem
poszkodowanych? Przecież to Draco będzie oficjalnie pracował na oceny Hermiony
i na odwrót, więc równie dobrze oboje mogliby spieprzyć sobie nawzajem wyniki z
owutemów, o ile oczywiście nie będą podmieniali nazwisk, czy coś w tym stylu.
„— Ja... Oczywiście, stawię się. — Pokiwała głową, w środku
odczuwając coraz większe przerażenie. Przecież ona kompletnie nie umiała latać
na miotle!” – „w środku” jest zupełnie niepotrzebne.
Swoją drogą, mimo że Dramione, Twoje opowiadanie do tego
momentu było nawet oryginalne, a teraz troszkę się to sypnęło. Nie czytałam
wielu opowiadań o takim pairingu, ale w tych, które miałam szczęście albo
nieszczęście czytać, zawsze znalazł się moment, kiedy Draco uczył Hermionę
latać na miotle. Problem tkwi w tym, że Hermiona w miesiąc w życiu nie nauczyłaby
się latać do takiego stopnia, by być lepszą w te klocki od jakiegoś tam
Harpera, który pewnie latał od dziecka. Poza tym nabory do drużyny to nie samo
utrzymywanie się na miotle i zrobienie kilku kółek wokół stadionu, a faktyczna
rozgrywka, podczas jakiej wybiera się najlepszego. I o ile dobrze pamiętam,
Draco w książkach wkupił się do drużyny, a tu otwarcie piszesz, że Harper
chciał mu się podlizać. Tylko niby dlaczego? Pisałaś, że Malfoyowie nie mieli
już wiele pieniędzy, poza tym zostali napiętnowani przez społeczeństwo jako ci,
co pomagali Voldemortowi – skąd więc u Harpera ta nagła chęć całowania tyłka
Draconowi, który nie mógł mu dosłownie niczego zaoferować? Wcześniejsza pozycja
Malfoya w szkole opierała się tylko na pieniądzach, znajomościach rodzinnych
(te legły w gruzach, bo kto by się teraz do nich przyznał?), powiązaniu z
Voldemortem i w jakiejś części, na pewno mniejszej, na czystości krwi. Z
czterech rzeczy została mu aż jedna, a czystość krwi to niedostateczny powód,
by ktokolwiek chciał całować cztery litery takiego chłopaka jak Draco.
Rozdział drugi
„Przed dwudziestą
dziewczyna opuściła dormitorium, niosąc Nimbusa 2001.” – skąd mam wiedzieć,
o którą dziewczynę Ci chodziło? Ginny, Draco czy Hermionę uwięzioną w
chłopięcym ciele?
Malfoy, wcześniej tak pochłonięty obsesją na punkcie swojej
reputacji (a że jego reputacja powinna być co najmniej negatywna (w końcu
walczył po stronie Voldemorta, a od tych wydarzeń minęły ze dwa miesiące...),
nie wiem, o co mu chodziło), teraz jak gdyby nigdy nic wychodzi z inicjatywą,
by Hermiona szlajała się z Draco – który jest w ciele szlamy, na miłość boską –
i uczy ją latania na miotle. Wydaje mi się, że jego reputacja u Ślizgonów
ucierpiałaby i to niemało, ale nieważne, w końcu wygląda na to, że Malfoy i ta
jego spina na punkcie reputacji to jedna wielka ściema. Przed dwudziestą we
wrześniu jeszcze nie jest aż tak ciemno, by nikt ich nie zobaczył, poza tym w
szkole z przynajmniej czterystoma innymi uczniami powinien znaleźć się chociaż
jeden, który też chciałby potrenować quidditcha.
„Nie wiedziała, jak ma powstrzymać wnoszenie się miotły
coraz wyżej, szarpnęła więc machinalnie rączką. Od razu się zatrzymała, (...).”
– że niby ta rączka się zatrzymała, czy co?
