Oceniająca: Drosera Sundew
Oceniany blog: hermionka-i-jej-milosci
Autor: XX
Wstęp:
Cóż, mamy tu doczynienia z
Onetem (aż się dziwię, że niektórzy wciąż tam blogują, naprawdę), więc blog
wygląda jak wygląda – szału nie ma, mówiąc delikatnie. Kolory są w porządku,
ale będę musiała się przyczepić linków. Poruszanie się między rozdziałami i
opowiadaniami jest strasznie trudne właśnie przez dużą ilość treści, a w
dodatku całość nie prezentuje się zbyt schludnie.
Będę łagodna (w końcu Onet,
taryfa ulgowa się należy!).
5/10
Treść:
Najpierw bierzemy pod lupę
opowiadanie zatytułowane „Dojrzała Czarownica”.
Rozdział pierwszy
-Szybciej pakuj te walizki do bagażnika córeczko!- popędzała mnie mama.
– niefajnie jest tak rozpocząć czytanie opowiadania od zdania najeżonego
błędami, ale trudno. Treści na blogu masz naprawdę sporo, więc powinnaś już
dawno wiedzieć, jak poprawnie zapisujemy dialogi. Brakuje spacji, zamiast
półpauz albo pauz mamy dywizy, które służą do zupełnie czegoś innego, zagubił
się również przecinek przed „córeczko”. Jako że w prawie każdym zdaniu jest
jakiś błąd, nie widzę sensu w niepotrzebnym wydłużaniu oceny, a postaram się
jakoś konkretniej opisać późniejszą część o błędach, kiedy podsumuję treść.
Dom urządzony w stylu śródziemnomorskim, pełen powietrza i wody, bajka.
– ee… powiem tak: zupełnie nie orientuję się w wystrojach domów, a co
dopiero w stylach, więc mnie, jako kompletnego laika, ten opis najpierw wprawił
w zmieszanie i ogólne skołowanie, a potem – mimo wszystko – przyprawił o
uśmiech na twarzy. Nie mam pojęcia, co miałaś na myśli przez „pełen powietrza i
wody”, a jednak fajnie byłoby je mieć. Idziemy dalej:
Na parterze znajdowała się kuchnia, jadalnia i salon, zaś na piętrze
sypialnia, łazienka, pokój gościnny i mały gabinet. – ten dom nie tylko
rzekomo wyglądał jak zamek, ale i miał być duży. To mi na duży dom nie wygląda…
Idziemy jeszcze zdanie dalej:
Przytuliłam z całej siły rodziców. – czyli co… Oni weszli do domu,
stali w tym salonie czy gdziekolwiek, a bohaterka w jakiś niewiadomy sposób dowiedziała
się, jakie pokoje są na którym piętrze? Nie napisałaś, że przeszli się po tym
domu (gdyby się przeszli, podejrzewam, że Hermiona (bo to jest Hermiona,
prawda? Imię jeszcze nie padło) bardziej podniecałaby się wystrojem), po prostu
od razu przeskoczyłaś do „stylu śródziemnomorskiego” i tego dziwnego powietrza
i wody.
Harry ożenił się z Giny, Ron z Parvati, a ja? – CZEMU Ron ożenił
się z Parvati? Tylko po to, żeby były seksy z Drakusiem, hm?
Ja zamieszkam sama w wielkim domu, który kupili mi rodzice w
czarodziejskiej wiosce nieopodal Ministerstwa Magii, żebym miała blisko do
pracy. – widzę, że na potrzeby córki rodzice założyli swoją własną
czarodziejską wioskę W ŚRODKU LONDYNU (to właśnie tam znajduje się Ministerstwo
Magii, jeżeli nie wiesz). Na miłość boską!
Umyłam się, poszłam do sypialni i wyglądnęłam przez okno.
-Jejku! Jaki straszny zamek.-przeraziłam się- Kto by chciał mieszkać w
czymś takim?! – co do… O co ci chodzi? Gdzie tam w środku Londynu jakiś
straszny zamek? Dobra, koniec już z tym Londynem. Nie sądzisz, że kiedy
Hermiona tak bardzo podniecała się zewnętrznym wyglądem domu i tą rzekomą
okolicą „pełną zieleni”, nie zauważyłaby, no wiesz… strasznego i mhrocznego
zamku znajdującego się w pobliżu?
Niedługo potem serwujesz nam
zupełnie nie pasującą do Hermiony scenę, w której nasza wyprana z kanonicznego
charakteru bohaterka biega po całym ministerstwie jak trzepnięta, nie wiedząc,
gdzie znajduje się dział, w którym ma zacząć pracę. Ssserio? Naaaprawdę? Ta
Hermiona, co to przez większość siedmiu książek miała w czterech literach kij,
jeżeli chodziło o obowiązki, lekcje i ogólnie wszystkie poważne sprawy, teraz
nie wie, gdzie ma pracować? A jak według Ciebie dostała tę pracę? Wysłała CV, a
oni nawet nie umówili jej na rozmowę kwalifikacyjną (lub jej czarodziejski
odpowiednik, żeby nam tutaj nie zalatywało zbytnim mugolstwem!), tylko od razu
odesłali sowę z peanami na cześć naszej Mionki? No nie, tak to nie wygląda.
Wiesz, dorosłe życie ma swoje prawa. Zostawmy już ten żenujący brak pomyślunku
i chlipiący gdzieś w rogu kanon, czas wziąć pod uwagę fakt, że nawet jeżeli hipotetycznie
przyjęłabym, że Hermiona mogłaby okazać się głupsza od pospolitego buta, w
życiu nie uwierzyłabym, że zamiast OD RAZU kogoś spytać o drogę do
odpowiedniego działu, latałaby jak ostatnia kretynka po ministerstwie bez
żadnego planu. Sama też wykopałaś pod sobą dołek, bo zaraz na wejściu do
ministerstwa Mionka zostaje zatrzymana przez kogoś, kto musi nam pokazać, jaka
to ona wspaniała, zdolna, po prostu cud, miód, maliny, a sama Hermiona pyta
„Gdzie to jest?!”, ale najwyraźniej ten ktoś został uciszony przez imperatyw
blogaskowy, żeby to właśnie panicz Malfoy podał nam odpowiedź na frustrujące
pytanie Granger.
-O! Granger! Coś się stało mała?!- patrzył na mnie z wyższością.
-Nie mów do mnie mała! – dzięki za brutalne i jakże niechciane
cofnięcie mnie do lat podstawówki. Tak wiele złego zawarte w tak małej ilości
słów… Jeżeli czytałaś książki, kurczę blade, nawet jeżeli oglądałaś tylko
filmy, powinnaś wiedzieć, że Malfoy zamiast „mała” powiedziałby „szlamo”, w
końcu był rasistą, a nie wyimaginowanym cwaniaczkiem spod monopolowego.
I tak spóźniłam się godzinę . – i okazało się, że Hermiona została
sprowadzona na dno dna intelektu.
-Dam pani jeszcze jedną szansę- po chwili uśmiechnął się dobrotliwie i
dokładnie obejrzał, aż się zaczerwieniłam, co nie uszło jego uwadze.-Jest pani
śliczna. – e? Hermiona śliczna? Czekaj, czytałyśmy te same książki? (Swoją
drogą, co on dokładnie obejrzał, bo nie napisałaś?)
Szef działu okazuje się nie
tylko zaskakująco przystojny, ale i młody (nie wiem, o czym myślałaś przy
pisaniu tych głupot…), a w dodatku (wiadomo) jest zainteresowany śliczną
Mionką, więc (wnioskuję) pomyślał: „Pieprzyć etykę zawodową, czas na love story
i bara-bara!” Rozdział kończy się humorystyczną nutą (miała być humorystyczna?
Nie wiem, ale się uśmiałam), bo Malfoy – żadna niespodzianka – okazuje się
kopią wszystkich Malfoyów wyrwanych z najgorszych fanfików Dramione w sieci,
rzuca tekstami, które mogłabym spotkać w pięćdziesięciu tysiącach innych opek i
tak dalej, a Mionka najwyraźniej jest tak oburzona, że uderza go w policzek i
wybiega. Ach, ten dramat. Wszystko tu cuchnie Modą na Sukces.
Rozdział drugi
-Szef mnie zaprosił na kolację, a Malfoy powiedział, że dla kariery
jestem nawet gotowa przespać się z Oliverem.- mówiłam tak szybko, że Tony ledwo
mnie zrozumiał. – spytam, bo muszę: piszesz to na poważnie? Co, na miłość
boską, pokierowało Hermioną tak, żeby wypaplała się jakiemuś facetowi, któremu
najwyraźniej płacą za stanie pod drzwiami ministerstwa? CZEMU Hermiona
przejęłaby się tak idiotycznymi, żałosnymi przytykami, skoro jeszcze w szkole
(kanonicznie) nie pokazywała, że bycie nazywaną „szlamą” ją w jakikolwiek
sposób rani?
-Calutki miesiąc bez znaku od ciebie! Co się z tobą działo!- uścisnęłam
się na Harrego, potem przytuliłam tak samo mocno Ronalda. – szkoda, że
nigdy nie dowiem się, kto wypowiedział tę kwestię. I Hermiona co zrobiła,
uścisnęła się na?
Ron o wiele wyprzystojniał Harry? – co?
Harry zawsze był przystojny, teraz jakby sprawiał wrażenie bogatszego
duchowo. – co ma bogactwo duchowe do bycia przystojnym i SKĄD – do jasnej
ciasnej – Ci się to wzięło? Przecież Harry nie odezwał się nawet słowem, czy to
ten przejaw bogactwa duchowego?
Jajku! – co ja czytam.
Już jestem ciekawa co się stało z dziewczynami. – no tak, bo przez
okrągły miesiąc nikomu, dosłownie nikomu nie przyszło do głowy, żeby, no wiesz…
wysłać przyjaciołom listy. E, co tam przyjaciele, walić ich, wakacje są.
Mionka wybiera się na zakupy, a
ja zastanawiam się, czy dam radę wytrzymać ocenianie całego tego opka. Poza tym
jak śmiem odwracać uwagę od tak ważnej czynności, jaką jest wybieranie
czerwonej, obcisłej sukienki z rozcięciem do uda? Nie chcę wiedzieć, jak sobie
wyobrażasz randki, ale pewnie równie absurdalnie, co dorosłe życie. No i mam
wierzyć, że Mionka, która nie umiała z siebie wydusić słowa, kiedy szef
zaprosił ją na randkę, która zarumieniła się jak piwonia, kiedy ten nazwał ją
ślicznotką, zdecydowałaby się założyć coś takiego? I znów pytam: piszesz to na
poważnie?
Kiedy Hermiona kończy zakupy,
okazuje się, że Malfoy jest jej prześladowcą, a przynajmniej tak to sobie
tłumaczę, bo nie widzę powodu, dla którego w jakimkolwiek świecie taka ilość
dziwnych zbiegów okoliczności okazałaby się czymś innym. Najpierw Malfoy (po
upadku Voldka, po tym, jak jego rodzina straciła WSZYSTKO) dostaje ciepłą
posadkę w ministerstwie (kwik), trafia do tego samego działu co Hermiona, ma
tuż obok Granger biuro i podsłuchuje jej rozmowę z szefem, a teraz mam uwierzyć,
że szlaja się Merlin wie gdzie, najpewniej po mugolskich ulicach (bo gdzie
Mionka kupiłaby takie wdzianko? Na pewno nie w dzielnicy magicznej) tak, no
wiesz, przypadkiem? Mam wrażenie, że traktujesz czytelnika jak idiotę, bo nie
wiem, kto inny zniósłby takie stężenie głupoty. Zaraz potem mamy scenę, w
której Malfoy wyrywa Mionce torbę z zakupioną sukienką, a ja dochodzę do
wniosku, że mogłabym wpisać w Google „Hermiona Draco love” i wcisnąć „szęśliwy
traf”, a strona, na którą bym trafiła, w treści opka miałaby coś do bólu
podobnego i tak samo idiotycznego.
Kolejny raz porządnie sobie
kwiknęłam, a mianowicie przy tym, kiedy Malfoy twierdzi, że Oliver, szef
Hermiony, zostanie zastępcą ministra, to po pierwsze. Ot, taki sobie jakiś
młody chłoptaś z wymyślonego Działu Odkryć (bez komentarza) w Twoim świecie ma
szansę na tak poważne stanowisko. Jeszcze bardziej kwiknęłam przy tym, kiedy
Malfoy twierdził, że równie dobrze niedługo może zostać szefem Hermiony (i tu są
końskie zaloty na poziomie nie za mądrych chłopców, którzy dopiero co weszli w
okres dojrzewania i jeszcze nie odkryli cudów erotyki, jakie ma dla nich
internet). Ale! Przyznam, że jakieś trzydzieści sekund później przeraziłam się
nie na żarty, bo patrząc na to, jak wyobrażasz sobie świat dorosłych, doszłam
do wniosku, że Malfoy pewnie faktycznie zostanie szefem Hermiony.
Wróćmy do tej torby z sukienką.
Malfoy wyrywa ją Hermionie i długo nie chce oddać, co jest pretekstem dla
kontynuacji idiotycznej rozmowy oraz przepychanek, a Mionka najwyraźniej tej
torby odzyskać nie chce, bo w tej sprawie nic nie robi. To mogę zrzucić na
barki zupełnego braku opisów i pisania na odwal, bo wydaje mi się, że jednak w
Twoim zamyśle Granger próbowała odebrać Malfoyowi swoją własność. Ale jeżeli
faktycznie próbowała, dlaczego nie użyła do tego zaklęcia? Najpierw myślałam,
że przez fakt bycia w okolicy potencjalnie pełnej mugoli, ale zaraz potem
Hermiona strzela focha i teleportuje się spod z sklepu, no więc coś tutaj się
kupy nie trzyma, nie sądzisz?
Hermionę spotykają
tragiczne konsekwencje nieuzasadnionej głupoty, jaką wcześniej zrobiła. Otóż
okazuje się, że Tony rozniósł plotki, w efekcie czego idealny mężczyzna
Hermiony (szef) nie chce się już z nią spotykać, bo w końcu ma zostać zastępcą
ministra. Kto by pomyślał, że ten związek będzie skazany na tak szybką porażkę?
Iii… nadchodzi moment, który po
prostu musiał nadejść. Jak w każdym tragicznym opku Hermiona zostaje
spłaszczona i ogłupiona do tego stopnia, że na drodze do normalnego
funkcjonowania stoi jej przeszkoda nie do przekroczenia – mianowicie
niesamowicie męski głos Malfoya, od którego uginają jej się nogi, i jego
wspaniały zapach. No tak, przecież to wszystko, o czym może myśleć kobieta,
kiedy przez siedem lat była obrażana i wyśmiewana przez zwykłego rasistę, który
po zakończeniu szkoły najwyraźniej ją śledzi i uprzykrza jej życie. Tak, na toksycznych
relacjach i napastowaniu faktycznie można budować prawdziwą miłość…
Rozdział trzeci
Poszłam do sali 125. Otworzyłam
drzwi i co zobaczyłam? Grupę czarodziejów wymachujących różdżkami w stronę
trolla uwiązanego wielkimi łańcuchami. – „125” słownie, to po pierwsze. Po
jaką cholerę Mionka tam poszła, to po drugie, a po trzecie: jaki interes może
mieć świeżo upieczona pracownica ministerstwa, która pracuje w Dziale Odkryć?
Czyżby czarodzieje dopiero co odkryli trolle?…
Kim jest ta baba, że sobie tak rozkazuje!? – halo! Halo, szukam
mózgu Hermiony, bo chyba uciekł! Na miłość boską, ona jest w pracy DRUGI DZIEŃ
i oczekuje, że nie będzie nad nią żadnego zwierzchnictwa? A w dodatku znów
popisuje się kompletnym idiotyzmem, w końcu nie ma to jak powiedzieć coś
takiego do nieznanego pracownika. Najwyraźniej uczenie się na błędach to coś
ponad możliwości Granger.
-Na czym to my sunęłyśmy? – que?
Wprowadzasz nową postać: Lola
(to imię wspaniale wpasowuje się w uniwersum, prawda?) – dziewczyna Malfoya.
Oczywiście jako że jest jedną z konkurentek w starciu o serce wspaniałego
Dracze, Granger od razu twierdzi, że jej współczuje, no bo przecież Malfoy na
pewno ją zdradza. Tak, w jaki inny sposób mógłby traktować resztę kobiecej
populacji? A te namiętne pocałunki w pracy, tak, bardzo na miejscu. Pewnie w
ministerstwie mają również przerwy na seksy.
„O projekcie postanowiono, gdy grupa dzieci z Hogwardu próbowała
odeprzeć atak Sami- Wiecie- Kogo, który to przybył w okrutnym celu do
Ministerstwa”. – jak możesz pisać o czarodziejskim świecie, jeżeli nawet
nie wiesz, że Hogwart pisało się przez literę T? Dobra, koniec pastwienia się.
W oficjalnych papierach piszą nie tylko bzdury (nie, same dzieci nie próbowały
odeprzeć ataku Voldka, przykro mi), ale i też nikt nie potrafi powiedzieć
wprost, po co Voldemort przybył do Hogwartu, tylko owijają w bawełnę, żeby to
brzmiało… no nie wiem, dramatycznie?
-Granger, nie chcę nic mówić, ale jest już 19.00, wszyscy są już w
domach. – ale że niby kto wypowiedział te słowa, bo nie napisałaś? Duch
święty?
zapomniałem, że na szpilkach nie powinno się biegać i z impetem
wylądowałam na blondynie, który upadł na ziemię razem ze mną. – nie dość,
że Mionka zmieniła płeć, to jeszcze mózgu w domu zapomniała. No i oczywiście, muszą na sobie leżeć, przecież bez tego prawdziwej miłości nie ma, a
przynajmniej nie w opkach najgorszego rodzaju.
-Spilix- jednym machnięciem różdżki szpilki były jak nowe. – bo tak
trudno jest użyć Google i sprawdzić, jakie zaklęcie w kanonie naprawiało rzeczy,
prawda?
Dzięki za pomoc, ale za tą „szlamę” ni
pomogę ci się podnieść. – po pierwsze: jaką pomoc? Mionka sama sobie
buciki naprawiła. Po drugie: nikt jej jeszcze szlamą nie nazwał, o co więc
chodzi?
-Ona jest fascynująca.- po tych słowach przerażony zasłonił sobie usta
ręką- Ja tego nie powiedziałem, to z przemęczenia, lepiej wracam do domu. –
jasne, że z przemęczenia, wiadomo, że to ono wywołuje ogólną głupotę i
filmowo-kliszowe gadanie do samego siebie, w końcu jakoś autor musi uniknąć
opisywania uczuć, prawda? Ach, ta Hermiona, taka fascynująca. Nic tylko
zapomina, że nie umie biegać w szpilkach, no i jeszcze na ludzi wpada… taaaka
fascynująąąca.
Nigdy nie przypuszczałam, że zyskam tak szybko uznanie kogoś tak
zgorzkniałego. – kochanie, takie Mary Sue jak ty mają to we krwi, nie
obawiaj się. No i co też jest takiego w tej babce, że Mionka uważa ją za
zgorzkniałą? Była trochę szorstka dla niej na początku, w końcu coś tam robiła
z szarpiącym się trollem, uważam, że emocje w takim momencie mogły wziąć górę.