„Wręcz nienawidziła latania, uznawała to za zajęcie
odpowiadające chłopcom, którzy nigdy nie martwili się konsekwencjami
wynikającymi z tak nieodpowiedzialnych rozrywek.” – Hermiona i aż tak
stereotypowe myślenie, serio? Swoją drogą, jakie konsekwencje mogą kogoś
spotkać przez zwykłe latanie na miotle i co jest w tym nieodpowiedzialnego?
Może i kanoniczna Hermiona była sztywna, ale na pewno nie do tego stopnia, by
gadać jakieś głupoty, żeby usprawiedliwić swój brak umiejętności.
„On w tym czasie przeleciałby już kilkanaście długości
boiska, ba, już pewnie wypatrzyłby znicza.” – ta, na pewno wypatrzyłby znicza,
którego tam nawet nie było. Nie rób z niego tak wspaniałego gracza, bo nigdy
nim nie był.
„W końcu zdecydowała
się użyć zaklęcia Levicorpus (cud, że
pomyślała o schowaniu różdżki w wewnętrznej kieszeni) aby siłą zmusić miotłę do
wylądowania.” – przecinek przed „aby”. Przepraszam, ale w jaki sposób
akurat to zaklęcie zmusiłoby miotłę do lądowania? Przecież to zaklęcie wiesza
ludzi w powietrzu za kostkę, a nie odstawia jakieś cyrki z miotłą... Nie mam
pojęcia, co miałaś na myśli ani tym bardziej, jak sobie działanie tego zaklęcia
wyobrażałaś, bo... po prostu niczego nie opisujesz, dosłownie niczego. Jedyne
opisy to streszczenia dnia na początku rozdziałów, czasami jakieś krótkie, mało
wnoszące przemyślenia, ale opisów otoczenia ani postaci nie uświadczysz, więc
nie wiem, czemu spodziewałam się, że opiszesz działanie zaklęcia. I tak jeszcze
spytam o tę różdżkę: została schowana w wewnętrznej kieszeni czego?
„— Przykro mi, ale nic
z tego nie będzie. Chociaż nie, wcale nie jest mi przykro — wycedziła,
zdejmując rękawice i ściskając je w jednej dłoni.” – „jednej” jest zupełnie
niepotrzebne, przecież dłoń to z reguły jedna dłoń, nie wiele.
„Draco nabrał ze
świstem powietrza.
— Jak... Jak śmiesz!
Byłem jednym z lepszych szukających w ostatnich latach!” – odpowiedź i
reakcja Draco jest tak niekanoniczna, że aż śmieszna.
„Po tych słowach
odwróciła się na pięcie i odeszła szybkim krokiem. Powiedzieć, że była zła to
za mało i gdyby nie fakt (...).” – przecinek przed „to”.
„Wbrew pozorom, praca
wcale nie były pisana dla Draco.” – była.
„Po tym krótkim
pytaniu rozległ się pogłos aprobaty, ktoś mruknął "Nie umiesz budować
napięcia, Janice", kto inny "Mogłabyś nauczyć się mówić od
razu...".” – czemu używasz angielskich cudzysłowów? Poza tym wydaje mi
się, że przed tym cytatami mimo wszystko powinien stać dwukropek, ale najwyżej
pozwolę się wypowiedzieć na ten temat komuś, kto lepiej ogarnia temat.
„Uśmiechnął się
głupkowato i oparł nonszalancko o jedną ze ścian.” – no nie, oparłby się o
dwie.
Rozdział trzeci
„(...) po pokonaniu
Voldemorta używanie określenia "szlama" i ogólne przytyki na polu
czystości krwi były nie tylko nie na miejscu, ale wręcz surowo karane przez
dyrekcję szkoły; nic więc dziwnego, że informacja dotycząca akurat tej
dziewczyny sprawiła, że pokój wspólny Slytherinu wrzał.” – po pierwsze:
znowu niepoprawny cudzysłów. Po drugie: minęły dopiero jakieś dwa miesiące!