No ale wiadomo, że kanoniczna Hermiona też skreśliłaby kogoś na samym wstępie,
prawda?
-Może jednak założę tą czerwoną sukienkę- uśmiechnęłam się sama do
siebie. – a, to Hermiona jest lesbijką? No bo wiesz, jeszcze dopiero co
była zdumiona, że udało się jej tak szybko zyskać uznanie (co jest absurdalne
po jednym razie) szefowej, a tu zaraz wyskakuje z takim stwierdzeniem… A Malfoy
pojawi się bardzo niespodziewanie za trzy, dwa, jeden…
-Może jednak założysz.- czy on nigdy nie może zniknąć, ach ten Malfoy. –
ach, ten prześladowca.
Czemu musiałam wyjść z Ministerstwa na ulice Londynu, żeby móc się
dapotrować? Głupie pytanie! To po prostu zasady bezpieczeństwa! – tak,
rozumiem, zasady bezpieczeństwa. Nie możemy teleportować się z ministerstwa, bo
tam tylu mugoli, którzy mogliby nas zauważyć… Oh, wait. Pytanie tak głupie jak
Twoja Mionka.
Weszłam do budki i już chciałam zamknąć drzwi, kiedy Malfoy władował mi
się do środka. Westchnęłam głośno i obróciłam się do niego plecami. Czułam jego
gorącu oddech na moim karku. – zupełnie niespodziewane napastowanie za
trzy, dwa, jeden…
Malfoy szybko mnie obrócił w swoją stronę. – kto by się spodziewał!
w tym momencie normalna kobieta zacałowałaby takiego przystojniaka na
śmierć, ale kto powiedział, że ja jestem normalna. – proszę, nie rób z
normalnych – TAK, NORMALNYCH – kobiet jakichś bezmózgich idiotek. Żadna
NORMALNA kobieta nie „zacałowałaby na śmierć” dupka, który ją ewidentnie
prześladuje, obmacuje bez jej zgody, traktuje jak przedmiot, a w dodatku uważa
ją za śmiecia tylko dlatego, że urodziła się w nieodpowiedniej rodzinie. Tak
trywialna rzecz jak wygląd – swoją drogą, kanoniczny Malfoy piękny nie był – w
tym momencie niestety by się nie liczyła, nieważne, jak bardzo chciałabyś
zrobić z tego rzygogenne love story. Żadna normalna kobieta z jedną szarą
komórką nie uważałaby tego momentu za romantyczny, bo – jak już podkreśliłam
tysiąc razy – jest normalna, w przeciwieństwie do Mionki, dla której myślenie w
kategoriach innych niż „jajku, jaki on przystojny, ściągam majtasy!” jest za
dużym wysiłkiem.
Rozdział czwarty
Rozdział ma tylko jakieś
osiemset słów, ale i tak nie przestajesz mnie zadziwiać – też jest w nim pełno
głupot. Samo spotkanie Hermiony z pseudoprzyjaciółmi jest zapychaczem służącym
tylko po to, by udowodnić czytelnikowi, że Mionka ma znajomych, ale okazuje się
też, że nasza Granger nie czyta już gazet, no bo po co w ogóle marnować czas na
coś poza fantazjowaniem na temat biednego, skrzywdzonego Dracze, któremu
Voldemort zabił rodziców. Bardzo, bardzo ciekawe. Ta rewelacja rzekomo miała
znaleźć się właśnie w gazetach, ale jest już po Bitwie o Hogwart, Voldek powinien
nie żyć, także dlaczego teraz (i dlaczego W OGÓLE) ktokolwiek miałby pisać o
Malfoyu albo jego rodzicach, co? Żeby było dramatycznie? Jeżeli Voldek
faktycznie zabił rodziców Draco (no bo przecież zza grobu by tego nie zrobił,
chociaż znając Ciebie…), dlaczego Hermiona nie dowiedziała się o tym wcześniej?
Zaraz po upadku Voldemorta jej rówieśnicy hipotetycznie mogliby plotkować na
ten temat – w końcu po co Voldek miałby zabijać wiernych śmierciożerców, hę?
-Zamordował ich Voldemort i od tej pory próbuje się przyłączyć do mnie
i Rona, żeby nam pomóc go pokonać. – co proszę? Czy Ty naprawdę jesteś w
stanie zmienić każdy cel kanonu na jakąś wymyśloną głupotę, byleby Draco nie
był tym złym, ale rycerzem w lśniącej zbroi?
sama nie wiem, kto bardziej był zdziwiony. – no na pewno nie
czytelnik, w końcu od początku było wiadome, kto mieszka w mhrocznym zamku.
Dramat, dramat i jeszcze raz
dramat. Herma przeprasza Malfoya, Draco się z niej śmieje, Herma strzela focha,
Draco chwyta ją za rękę, mówi, że ma się zachowywać jak dorosła kobieta, a nie
tylko jak taka wyglądać, a mnie od stężenia idiotyzmów zaczyna boleć głowa.
Mionka twierdzi, że przez niego straciła przyjaciół (fajni z nich przyjaciele,
jeżeli jedna niemiła uwaga na temat Draco jest końcem tej wspaniałej
przyjaźni), po prostu Moda na Sukces
w pigułce.
Długo stał i wpatrywał się w moje okna, ale po co właściwie on to
robił? – to prześladowca i psychol, co innego ma robić? Podejrzewam, że
zastanawia się, jak Mionkę zamordować, a potem gdzie porzucić jej ciało.
Rozdział piąty
-Słuchaj, czy to z powodu Olivera jesteś dla mnie taki… Taki okropny?-
postanowiłam podejść do sprawy profesjonalnie. – faktycznie,
superprofesjonalne podejście, powinni się od Mionki uczyć.
-Jest pan już na tyle duży, żeby troszkę wiedzieć o życiu. – czy
ona właśnie potraktowała go jak dziecko? Ssserio? Ten profesjonalizm.
Uwaga, uwaga, Malfoy został
szefem. Moje najgorsze i najstraszniejsze obawy właśnie się ziściły; nie masz
pojęcia, jak wygląda dorosłość, ale z jakiegoś powodu postanowiłaś ją opisywać.
Dotychczas nie rozumiała, że strach i szacunek to dwie różne rzeczy.
– ach, no tak, Mionka rozumy pozjadała.
Ot, zaraz znów podkreślasz,
jakim prześladowcą jest Draco, no bo przecież w Londynie nie ma tylko jednej
restauracji, a niesamowitym zbiegiem okoliczności ci dwoje wpadają na siebie o
każdej sekundzie dnia. Imperatyw blogaskowy sprawia, że Lola – biedaczyna
zdradzana przez Malfoya z pierwszą lepszą, jaka się nawinie – każe ukochanemu
odprowadzić Hermionę, bo przecież teleportowanie się do swojego mieszkania jest
bardzo niebezpieczne i nie może być robione bez męskiej eskorty. Draco z
jakiegoś powodu (imperatyw blogaskowy!) łapie Hermionę za rękę, najwyraźniej i
on zauważył, że Granger nie jest dostatecznie mądra, by iść i mówić w tym samym
momencie, tak więc faktycznie tej pomocy potrzebowała (och, jaki on troskliwy).
Zamiast mnie wyswobodzić usiadł na mnie okrakiem i przycisnął dłonie do
ziemi. – a to moment, w którym normalna kobieta zaczęłaby wrzeszczeć
„POMOCY! GWAŁT!”
Rozdział szósty
- Ała! Moja głowa! – przykro mi, kac tak nie działa. No chyba że
Hermiona nie zna umiaru i przy kolacji wypiła dwie butelki wina, to może.
tutaj już musiałam wysilić mocno swój umysł, żeby sobie coś przypomnieć
– hm, czyli co, Draco podrzucił jej tabletkę gwałtu, bo jak inaczej wytłumaczyć
tę nagłą trudność w przypomnieniu sobie wydarzeń z poprzedniego dnia?
Co on sobie wyobraża?! Jeśli powie dziewczynie, że ma na nią ochotę, to
ona momentalnie wskoczy mu do łóżka?! Na pewno nie ja! – ależ oczywiście,
że nie ty.
Lavender i ja również będziemy u Harrego i tylko ci przypominamy o
spotkaniu. – już zapomniałaś, że dziewczyną Rona jest Parvati, hm?
Rozdział siódmy
Problem w tym, że odkąd opuściłam szkołę stałam się nieufna i strasznie
trudno rozmawia mi się o swoich uczuciach z innymi ludźmi. – taka ściema
niestety u mnie nie przejdzie, przykro mi. Faktycznie, Mionka jest tak nieufna,
że dzieli się każdą wieścią z Troyem, który pracuje w ministerstwie jako
facet-wiecznie-stojący-pod-wejściem.
-Cześć. Jak się macie?- niesamowite było to, że blondyn umiał
odwdzięczyć się równie przyjaznym uśmiechem. – no, niesamowite. I
niekanoniczne.
-Sprawdzę jak wyglądasz bez tej sukienki.- podniosłam rękę, by zetrzeć z niego ten drwiący uśmiech. –
z jakiego niego? I co – do jasnej ciasnej – robi opis Hermiony po kwestii
półgłówka Draco?