Myślisz, że Voldemort zginął, a wszyscy śmierciożercy i ci, którzy popierali
czystość krwi, jednogłośnie pomyśleli sobie: „Hej, Voldek nie żyje, nazywanie
kogoś szlamą jest nie na miejscu!”? Te przytyki ZAWSZE były nie na miejscu, te
przytyki ZAWSZE były w Hogwarcie karane. Naprawdę, dyskryminacja ze
względu na czystość krwi jest porównywalna do zwykłego rasizmu, a Ty nagle
próbujesz nam wmówić, że wcześniejsze życie Voldemorta miało wpływ na to, czy
coś było na miejscu, i na dyrekcję oraz kary w Hogwarcie? Po trzecie: nie
odmóżdżaj Ślizgonów aż tak bardzo, a – co najważniejsze – nie wrzucaj ich
wszystkich do jednego worka. Wiem, że Rowling praktycznie na siłę zrobiła z
nich „tych złych”, ale to nie znaczy, że musisz popełniać te same błędy, co
ona.
Pierwszy opis otoczenia pojawił się dopiero w tym rozdziale.
Wreszcie.
„Szczególnie weź pod
uwagę to ostatnie, choć ja nie muszę go często używać — splotła palce na stole
i posłała Draco surowe spojrzenie.” – po „używać” powinna stać
kropka, a „splotła” powinno być zapisane wielką literą.
I klasycznie dochodzimy do momentu, w którym okazuje się, że
och, co złe, to nie Draco. On był
tylko ofiarą reżimu, jak to zgrabnie określiłaś. Rozumiem, że w każdym
opowiadaniu Dramione musi dojść do takiej chwili, w której wyjawia się
czytelnikowi, że Draco już przemienił się w księcia w lśniącej zbroi, więc nic
tylko Hermionie pozostaje kupienie jego zwierzeń, rzecz jasna bez żadnej chwili
wątpliwości i podejrzeń, ale bez przesady. Dlaczego on dosłownie zawsze musi
być już po tej magicznej przemianie, a nie przed nią? Dlaczego większość osób idzie
na łatwiznę i pstryka palcami, żeby Malfoy błyskawicznie przystosował się do
grania roli wielkiej miłości Hermiony, zamiast pokazania czytelnikowi
wiarygodnych zmian, które z rozdziału na rozdział zachodzą w sposobie myślenia
i postrzegania świata Malfoya? Wszyscy doskonale wiemy, że w kanonie nie było
między tą dwójką dosłownie niczego, że Draco naprawdę był rasistą i wierzył, że
Hermiona jest gorsza od robactwa ze względu na rzecz tak głupią jak
pochodzenie, więc dlaczego próbujesz mydlić czytelnikowi oczy, że niby nigdy
taki nie był? Powinnaś opierać się na kanonie i z niego czerpać, a nie próbować
wymazać nieodpowiednią przeszłość i zachowanie danej postaci. Przecież taka
relacja i możliwość przejścia tak istotnej, wręcz przełomowej zmiany w zatwardziałym,
uprzedzonym sposobie myślenia otwiera mnóstwo możliwości dla tekstu,
sprawiłaby, że opowiadanie byłoby bardziej zgrane, wiarygodne i przede
wszystkim uzasadnione, a i na pewno wyróżniłoby cię na tle innych autorów,
którzy zdecydowali pisać się akurat o tej dwójce. Mimo wszystko opierasz się na
ogranym i starym jak świat sposobie pod tytułem: „Och, skrzywdzony Draco, to
wszystko przez jego ojca”. Oryginalności zero.
Rozdział czwarty
„Nawet własnej matce
nie był w stanie wyznać wszystkiego o swoich problemach i uczuciach, z którymi
borykał się odkąd Potter zabił Czarnego Pana.” – przecinek przed „odkąd”.
„Powinien odrobić
pracę domową z Zaklęć...” – „Zaklęć” małą literą, tak powinno się zapisywać
nazwy przedmiotów (możesz sobie sprawdzić w książkach).
„Dyrektorka uznała, że
powrócą do swojej postaci dopiero, gdy oboje zrozumieją z czym boryka się to
drugie.” – przecinek przed „z czym”.
Jako że to ostatni rozdział, który został mi do ocenienia,
bo więcej ich na razie nie opublikowałaś, wreszcie mogę wspomnieć o relacji
Hermiony z Ronem. Co prawda zgrabnie wyeliminowałaś go z akcji, bo Weasley
oddał się pracy (szkoleniu?) aurorskiej i w związku z tym nie chciał wracać na
dokończenie ostatniego roku nauki, jednak nie negujesz istnienia uczucia, jakie
było między nim i Hermioną. Teraz wciąż są razem, Granger myśli o nim
pozytywnie i nie robisz z niego jakiejś bezczelnej karykatury, damskiego
boksera i co to tam niektóre autorki Dramione jeszcze sobie wymyślają, żeby
tylko Hermiona mogła być z Dracze. W każdym razie przy nagromadzeniu tylu Złych
Ronów, ten powiew rzeczywistości w opowiadaniach tego typu jest na tyle rzadki,
że godny pochwały. Może to nie do końca coś oryginalnego, no bo jak można
nazwać rzeczywistość oryginalną, ale jest zdecydowanie na plus.
„Robbins poniekąd nie
pasowała do Ślizgonek, które w dużej mierze należały do ładnych, szczupłych i
zdecydowanie wrednych szlachcianek.” – i znowu przesadzasz. Powielasz
stereotyp, że jak ktoś ze Slytherinu, to od razu zły i w ogóle, a zupełnie nie
rozumiem, co ma wygląd i waga do pochodzenia. Kanoniczny Draco sam nie należał
do najpiękniejszych, szczerze mówiąc. Chciałam też dodać, że na szczęście
Robbins się różniła od wszystkich złych Ślizgonów, ale wychodzi na to, że
miałaś na myśli jedynie wygląd, nic więcej. Bo przecież Sara – oczywiście
zauroczona w Malfoyu po same uszy – na pewno nie byłaby dla niego wredna, więc
nie wiadomo, czy tym też mogła się różnić.
„Cóż, udało.”– a
gdzie „się”?
„Żądni sławy Gryfoni
nawet się nie obejrzeli, jak nastał dzień przesłuchań do drużyny.” –
przesłuchań? Czyli co, kapitanowie drużyń sadzali kandydatów na stołkach i
zadawali im pytania? Naborów do drużyny, naborów!
„(...) wystarczyło
wygonić tych, którzy chcieli wywinąć się z odrabiania prac
domowych/poprzeszkadzać/nie byli nawet z Gryffindoru, a trawnik znacznie
opustoszał.” – piszesz opowiadanie, czy z koleżanką na GG? Ten zapis to
abominacja. Zawiodłam się, szczególnie, że wcześniej wyglądało na to, że zależy
Ci na poprawności…
„Reszta, w tym Draco,
usiedli na trybunach aby obserwować zmagania rekrutów.” – przecinek przed „aby”.
Po przeczytaniu całości wciąż zastanawiam się nad jedną
rzeczą – dlaczego oni bez przerwy zachowują się tak, jakby nie mieli problemu
do rozwiązania? Nie żebym oczekiwała cudów po czterech rozdziałach, ale oni
rzadko kiedy myślą na ten temat, jakby wcale nie chcieli wrócić do swoich ciał.
Pierwszy maleńki postęp wyszedł z inicjatywy Malfoya, który – nie wiedzieć
czemu – wygadał się Granger i zwierzył z tego, że jego ojczulek był szurnięty.
Najwyraźniej Hermiona lubi udawać, że jest chłopcem.