W odpowiedzi machnęłam drugą ręką, ale ją również chwycił. – we
wszystkich opkach jest tak samo, przecież kobiety ani szybkie, ani silne być
nie mogą…
Szybko odepchnęłam go od siebie i momentalnie znalazłam się u wejścia
mojego domu. Otworzyłam drzwi i chciałam wejść. -Nie tym razem, Hermiono.-
Malfoy szybko mnie chwycił i bez trudu znalazł moją sypialnię. – hmm, bez
trudu odnalazł sypialnię? Czyli widzę, że musiał znać rozkład domu, bo bez tego
by się nie obeszło (w końcu odbijanie się od pokoju do pokoju nie byłoby
seksowne i romantyczne), tak więc Malfoy serio ma nie po kolei w głowie. No i
co, jak się Hermionę raz chwyci, to ona wiotczeje w rękach jak szmaciana lalka,
niezdolna do sprzeciwu albo w ogóle jakiegokolwiek ruchu?
Naprawdę nie rozumiem, co też
widzisz w relacji postaci, jakie wykreowałaś. Nie widzisz, że wszystko, co
piszesz, jest w rzeczywistości obrazem toksycznej, niezdrowej relacji? Malfoy
jest napalonym idiotą, którego humory zmieniają się jak za pstryknięciem
palców, a w połączeniu z bezwolną, kompletnie skretyniałą Hermioną Draco staje
się zwykłym napastnikiem – na miłość boską, on zaciągnął ją do łóżka wyraźnie
wbrew jej woli, w trakcie tak jakby gry wstępnej zaczął ją obrażać i jeszcze
się dziwił, że nie chciała uprawiać z nim seksu! A Mionka cierpi na syndrom
sztokholmski – koleś dopiero co zaczął ją rozbierać na dworze, a potem, kiedy
wyraźnie powiedziała „nie”, zaciągnął ją do sypialni, okłamał ją, powiedział, że
jest głupia (ma rację, no ale), potem dalej chciał całować, a ona myśli tylko
o tym, że wyglądał smutno, kiedy kazała mu wynosić się z jej domu!
A tak odnośnie rozdziału ósmego:
Nie dziwię się, że do tej pory żaden mężczyzna się mną nie
zainteresował. – naprawdę? A co z szefem i Malfoyem, to nie mężczyźni?
Rozdział dziewiąty
No i mamy klasyczny pokaz
stosunków na linii Mionka – Malfoy. Ot, Hermiona niczego nie zrobiła (chodzenie
znów okazało się dla niej ponad siły, więc w zamyśleniu na kogoś wpadła), wderzyła
do ukochanego Draco (prawdopodobieństwo mnie zabija) i wywróciła się. Ten,
zamiast jej pomóc, jak zrobiłby każdy w miarę przyzwoity człowiek, gapił się na
nią rozeźlony. W tym czasie z ust Mionki padły niemiłe słowa (narrator nie
wspomina również, że Hermiona się podniosła), a – łagodnie mówiąc –
sprowokowany Malfoy chwycił ją za rękę tak mocno, że aż zabolało. Mionka
odpowiedziała w jedyny sposób, jaki zna, mianowicie przemocą. Tak, na takich
relacjach można budować związek!
Potem mamy dramatyczny zapychacz:
Hermiona idzie pobiegać, bo tak. Po jakimś czasie orientuje się, że nie wzięła
różdżki, z jakiegoś powodu przeraziła się nie na żarty i sprintem poleciała do
domu, oczywiście wpadając na Malfoya, który bardzo poważnie bierze swoją pracę
prześladowcy. Oczywiście Mionka nie dowiaduje się tak szybko, że to Malfoy,
ponieważ nie ma mózgu, szarpie się bezsensownie (Draco musiał ją chwycić, bo
jakżeby inaczej, prawda), macha rękami na oślep i ukazuje samą siebie jako nie
tylko skończoną idiotkę, ale i kompletną ofiarę. W czasie tak dramatycznych,
przerażających wydarzeń nagle straciła zmysł wzroku (cóż, pewnie nie wpadła na
to, by popatrzeć na oprawcę, wybaczam jej, w końcu jest skretyniała), ale
przynajmniej nie węchu! Bo przecież każda kobieta, myśląc, że jest właśnie
atakowana przez śmierciożercę, pomyślałaby, jak on ładnie pachnie, prawda…
Chryste.
Kobieto, myśl czasem! – bardzo dobra rada wychodząca od Malfoya.
Zatrzymam się przy tym – na początku rozdziału, kiedy Hermiona jak zawsze
poszła rano do pracy, Tony poinformował ją o ataku śmierciożerców, bo nasza
Mionka najwyraźniej niczego ostatnio w „Proroku Codziennym” nie wyczytała.
Granger miała też jakieś tam ochłapy przemyśleń na temat Aurorów, ale
najwyraźniej po przyjściu do domu nie potrafiła już połączyć faktów, bo nie
wzięła ze sobą tej przeklętej różdżki. Serio?
Z informacji podanych w tekście
wnioskuję też, że problemy Malfoya z gniewem nie są małe, skoro nie pamięta
już, co robił podczas wybuchów gniewu. Tak, mówię o tym śladzie, jaki zostawił
Mionce na przedramieniu w czasie wydarzeń z poranka, o których zapomniał.
Co ciekawe, Hermiona PIERWSZY RAZ
zachowuje się jak normalna osoba – w spa, czy gdziekolwiek ona tam była, natyka
się na Malfoya, pierwszy raz dziwi ją jego obecność, pierwszy raz reaguje w
miarę adekwatnie na jego przemoc – Draco z jakiegoś powodu próbował ją
podtopić, na miłość boską, a ona pierwszy raz nie podniecała się jego męskim
zapachem czy jakimiś innymi pierdołami. Problem w tym, że zabijasz ten
hermionowy przebłysk funkcji życiowych, gdy – po tym, jak Hermiona
zaproponowała Draco, że nie będzie mu wchodzić w drogę – Malfoy po prostu
kładzie się na niej (chociaż Granger ewidentnie stała – jak tego dokonał, nie
wiem) i zaczyna całować. Ej, poważnie pytam – czy on jest nie tylko
prześladowcą, psycholem, ale i seksoholikiem? Bo wygląda na to, że bez
większego powodu rzuca się na Mionkę przy każdej możliwości, chociaż ewidentnie
nie ma ku temu innego powodu poza imperatywem blogaskowym i Twoim widzimisię.
Malfoy patrzył tylko za mną jak znikam w ciemnościach idąc w stronę
ośrodka. – czyli co, Hermiona szła do ośrodka tyłem, bo jak inaczej
wiedziałaby, że Malfoy wciąż ją obserwował?
Całe szczęście pamiętałam o zabraniu klapek i ręcznika. – no tak,
całe szczęście. Przemyślenia nie pasują do sytuacji.
Czuję, że wypoczynek będzie bardzo interesujący, żeby nie powiedzieć,
że intrygujący. – ona też ma nierówno pod sufitem, jak widać.
Rozdział dziesiąty
Zazwyczaj wszystko mam zaplanowane (...). – hehe, nie, nie masz.
Wskaż mi chociaż jedno miejsce w tekście, kiedy Hermiona zaplanowała cokolwiek.
Po dłuższej chwili zamyślenia zrobiłam to samo. – rozumiem, że
Miona przez tę długą chwilę stała na korytarzu, nie wiedząc, co ze sobą począć.
Widać przed wyjściem z pokoju niczego nie zaplanowała…
-Ale..- nie dał mi dojść do słowa, bo już chwycił mnie za rękę i
ciągnął za sobą. – a Granger jak bezwolna mameja dała się targać wgłąb
lasu. Ta inteligencja.
-Pewnie przyprowadzałeś tu wszystkie kobiety, z którymi chciałeś się
przespać?- właściwie to nie wiem co nakłoniło mnie do zadania takiego pytania. –
a ja wiem, co ją nakłoniło. Ten sam tekst w milionach innych okropnych
fanfików. Swoją drogą, jak łatwo się domyślić, Draco powiedział, że nigdy
nikogo tu nie przyprowadził, a to reakcja Hermiony:
Nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam dziwne szczęście, szczęście,
którego jeszcze nigdy nie zaznałam. – serio? Koleś ją śledzi, obmacuje
wbrew woli, szarpie, zostawia na niej sińce, obraża, a w dodatku Granger wie
(fajnie by było wiedzieć, skąd to wie, no ale cudów nie oczekuję), że Draco
jest notorycznym podrywaczem, który zdradza każdą dziewczynę. A myśl o tym, że
mógłby znów ją okłamać (wcześniej powiedział, że ją kocha, a później od razu
przyznał się do kłamstwa), naszej drogiej Mionce przez głowę nie przeszła.
Ciekawe.
Nie chciałam psuć tej chwili, gdybym mogła przeżywać takie wzniesienia
emocjonalne każdego dnia. – prześladowca zaprowadził mnie na łąkę ze
zwierzaczkami, te uniesienia emocjonalne! Matko.
Myślę, że chciał powiedzieć coś innego, przecież nie plątałby mu się
tak język z powodu zwykłego posiłku. – a no, a Malfoy był w kanonie takim
chłopakiem, któremu plątałby się język z zakłopotania. Jasne.
Jak na prześladowcę przystało,
kiedy Hermiona chce zaznać kąpieli w jeziorze, Draco od razu staje na wysokości
zadania i pojawia się znikąd. Razem sobie pływają, nagle Malfoy znika, a coś
chwyta Mionkę za nogę…
Zaczęłam się szamotać, łzy leciały mi z oczu, myślałam, że zaraz zginę.
– …a Granger znów jest ukazywana jako kompletna drama queen z minusowym IQ.
Nie, nie ja, zwykła kobieta, która ma mnóstwo wad i nie jest tak piękna
jak inne czarownice, z którymi się spotykał Draco! – no bo to tak
nieprawdopodobne, żeby mniej lub bardziej przeciętnie wyglądająca kobieta w
ogóle mogła zdobyć przystojnego faceta. Grr, płytkość tego tekstu mnie ogłupia.
Koniec ze mną, wiedziałam, że to się wcześniej czy później tak skończy,
zakochałam się w Draconie Malfoyu. – no tak, a ile czasu minęło? Jakiś
tydzień?
Wstawianie cytatów ze sceny seksu
sobie podaruję – już wcześniej dostawałam próbki opisów, więc od początku
wiedziałam, że będzie tragicznie. Nie ma co się dziwić, w końcu jakiekolwiek
opisy – już seksy pomijając – były okropne albo bezsensowne.
Rozdział jedenasty
Iii niewiadomo skąd wyskakujesz z
jakimś Georgiem, który najwyraźniej stracił głowę dla naszej Mionki. O ile
dobrze pamiętam, wcześniej pojawił się w tekście raz, jako bezimienny,
przystojny współpracownik (pewnie brzydkich ludzi do ministerstwa nie
przyjmują), ale nie poświęciłaś mu żadnej uwagi, więc sądziłam, że to tylko
jakieś tam tło. W każdym razie facet zachowuje się identycznie jak Malfoy – na
szczęście podarował sobie końskie zaloty wyrwane rodem z podstawówki, ale od
razu rzucił się na Mionkę, zaczął ją obcałowywać wbrew jej woli i tak dalej, a
nasza Granger – jak na bezwolną mameję bez mózgu przystało – stoi jak
sparaliżowana i pozwala Georgowi się całować. Kto by pomyślał, że Malfoy to
zobaczy? Na pewno nie ja! Oh, wait. Idąc dalej, Draco jest oburzony, bo
najwyraźniej z oczami coś mu nie gra – w końcu Mionka nie odcałowała Georga, po
prostu stała jak kłoda, zaskoczona, więc nie rozumiem, skąd fochy Malfoya się
biorą. A no tak, bez tego nie byłoby dramatu i niepewności, tyle że nawet teraz
ich nie ma.
Rozdział dwunasty
W życiu nie wynudziłam się tak
bardzo, jak przy czytaniu wnerwiająco płytkich przemyśleń Hermiony, a trzeba
przyznać, że to z nich składa się większa część rozdziału. W każdym razie jak
na drama queen przystało, Hermiona całuje Georga na oczach Malfoya (znów
dziwnym zbiegiem okoliczności znajdują się ze swoimi randkami w tej samej
restauracji, przecież żadnej innej knajpy w Londynie nie ma), a później musi
lecieć wypłakać się do toalety, do której – jak na prześladowcę przystało –
wchodzi Malfoy (kto by pomyślał, prawda?), a ja reaguję na to wywróceniem
oczami.
-Jest wspaniałym człowiekiem i kocham go.- powiedziałam automatycznie.
– widzę, że Mionka wystawia sobie niezłe świadectwo, nie ma to jak twierdzić,
że pokochało się kogoś w parenaście godzin, w dodatku dzień po powiedzeniu, że
kocha się Malfoya.
wyrwałam się z jego uścisku – a to ciekawe, bo on jej nawet nie
chwycił.
Rozdział trzynasty
-Chodzi o to, że w swoich badaniach skupialiśmy się na złu jako
uczuciu, a trzeba było wykorzystać zło jako czyn. Każdemu czarodziejowi zdarza się
przybywać do Ministerstwa w złym humorze, ale mimo owego złego humory nie
atakują innych, nie zabijają i nie kradną, a na tym mięliśmy się skupić.
Teraz ujrzałam w oczach słuchaczy prawdziwy podziw. – co to za
brednie, przepraszam? Zło samo w sobie nie jest uczuciem! Mam rozumieć, że
gdyby nie wspaniała panna Granger, Dział Odkryć mógłby co najwyżej wynaleźć
tarczę obronną na złe samopoczucie?! Na dodatek okazuje się, że wyssane z palca
głupoty Hermiony mają zastosowanie, w końcu troll został „zamknięty w
zaczarowanej klatce”… Kto by pomyślał.
Rozdział czternasty
kobieta podeszła wolnym krokiem do mężczyzny i pocałowała przelotnie w
usta. – no tak, ta profesjonalność w miejscu pracy. Jeżeli Malfoy chce,
żeby pracownicy go szanowali, wybiera bardzo ciekawą drogę, by to osiągnąć. Bo
przecież nikt nie będzie rozpuszczał plot ani obgadywać go za jego plecami?
I po to tyle czasu milczałam, żeby teraz jakaś „damulka” mi
rozkazywała. – na czym i JAK Twoim zdaniem polega jakakolwiek praca? Tak,
wiem, że wrzuciłaś Kate do ministerstwa tylko dlatego, żeby była tą zuą babą,
bezczelną kochanicą Malfoya, ale biorąc pod uwagę, jak Hermiona reaguje na
szefów wydających jej polecenia… Poza tym to kreowanie Kate na pustą lalunię,
która jest w ministerstwie tylko ze względu na Twoje widzimisię, jest tak
płytkie…
Czemu on próbował mnie zabić?! – drama queen! Przecież on nie
próbował jej zabić, na miłość boską! A szkoda!
-Jesteś zdolną i inteligentną czarownicą, właściwie to najlepszą z
wszystkich pracowników w Dziale Odkryć, dlatego dostałaś to zadanie. – że
co? Oplułam się, czytając te brednie! Twoja Hermiona inteligentna czarownica,
najlepsza z wszystkich pracowników w Dziale Odkryć? Żartujesz sobie?
Zamieszkasz ze mną do czasu skończenia projektu. – o, czyli
rozumiem, że to zamiennik hogwarckich wspólnych dormitoriów, tak? Zrobisz
dosłownie wszystko, żeby zmusić postaci do kolejnych seksów, jak widzę. Na
miłość boską, przecież Hermiona mieszka jakieś pięć minut od Malfoya, rzekomo
jest zdolną i inteligentną czarownicą, chociaż ani razu tego nie pokazała, niby
dlaczego Draco (pomijając już jego manię prześladowczą) miałby – z braku
lepszego słowa – zaprosić Mionkę do swojego mrocznego zamku?
Rozdział piętnasty
Ponieważ dobrze wiedzieli, że ze mnie niczego nie wyciągną, chociażby
mnie torturowali a nawet zabili. Jestem z Malfoyów, a nasz ród zawsze walczył
aż do śmierci. – bla, bla, bla, czuję desperacką próbę wciśnięcia mi kitu.
Tak, wiem, że u Ciebie Draco przeszedł już tę wspaniałą przemianę z rasisty i
ogólnego śmiecia w rycerza w lśniącej zbroi, ale z kanonu dobrze wiemy, jacy
byli Malfoyowie. Na pewno nie walczyli aż do śmierci, a raczej walczyli, kiedy
im szło to na rękę. A jak nie szło, to wypinali cztery litery i tyle z nich
pożytku.
-Wiem- czy ja wyglądam na głupią? – czy naprawdę chcesz, żebym
odpowiedziała na to pytanie?
-A nie możesz spać tutaj na podłodze?- skąd mi to przyszło do głowy?!
– Hermiono, autorka chciała obmacywanek albo seksów, dlatego wpadło ci to do
głowy.
Dopiero teraz zauważyłam, że on wciąż mnie obejmuje? Jak mogłam to
przeoczyć?! – no nie wiem, jest skretyniała, to i zauważyć nie mogła, póki
Ci to nie odpowiadało. Poza tym, po co w pierwszym zdaniu postawiłaś ten
pytajnik? Czyżby Hermiona nie była pewna, co zauważyła?
Rozdział szesnasty
Na pewno ma w niej piłę motorową i mnie poćwiartuje na kawałki! –
widzę, że Miona po raz drugi na chwilę wyrwała się ze stanu głębokiego
skretynienia, by zauważyć to, co widzę ja od rozdziału pierwszego. Szkoda
tylko, że wygląda to tak, jakbyś nieumiejętnie próbowała wprowadzić jakiś
element komiczny…
-Wiem, że znamy się krótko i możesz mieć wiele wątpliwości, ale
zakochałem się w tobie – ale… serio? Upływ czasu w Twoim fanfiku jest nie
do określenia, ale wnioskuję, że minął tylko kolejny tydzień. Tak, podejrzewam,
że na tym świecie istnieją ludzie na tyle szaleni, by oświadczyć się drugiej
osobie po tak krótkiej znajomości, ale serio? Georg nie ma żadnego charakteru
(jak większość postaci), dlatego nie wierzę, że nagle coś na tyle go skrzywiło.
-Tak-moje słowa sprawiły, że śliczny zaręczynowy pierścionek znalazł
się na moim palcu. – a Hermiona jest głupia jak but (łagodnie mówiąc), więc
dziwić się nie mogę.
Rozdział siedemnasty
Przyjaciele są o wiele ważniejsi od jakiejś tam tarczy ochronnej,
zwłaszcza, że wiem jak się teraz czuje moja przyjaciółka, wiem jak to jest,
kiedy ktoś lub coś cię zawodzi. – naprawdę? Bo wcześniej przyjaciele nie
byli ważniejsi od dziecinnego boczenia się Hermiony na Draco…
Hm. Rzekomo w „Dojrzałej
Czarownicy” śmierciożercy są wielkim zagrożeniem, ale po tekście tego w ogóle
nie widać – Hermiona nie ma żadnych obaw (poza wymuszonym przerażeniem podczas
biegania dookoła domu), zachowuje się nierozważnie, a w dodatku najwyraźniej nawet
nie zamyka frontowych drzwi, bo przecież po co – w jaki inny sposób Draco
mógłby bez pozwolenia wtargnąć do jej domu, prawda?…
Nie zwracając na nic uwagi poszłam do swojej sypialni, żeby założyć
jedwabną koszulę nocną, którą dostałam kiedyś w prezencie od Harrego i Rona,
mówili, że będzie doskonale na mnie wyglądać i rzeczywiście mięli rację. –
e, nie uważasz, że to dość dziwny prezent? Nie uważasz, że to dziwne, że
Hermiona – której jedyną cechą szczególną na tle siedemnastu rozdziałów (poza
głupotą) byłaby irytująca nieśmiałość – ubrałaby coś takiego, wiedząc, że zaraz
będzie rozmawiała z Malfoyem, a ten zapewne nie szczędzi jej kolejnych tekstów
na podryw jak z podstawówki?