A teraz postaram się wszystko podsumować i jeszcze raz
ogarnąć. Dialogi są wiarygodne, brzmią tak, jak powinny brzmieć w tych
sytuacjach, jednak mam małe zastrzeżenie co do używanych słów. Nie potrafię
sobie wyobrazić Hermiony, która z własnej woli wypowiedziałaby słowo „obciach”,
i naprawdę nie chcę tego potrafić. Przydałoby się zróżnicować styl wypowiedzi
postaci, w końcu Malfoy był jednak wychowywany ze sztywnymi zasadami, co na
pewno odbiło się na jego słownictwie, ale z kolei Hermiona nie może mówić zbyt
potocznie, bo to w końcu Hermiona. Właściwie coś podobnego mogłabym powiedzieć
o charakterystycznych zachowaniach, mimice – te szczegóły powinny znaleźć się w
opowiadaniu. Co do stylu pisania naprawdę nie mogę wiele Ci zarzucić, bo widać,
że się starasz, w dodatku dbasz o poprawność tekstu i tak dalej.
Nie szczędź czytelnikowi tych pożal się boże opisów
otoczenia – w całym tekście jest ich tak mało, że aż szkoda gadać. Bohaterowie
łażą sobie po bezbarwnych, nieopisanych wnętrzach, co sprawiało tylko, że czułam
się nie na miejscu. Odnoszę wrażenie, że tak bardzo śpieszysz się do scen
między Hermioną i Draco, że po prostu zapominasz, jak ważne są opisy. Tekst
naprawdę, naprawdę wiele na tym traci i za to sypnie się dość sporo punktów. I
jeszcze muszę popsioczyć na opisy uczuć – takich mięsistych można szukać jak ze
świecą, naprawdę. Jestem zadziwiona, że ani Hermiona, ani Draco nie mają
jakichś konkretnych przemyśleń na temat sytuacji, w jakiej się znaleźli, że
żadnemu nie przyszło do głowy, że istnieje możliwość, że zostaną w tych ciałach
do końca życia. A myśl o konsekwencjach? Jakie tam konsekwencje, trzeba się
dostać do drużyny quidditcha!
Na sam pomysł z zamienieniem dusz już gdzieś trafiłam, ale
mimo wszystko jest dość oryginalny. Oryginalność jednak nie oznacza, że
zamienienie dusz i jego podstawy są logiczne i uzasadnione regułami, jakie
rządzą światem czarodziejów. McGonagall i jej małe przemówienie na temat tego,
że jest to niesłychanie rzadki skutek uboczny źle uwarzonego eliksiru, było
zupełnie niewiarygodne, niestety. To trochę tak, jakbym powiedziała, że za
każdym razem, kiedy ktoś niepoprawnie rzuci zaklęcie, może losowo trafić mu się
zajście w ciążę, bo tak – nieważne nawet, jakiej jest płci – bo magia, a magia
może wszystko! Tyle że nie może, no trudno. W każdym razie nieważne, jak
sprawnie wyjaśniłabyś cały ten temat zamian dusz, i tak patrzyłabym na niego
krzywo, ale nie dlatego, że jestem uprzedzona, a dlatego, że w serii o Harrym
Potterze Rowling jasno dała nam do zrozumienia, że babranie się w sprawy
związane z duszą jest zawsze ryzykowne, ale i brutalne, a w dodatku niosące ze
sobą poważne konsekwencje. Mam uwierzyć, że jeżeli stworzenie horkruksa było
tak trudne (nie dość, że trzeba zabić drugiego człowieka, jeszcze na pewno
potrzeba do tego wielkich umiejętności magicznych), to zamienienie się duszami
mogłoby być jedynie zwykłym skutkiem ubocznym podwójnego dodania soku z cytryny
do Eliksiru Euforii, dziełem przypadku? Może i pomysł w jakimś stopniu jest
oryginalny, niestety z logiką i kanonem jest bardzo na bakier.
Bohaterowie są na razie strasznie jednowymiarowi. Nie mogę
uwierzyć, że chcą wrócić do swoich ciał, bo zamiast próbować coś zrobić ze
swoją sytuacją, wolą przejmować się głupotami w stylu dostania się do drużyny
quidditcha. W dodatku Hermiona zupełnie straciła manię przeprowadzania
researchu – gdyby do takiej sytuacji (jakże absurdalnej, no ale hipotetycznie)
z zamianą dusz doszło w kanonie, Granger spędziłaby każdą wolną chwilę w
bibliotece, a i pewnie przeszłaby się do działu ksiąg zakazanych, żeby tylko
wyniuchać cokolwiek, co mogłoby jej pomóc i naprowadzić ją na rozwiązanie.