Rozdział osiemnasty
Nie czułam tej magii co przy Draconie, ale Georg był dobrym
człowiekiem i zasługiwał na wszystko co najlepsze, a każde jego słowo było
przesiąknięte prawdziwą wiarą w moje dobro. – o, naprawdę był dobrym
człowiekiem? Wiesz, jakoś tego po nim nie widać, bo jest tylko szmacianą lalką
stojącą na tle wielkiej toksycznej miłości Malfoya i Granger. Koleś nie ma
żadnych cech charakteru poza tym, że najwyraźniej nie jest błyskotliwy i nie
potrafi poprawnie odczytywać zachowań zachowań innych ludzi (rozdział
jedenasty), no i jest równie głupi i naiwny co reszta postaci (rozdział
szesnasty). Gdzie w tym widzisz jakiekolwiek niewymuszone dobro? A, jak już
przy tym jestem, pogratuluję też Gregowi braku mózgu (dobrze się z Mionką
dobrali), bo nie zauważył, że Malfoy prześladuje jego narzeczoną…
Znów zaczynasz od rzygogennego
dramatu, mianowicie Hermiona wychodzi z ministerstwa, trzymając narzeczonego za
rękę, a całość widzi Malfoy, który strzela focha (on też jest zidiociały do
bólu – jakich zachowań po nich oczekiwał?) i proponuje, że to Georg powinien od
teraz zajmować się Mionką. Cóż, gdyby Granger była tak wspaniałą, utalentowaną
czarownicą, za jaką uważają ją wszyscy dookoła, nie potrzebowałaby wiele
pomocy, a na pewno nie potrzebowałaby takiej stricte męskiej, bo w Twoim
świecie najwyraźniej nie istnieje coś takiego jak kobieta, która potrafi sama o
siebie zadbać. No i dlaczego takie wypierdki z niszowego Działu Odkryć w ogóle
miałyby zajmować się ochroną, kiedy do biura Aurorów mają pięć minut
spacerkiem, hm?
Planowaliśmy mieć jedno dziecko i w ogóle wszystko brzmiało tak
cudownie, że aż zwątpiłam, że takie będzie moje, moje… Moje życie? –
przypominam, że oni znają się jakieś dwa tygodnie…
Jejku! Hermiona! Mam już trzydzieści lat, jak się teraz nie ożenię to
już nie mam szans na małżeństwo! – lol, Moda
na Sukces. Kto by pomyślał, że Georg na końcu okaże się świnią, przecież
inaczej bezwolna Mionka spędziłaby z nim resztę życia i urodziła mu sto
dzieciaczków, usychając z nieszczęśliwej, tragicznej miłości do Malfoya.
Zdjęłam z siebie tę okropną suknię ślubną i ubrałam w co wygodnego i
uciekłam z dala od wszystkich znajomych, przyjaciół i kłopotów. – o, czyli
Granger rzekomo chce być sama, ale oczywiście udaje się do „Cichego Echa”
(nazwa rozwala mnie za każdym razem), ulubionego miejsca Malfoya, a w dodatku
idzie na łączkę, którą Draco pokazał tylko jej. Węszę prześladowcę za trzy,
dwa, jeden…
-Wszyscy cię szukają… Słyszałem o wydarzeniu w kościele…- im on był
bliżej mnie tym bardziej ja się od niego oddalałam. – serio wszyscy jej
szukają, chociaż żadne z pseudoprzyjaciół za nią nie pobiegło w takim momencie?
Ssserio?
-KOCHAM CIĘ, KOCHAŁEM CIĘ I ZAWSZE BĘDĘ CIĘ KOCHAŁ!- wykrzyczał na całe
gardło. – prawdopodobnie cierpię na wstrząs mózgu po waleniu głową w
biurko.
Mięli swoje problemy, sprzeczki małżeńskie, ale wszystko zawsze
kończyło się dobrze, bo ich miłość był wielką i potężną. – czemu nagle
atakujesz mnie nie tylko wszechwiedzącym narratorem trzecioosobowym, ale i tak
paskudnym kłamstwem? A, nieważne! Wreszcie koniec…
Przyznam, że do pisania krótkiego
podsumowania tego fanfika mi się nie śpieszy, przecież kiedy je napiszę, będę
musiała wziąć się za czytanie „Hermiony Miss Kontroli” (tytuł nie zachęca, ale
staram się podejść do czytania bez większych uprzedzeń). Zacznę od błędów –
jest ich masa. Nie potrafisz poprawnie zapisywać dialogów i odmieniać imion
oraz nazwisk anglojęzycznych, z interpunkcją tekst jest na bakier, cyfry
powinnaś zapisywać słownie, używasz dywizów w nieodpowiednich miejscach, a
literówki raz po raz mnie mordowały. Wyraźnie nie czytałaś tekstu przed
publikacją, czego zupełnie nie rozumiem, biorąc pod uwagę, że ja zapewne
przeczytam tę ocenę jeszcze z dziesięć razy przed publikacją, a przyznam, że
mało co zależy mi na jej poprawności. Jeżeli więc chodzi o poprawność – tu
sypnie się masa punktów, o ile nie poprawisz się w następnym fanfiku. Nie, nie
mówię, żebyś zaraz otwierała dziesięć tysięcy stron odnośnie zapisu dialogów,
zasad interpunkcji i tak dalej, a po prostu mówię, żebyś przy czytaniu książek
zwracała uwagę na WSZYSTKO. Bo gdybyś w czasie pisania „Dojrzałej Czarownicy”
raz otworzyła byle jaką książkę i spojrzała na pierwsze lepsze dialogi, od razu
wiedziałabyś, jak poprawnie się je zapisuje – przecież to żadna sztuka. Tak
więc czytaj nie jak czytelnik, a jak raczkujący pisarz, z zamiarem uczenia się,
a nie tylko szukania rozrywki. Czytanie książek ze zwracaniem uwagi na
interpunkcję może nie wbije ci do głowy regułek, ale na pewno wyrobisz sobie
wyczucie, którego bardzo Ci brakuje.
Fabuła jest równie tragiczna co
poprawność, niestety. Mogłabym wejść na tysiące blogów Dramione i poczytać
historie niewiele różniące się od „Dojrzałej Czarownicy”, a prawdopodobieństwo,
że mniej wymęczyłabym się przy ich czytaniu, jest naprawdę wysokie. Ten fanfik
dosłownie NICZYM nie wyróżnia się na tle miliarda innych opek tego typu –
ograne chwyty, w każdym calu przewidywalne dramaty i ich zakończenia,
wywołujące ochotę na walenie głową w biurko zwroty akcji, brak napięcia i tak
dalej. W dodatku fabuła sama w sobie opiera się na od początku do końca
niemożliwie toksycznej relacji między rasowym prześladowcą Malfoyem a bezwolną
Mionką, a w dodatku ukazuje te relacje jako coś dobrego i romantycznego. Nie,
po prostu nie. Jest też pełno nielogiczności usprawiedliwianych jedynie Twoim
widzimisię – stworzenie Działu Odkryć, zawodowo stojący pod drzwiami Tony,
tworzenie zaklęcia tarczy na bazie „zła jako uczucia”, młody i przystojny
Oliver zostający zastępcą ministra, Malfoy – świeżo zaczynający pracę w Dziale
Odkryć – po odejściu starego szefa przechodzi na jego stanowisko, co jest jedną
z największych kompletnych głupot w tekście, i tak dalej. Jest też masa
nieuzasadnionych odstępstw od kanonu (już poza zgwałconymi charakterami
postaci), która wprowadza do tekstu niepotrzebne dodatkowe zamieszanie.
Bohaterowie, ech, bohaterowie.
Zacznę od tych pobocznych, żeby mieć ich szybciej z głowy – pseudoprzyjaciele
Hermiony (Harry, Ron, Ginny, Parvati-Lavender, Sara i Lola, czy jak tej tam
ostatniej) istnieją tylko po to, żeby być. W tekście nie mają dosłownie żadnego
celu, nawet najmniejszego, rzecz jasna poza udawaniem, że przyjaźnią się z
Granger. Zapraszają ją na sceny-zapychacze, strzelają fochy, obrażają się za
byle co, wpadają na nią w ministerstwie (znów zapychacze), ale ich
najważniejszymi działaniami zawsze i wszędzie będzie umawianie się z Mionką na
mieście gdzieś, gdzie ta będzie mogła dziwnym i bardzo przypadkowym zbiegiem
okoliczności natknąć się na Malfoya. Są tak nieznaczący, że nie widzę sensu w
wypowiadaniu się na temat ich charakterów, chociaż większość i tak żadnego nie
posiada. Na temat Georga już się wypowiedziałam, nie ma po co się powtarzać.
Draco z kolei charakter jak
najbardziej posiada – jest wybuchowy w złym, nieromantycznym słowa znaczeniu,
kreowany na obraźliwie stereotypowego samca alfa (aż się dziwię, że nie obsikał
Mionki, żeby ją oznakować jako swój teren!), dla którego jedynym rozwiązaniem
jest przemoc albo śledzenie swojej ofiary. Jeżeli nie ma go w jakiejś scenie,
to tylko dlatego, że jeszcze nie zdecydował się na opuszczenie krzaków, z
których obserwował Mionkę od paru godzin. Przez kilka rozdziałów miał wyraźne
problemy z gniewem, ale na przestrzeni wszystkich jak najbardziej okazał się
seksoholikiem i typowym opkowym bucem – jest bezczelny, bez przerwy próbuje
oczarować Mionkę końskimi zalotami, dobiera się do niej przy każdej możliwej
okazji, robi wiele rzeczy wbrew jej wyraźnej woli, bez zaproszenia włazi do jej
domu i jak na dłoni widać, że doskonale zna jego rozkład, co na tle
wszystkiego, co napisałam, udowadnia, że naprawdę poświęca się rzemiosłu, jakim
jest dla niego bycie prześladowcą. Myśli tylko penisem, bo jak reszcie i jemu
bozia pożałowała mózgu, w każdej scenie jest nieznośny i irytujący. Często
zachowuje się jak dziecko i stosuje dziecinne, idiotyczne taktyki, by a)
wkurzyć Hermionę, b) wymusić coś na niej, c) oczarować ją, a ona na to idzie.
A, mam nadzieję, że nie zapomniałam wspomnieć, że jest prześladowcą?
No i jesteśmy przy Hermionie,
którą dalej uważam za bezwolną mameję – a to Malfoy-oblech obmacuje ją wbrew
jej woli w budce telefonicznej, potem na łące i pewnie w jeszcze masie innych
miejsc, które wyparłam z pamięci, by zachować zdrowy rozsądek, a to stoi jak
sparaliżowana, gdy Georg całuje ją i wmawia jej, że na niego leci. Jak widać,
nie ma ani krztyny szacunku do samej siebie, bo pozwala, by każdy facet w
tekście (poza Tonym może, ale on się nie liczy, znów kolejne tło) nie tylko
traktował ją jak przedmiot do zaspakajania swoich potrzeb, ale i by robili z
nią, co im się podoba. Najgorsze jest to, że nie widzi w takich zachowaniach
niczego złego, a wręcz przeciwnie – kiedy Malfoy-oblech obmacuje ją we
wspomnianej budce telefonicznej, Hermionie miękną kolana, kiedy czuje jego och,
tak cudownie, och, męski zapach i jest praktycznie gotowa, by – chociaż wcale
tego nie chce! – Draco „wziął ją” tam i teraz. Na przestrzeni osiemnastu
rozdziałów jedynie dwa razy – DWA RAZY! – zachowała się jak w miarę normalna,
myśląca kobieta: wtedy, gdy Draco niespodziewanie zjawił się w „Cichym Echu”,
gdzie próbował ją utopić w basenie (tak, wiem, że nie o to Ci wtedy chodziło,
ale po prostu nie umiesz opisywać tego, co masz na myśli) i jeszcze wtedy, gdy
wspomniała, że Draco wyglądał tak, jakby chciał ją poćwiartować piłą motorową.
To te dwa razy, kiedy się go bała, a powinna bać się go cały czas – przecież
wyraźnie ją śledził po całym Londynie, pracował w tym samym miejscu,
podsłuchiwał jej rozmowy, a nawet – do cholery jasnej! – stał pod jej oknem i
się w nie wpatrywał jak jakiś skończony psychol! Co za tym idzie, Hermiona jest
dziecinną idiotką, bo przecież gdyby była taka jak w kanonie, seksy z
Draczusiem nigdy nie miałyby miejsca. Na temat jej kompletnej głupoty nie ma co
się rozpisywać, myślę, że przy rozkładaniu rozdziałów na części pierwsze
dostatecznie go rozwinęłam.
Jestem pewna, że nie tak
wyobrażałaś sobie swoje postaci, że nie tak miały one wyglądać, ale wyszło jak
wyszło. Nie potrafisz kreować charakterów i się ich trzymać, z czego wyłazi
wiele niekonsekwencji – raz Hermiona jest nieśmiała, raz kupuje seksowną,
obcisłą sukienkę z rozcięciem do uda, raz boi się Malfoya i nie chce, żeby jej
dotykał, a zaraz rozpływa się, gdy czuje jego zapach. Wszyscy dookoła
podziwiają też jej intelekt, którego po tekście niestety nigdzie nie widać,
nieważne, gdzie bym szukała.
A dialogi też są tragiczne –
prezentują się tak, jakby ośmiolatek bawił się w dorosłego. Dosłownie każda
postać nie tylko zachowuje się jak przeciętny podstawówkowicz, ale i wyraża się
w ten sposób. Słownictwo raz jest wydumane i podniosłe, a raz do bólu
dziecinne. Tok myślenia każdej postaci pozostawia sobie naprawdę wiele do
życzenia, co odbija się właśnie na tym, jak wyglądają rozmowy między nimi. Już
wcześniej wspominałam, że Twoje wyobrażenie świata dorosłych jest strasznie
spaczone i niesamowicie dalekie od rzeczywistości, co też wpływa na dialogi.
I teraz opisy. Rzadko kiedy
traktowałaś o przemyśleniach Hermiony, ale w momentach, kiedy się na to jednak
decydowałaś, było ogłupiająco, co akurat rozumiem, bo w końcu Granger
inteligencją nie świeci. Próbowałaś uzasadniać jej okropne wybory i działania,
ale niestety nie robiłaś tego na tyle wiarygodnie, bym chociaż spróbowała jej uwierzyć.
Nie byłam też w stanie w żaden sposób utożsamić się z Hermioną, ale z tego
akurat się cieszę, no i wątpię, by ktokolwiek to potrafił, co po przeczytaniu
„Dojrzałej Czarownicy” powoli przywraca mi wiarę w ludzkość. Z kolei opisy
otoczenia po prostu nie istnieją – chyba dwu czy trzyzdaniowy krótki opis domu
był najdłuższym, jakiego można było doświadczyć przez całe osiemnaście
rozdziałów, co jest po prostu szokujące. Tak bardzo śpieszyłaś się do całych
tych okropnych obmacywanek i seksów, że nie poświęciłaś ani chwili na opisanie
czegokolwiek, co na pewno chwilowo stanowiłoby świetną odskocznię od
toksycznych relacji i reszty głupot.
Zaczęłaś publikować „Dojrzałą
Czarownicę” w styczniu 2009 roku, więc liczę, że „Hermiona Miss Kontrola”
będzie o wiele lepszym tekstem.
Rozdział pierwszy
Awansował stosunkowo niedawno, lecz nie było szefa przed nim. – że
co? Czyli przed nim Hermiona nie miała szefa, czy może nigdy nie miała tak
dobrego szefa? Nie rozumiem.
Nazwali ją dość osobliwie, bo Urzędem Kontroli Społecznej, jakkolwiek
by to nie brzmiało składało się w śmieszny skrót, bo właśnie w UPS. – no
nie, skrótem byłoby UKS, a nie UPS… Po angielsku też nie pasuje, nie wiem więc,
skąd to wytrzasnęłaś. Podejrzewam, że to pierwsze widzimisię z wielu.
Gobliny próbowały się sprzeciwiać, lecz ostatecznie nie miały wyjścia,
bo zagrożono im przeniesieniem środków czarodziei i utworzeniem innego banku.
– serio? Czyli co, czarodzieje tyyyle lat męczyli się z upierdliwymi, wrednymi
goblinami bez powodu? Już widzę, jak wszyscy czarodzieje przenoszą swoje
środki z Gringotta, który miał idealną opinię, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo
skarbów klientów, masę prawie że doskonałych zabezpieczeń, do świeżego,
raczkującego banku!
Co ważne, do ten wydział był utajniony, bo gdyby ci źli dowiedzieli się
o nadzorze to na pewno nie trzymaliby w banku interesujących UPS rzeczy. –
naprawdę? Czyli co, nikt z „tych złych” jeszcze nie wyciągnął wniosków, że jego
kumpla Wieśka przymknęli za jakieś czarnomagiczne, mhroczne, przestępcze przedmioty,
które trzymał właśnie w banku? Trudno się nie domyślić, że UPS miało dostęp do
skarbców, więc zastanawiam się, gdzie podziało się jakieś oburzenie
społeczeństwa, bo za coś takiego minister mógłby już dawno pożegnać się ze
stołkiem…
Przykładowo, jakiś człowiek posiadający w skrytce pokaźne ilości
groźnych eliksirów był naukowcem i pracował nad jakimś lekiem. O tym
poinformował nas Dział Okryć w Ministerstwie Magii. – pomińmy już całe
pogmatwanie i Dział Okryć, któremu zgubiła się literka D. Rozumiem, że gdy UPS
wiedziało, że ten „jakiś człowiek” był naukowcem, nie aresztowali go za
posiadanie tych niebezpiecznych eliksirów, tak? (Innego sensu w tym zagmatwaniu
nie widzę). Tylko dlaczego ten naukowiec wynosił groźne eliksiry z
ministerstwa, dlaczego w ogóle ktoś mu na to pozwolił, wiedząc, że głupie
rozbicie się jednej buteleczki mogłoby – potencjalnie, sfera domysłów – wywołać
czyjąś śmierć albo poważne uszkodzenie ciała, hm?
Gobliny znały każdy szczegół z życia czarodzieja, więc nie składał się
tylko ze skrytek, ale z bogatej dokumentacji. – o, czyli gobliny
współpracują z UPS. Bardzo ciekawe, czy faktycznie chciałyby dalej kontynuować
tę współpracę – owocną i najwyraźniej bardzo UPS potrzebną – po tym, jak
zagrożono im, że zamkną ich bank. W końcu gobliny w kanonie były tak
wybaczające, prawda?