Tymczasem zamiast porobić coś produktywnego, przejmuje się tym, że po Hogwarcie
łażą jakieś idiotyczne plotki na jej temat. Z kolei Draco w jednym momencie
zachowywał się tak, jakby miał obsesję na punkcie mistycznej reputacji, którą
Granger rzekomo mu zrujnuje, a potem zupełnie miał to gdzieś, kiedy wieczorem
postanowił nauczyć Hermionę latania na miotle. Całe to jego przejmowanie się
reputacją (to właściwie jedyna charakterystyczna rzecz, jaką nam pokazał na
przestrzeni prologu i czterech rozdziałów) stoi pod wielkim znakiem zapytania
szczególnie dlatego, że najwyraźniej przeciętny uczeń Hogwartu (i przeciętny
Ślizgon) nie miałby problemu zauważyć, że ta dwójka spędza ze sobą dużo czasu,
skoro Ginny to nie umknęło. Reszta ich zachowań to takie typowe zlepki z
wszystkich Dramione, jakie miałam okazję przeczytać. Pojawiają się też takie
postacie jak Ginny i Sara, ale o tej pierwszej mogę powiedzieć jedynie, że ma
oko do szczegółów, a ta druga kocha się w Malfoyu i to tyle, co ją wyróżnia od
reszty postaci, które jakoś tam poruszają się w tle.
39/70
Dodatkowe punkty:
1/2 za Rona.
Podsumowanie:
Następnym razem postaraj się bardziej dogłębnie przemyśleć
niektóre sprawy, zastanawiać się, czy są logiczne i czy aby na pewno są dobrym
pomysłem. Zacznij opisywać i weź się za to porządnie, bo na razie pod tym
względem tekst zdecydowanie leży i kwiczy. Na przyszłość też zastanów się, jak
sprawić, by postacie zyskały trochę więcej cech charakteru i to takich, które
naprawdę widać, a które nie znikają po akapicie czy dwóch. Z najbardziej
oczywistych rad to chyba tyle. Zdobyłaś 49 punktów na 82 możliwych, co daje Ci
ocenę dostateczną.
Witam!
OdpowiedzUsuńZ przykrością stwierdzam, że muszę odwołać moją prośbę o ocenę bloga Twenty secrets of love. Jest on w wolnej kolejce, więc mam nadzieję, że nie będzie problemu. Powód prosty - zawieszam go.
Serdecznie pozdrawiam i przepraszam za utrudnienia.
Przepraszam, pomyliłam się. Jestem w tej chwili w kolejce Pollali (przepraszam, nie wiem, jak to się odmienia), lecz na przedostatnim miejscu.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę ocenę, chociaż mnie załamała. Nie mam oczywiście pretensji do ciebie, właściwie to powinnam postawić ci pomnik za wytknięcie tych wszystkich niedorzeczności, których w zamiarze miało nie być w mojej historii, a jednak się pojawiły.
UsuńNajbardziej dobił mnie fragment o Hermionie, bo miałaś tam całkowitą rację - gdyby "prawdziwej" Granger przytrafiło się coś takiego, każdą wolną chwilę spędzałaby na szukaniu wskazówek, jak się z tych kłopotów wyplątać. Mi to umknęło, aż mam ochotę pacnąć się w łeb cegłą.
Czuję, że powinnam napisać długi komentarz i jakoś się usprawiedliwić, ale po prostu nie umiem i wręcz nie powinnam. Może zabrzmi to dziecinnie, ale chciałam napisać coś "lepszego", bo 90% innych dramione było dla mnie po prostu nie do przełknięcia, pozbawione kanonu, skupiające się jedynie na tym, aby Dracze i Herma szybciej mogli się obmacać, a teraz się okazuje, że wcale nie byłam lepsza...
Postanowiłam wziąć pod uwagę wszystkie twoje rady i wytyki oraz porządnie zastanowić się nad Swapped Souls. Bardzo możliwe, że zacznę to pisać od początku, w końcu nie mogę strzelić focha i skasować bloga, jestem chyba na to za stara.
No nic, jeszcze raz dziękuję i życzę pomyślnego przejścia stażu, bo jesteś naprawdę wspaniałą oceniającą.
Pozdrawiam!
Na razie napisałaś mało rozdziałów i to krótkich, więc przepisywanie wszystkiego od początku nie byłoby takim złym pomysłem, bo nie zajęłoby Ci zbyt wiele czasu. W każdym razie mogłabyś też wprowadzić w opublikowanych rozdziałach poprawki, załatać dziury i może nawet dopisać jakieś fragmenty, ale tu z kolei wypadałoby poinformować o tym czytelników.
UsuńDziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam :).
Ja mam takie pytanie. Skoro kolejka była aktualizowana to czemu mój blog (wypalona-gwiazda) i Kostki (kostkapisze) nie zostały dodane do wolnej kolejki, chociaż zadeklarowałyśmy, że chcemy trafić właśnie tam? A blog sekrety zamku został normalnie wpisany do kolejki Drosery?
OdpowiedzUsuńJuż wszystko poprawiam, musiałam pominąć Wasze blogi przy aktualizacji kolejki.
UsuńPrzy okazji, Pollalo, jak będziesz aktualizowała kolejkę, z mojej usuń bloga red-descent. Chciałam się dziś wziąć za pisanie oceny, a tu widzę, że wszystkie rozdziały zostały usunięte i autorka pisze, że nie wie, kiedy wróci ^^.
OdpowiedzUsuńNie przyszłam tu po to, żeby oceniać szablony, ale takie są kryteria i ich nie zmienię, to chyba logiczne? Nie oceniam tego, jakie efekty sobie ktoś strzeli w szablonach, czy ma zajefajny kursor i fantazyjne czcionki, a to, czy blog wygląda przejrzyście i czy da się go czytać. Myślałam, że to też logiczne, ale trudno.
OdpowiedzUsuńW przyszłości napisz, dlaczego ocena jest kiepska. Niczego się nie nauczę i mój poziom się nie poprawi, jeżeli nie wyjaśnisz, nad czym mam popracować. A jeżeli faktycznie jest kiepska, to pewnie masz sporo do napisania.
Pozdrawiam,
Drosera.
Ciekawe jest także to, że masz uratować "zupełnie beznadziejne KDO". Zastanawiam się skąd bierze się jego "beznajdzieność". Rozumiem, że mamy spory kryzys z pisaniem ocen, ale przecież nie możemy przewidzieć wydarzeń losowych w naszym życiu.
UsuńChyba, że chodzi o coś jeszcze innego. W takim razie zamieniam się w słuch, drogi anonimie.
Pewnie największym problemem drogiego anonima jest fakt, że kiedyś dostał tutaj gorszą ocenę i do dziś nie może się z tym pogodzić :)
Usuń„Uśmiechnął się głupkowato i oparł nonszalancko o jedną ze ścian.” – no nie, oparłby się o dwie.
OdpowiedzUsuńDo zrobienia, jak się stoi w rogu pomieszczenia. ;)
Anonimku: wow szablonik taki istotny wow masa argumentów wow nie nadajesz się bo tag wow.
Ocena jest całkiem dobra, rzeczowa i pomocna, zważywszy na to, że jest debiutem. Mam nadzieję, że oceniająca utrzyma poziom, a podejrzewam, że z czasem będzie jeszcze lepiej.
No tak, faktycznie, nie pomyślałam o tym. Tyle że stanie w rogu pomieszczenia i opieranie się o dwie ściany raczej nie spełniłoby żadnego celu, bo wydaje mi się, że to nie za bardzo wygodna pozycja :P.
UsuńJak się człowiek zgarbi, to nie jest tak źle. ;p
OdpowiedzUsuńDobra, już nie zawracam gitary, bo wiadomo, że w tym przypadku nie o to chodziło.