O dziwo, mimo jasnej oprawy oczu i jasnych włosów, miał dość ciemną
karnację. – e, jaka jasna oprawa? O co chodzi?
Zmarszczył brwi i nie krył swojego zdziwienia. – a czyjeś
zdziwienie krył?
On tylko westchnął wytłumaczył mi struktury UPS. – czyli zrobił to,
czego zrobić ze względu na zasady pracy nie mógł, bo co? Tak bardzo chciał,
żeby Hermiona do nich dołączyła, chociaż nie wiedział, jak spisze się w tej
pracy?
Złamał twarde reguły przedstawiając mi działalność UPS bez zgody na
wymazanie pamięci przy braku zgody. – myślę, że już ustaliliśmy, że
Hermiona się nie zgodziła, tysiąc razy powtarzać nie trzeba. Cieszę się jednak,
że zdajesz sobie z tego sprawę, w „Dojrzałej Czarownicy” mogłabym tylko o czymś
takim pomarzyć, co jednak nie zmienia faktu, że było to zachowanie co najmniej
podejrzane.
Przyznał mi się do tego po roku pracy. – do czego? Przecież to
logiczne, że nie mógł jej wtedy zdradzić tych informacji, no chyba że ta
Hermiona też nie wie, ile to dwa plus dwa…
Zamiast tego mówiłam: „dziękuję za współpracę” (...). – powtarzasz
informacje.
Dodatkowo, wyglądałam jakbym chciała te książkę wyrzucić przez okno. I
rzeczywiście, chciałam. – jestem pewna, że czytelnicy pamiętają i nie
cierpią na ciężki przypadek sklerozy.
wykonał ruch zapięcia ust jakby były zamkiem – to chyba najbardziej
kulawy opis, jaki widziałam w życiu.
Oczywiście, na pierwszej stronie widniał napis „confidential”. – a
ja bym sobie dała rękę uciąć, że jednak było tam napisane „poufne”…
Rozdział drugi
„Nie zdążył nikogo zabić, nikogo skrzywdzić, więc Ministerstwo
pozwoliło mu prowadzić jego marny żywot.” – bardzo ciekawe, naprawdę.
Malfoy przyznał się nie tylko do tego, że rzucił Imperiusa na Rosmertę, ale i
do wielokrotnych prób zabicia Dumbledore’a, no i – o ile dobrze pamiętam –
torturował Rowle’a klątwą Cruciatus, co też jest równoznaczne z trafieniem do
Azkabanu. Biorąc pod uwagę, że przez jego wybryki z przeklętym naszyjnikiem i
zatrutym miodem, czy co to tam było, ucierpiały dwie osoby, a jedna naprawdę
poważnie, musisz znaleźć coś lepszego, żeby przekonać mnie, że Draco uniknął
Azkabanu… i że w ogóle zasługiwał na jego uniknięcie.
Najpierw sugerujesz, że Nimbusy
są przestarzałe (Wykreował nowy wizerunek
firmie z wieloletnią tradycją i pokazał, że odkurzony staroć mieni się
stokroć bardziej dzięki niemu), a potem piszesz coś takiego: Nimbus jeszcze bardziej zyskał na
popularności, jeśli to w ogóle możliwe. Jeżeli Nimbus był aż tak popularny,
że stanie się bardziej popularną marką było prawie że niemożliwe, po co mu nowy
wizerunek, po co nowy właściciel?
Bowiem, taka osoba może nas pogrążyć. Szczególnie, kiedy jest to
kobieta. – co, chcesz mi powiedzieć, że Hermiona już próbuje przekabacić
mnie na swoją stronę i udowodnić mi, że to nie potencjalna narzeczona Dracona
jest tą złą, a właśnie uprzedzona Granger, naczelna zazdrośnica? Nie? A,
przepraszam, ale tak to wygląda.
Nie mam zielonego pojęcia,
dlaczego musiałam czytać te nudne, niczego nie wnoszące do tekstu dialogi
między potencjalnie nieważnymi postaciami a Hermioną. Nie rozumiem też,
dlaczego po prostu nie streściłaś tych informacji w krótkim akapicie czy
maksymalnie dwóch, a właściwie w ogóle nie wiem, po co zdecydowałaś się o tym
pisać. Tak samo jak zastanawiam się, co myślałaś, kiedy z pasją opisywałaś
powrót Hermiony do domu i wyprowadzanie psa, żeby zaraz przeskoczyć do biura.
Widzę, że zapychaczy się nie oduczyłaś.
Czego by nie mówić o Malfoyu, miał klasę. Budynek był schludny i
zdecydowanie nastawiony na pracowników. – co ma klasa Malfoya (wywołująca u
mnie przewrócenie oczami) do wyglądu budynku i jego nastawienia? Mam rozumieć,
że Malfoy nie tylko wprowadził wspaniałe zmiany, ale i zmarnował kupę kasy na
postawienie nowego budynku dla fabryki, takiego bardziej czaderskiego i mniej
zakurzonego? I co oznacza, że budynek jest nastawiony na pracowników?
Już przy wejściu każdy z nich odbijał swoją obecność jedynie przechodząc
przez magiczną bramkę. Nie musieli chodzić z setką kluczy, kard czy innymi
niepotrzebnymi rzeczami. – e, co rozumiesz przez odbijanie obecności?
Kardy? Chodziło o karty, prawda?
Pracownicza szatnia była wyposażona w prysznice, umywalki, a nawet
środki higieniczne, w przypadku kobiet były to także podpaski i tampony. –
lol, tylko po co mi to wiedzieć? Malfoy, łaskawy pan i władca! Jego pracownice
mają darmowe podpaski i tampony, nie wierzę!
Pracownicy po prostu siadali na swoim miejscu, w myślach wizualizowali
swój posiłek i on materializował się przed nimi. – ciekawe.
Rozumiem, że to oznacza, że ten budynek jest czymś jak z horroru przyszłości,
bo ma dostęp do myśli pracowników? Jakoś wątpię, że nikt nie wykorzystuje
takich możliwości do czegoś więcej niż przyjmowania zamówień na drugie
śniadania… Mam nadzieję, że zdajesz sobie również sprawę, że nie wszystko da
się wytłumaczyć pseudoargumentem „bo magia”. Jasne, magia może sporo, ale na
pewno nie zrobi z budynku superinteligentnego, przyszłościowego komputera,
który wie wszystko i potrafi jeszcze więcej. Magia z niczego nie wyczaruje ci
wspaniałego posiłku (jasne, można coś przetransmutować, ale jakość smaku jest
raczej wątpliwa), a jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Malfoy, przyszła wielka
miłość Hermiony, trzymał zniewolone skrzaty w piwnicy, coś na wzór kuchni w
Hogwarcie…
Po pomieszczeniach oprowadzała nas asystentka Malfoya. – jeszcze
rozumiem szybkie rzucenie okiem na stołówkę, ale oprowadzanie po toaletach?
Serio?
Był w czarnym, dobrze skrojonym garniturze, w którym czuł się tak
dobrze, że sprawiał wrażenie luzaka. Poruszał się z pełną swobodą i lekką
nonszalancją. – miks luzackości i nonszalancji jest wyobrażeniem wręcz
przekomicznym. No i czemu czystokrwisty Malfoy chodzi w mugolskich garniturach?
Co, jego wspaniały rodowód i kasa są jak najbardziej wygodne, ale staromodne ciuszki czarodziejów nie pasują?
Były groźne, zachwycające i jednocześnie mroziły krew w żyłach.
Szczerze mnie zachwyciły, ale i wystraszyły. – nie wiem, w jaki sposób Ci
to umyka, ale bez przerwy powtarzasz informacje.
Na moment stanęło mi serce, by za chwilę zacząć bić jak oszalałe, kiedy
wyciągnął w moją stronę rękę. – omujborze, ten Malfoy, taki seksowny,
groźny, męski, och, mam flashbacki wojenne z „Dojrzałej Czarownicy”. Jeżeli
będę musiała czytać więcej takich głupot, prawdopodobnie strzelę sobie w łeb.
Rozumiem, że Twój Malfoy jest – krótko i prawdopodobnie łagodnie mówiąc –
przystojny, ale czy Ty też na chwilę tracisz rozum, kiedy widzisz przystojnego
faceta? Ty też przez pięć minut myślisz o tym, jaki jest seksowny, och,
podniecasz się niesamowicie, kiedy wyciąga ku Tobie rękę? Nie widzisz, jak
głupi jest tok myślenia Mionki?
Jego głos nie zdradzał żadnych emocji. Był tak pewny siebie, że nawet
ja traciłam przy nim swoją pewność. – no skoro nie zdradzał żadnych emocji,
w jaki sposób Hermiona ustaliła, że Malfoy był pewny siebie?
Możliwe, że nieco za bardzo uścisnęłam jego dłoń. – a da się za
mało uścisnąć dłoń? Nie chodziło przypadkiem o siłę uścisku, co?
Proszę zabrać ich do działów finansowych, księgowych, administracyjnych
i wszystkich innych zajmujących się obsługą przedsiębiorstwa – rozumiem, że
te wszystkie och-tak-dojrzale-i-rzeczowo-brzmiące-działy znajdują się NA
TERENIE FABRYKI? Ręce i macki opadają. I skoro oni robią te wszystkie rzeczy,
co – do jasnej ciasnej – ma robić Hermiona? Wpadać w miłość od prawie że
pierwszego wejrzenia?
-Któż by przypuszczał, że zamiast gnić w więzieniu będziesz sprzedawał
miotły- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. – któż by pomyślał, że Mionka
zniży się do tak żałosnego poziomu Malfoya z czasów Hogwartu.
Napiła mięśnie i zacisnął ręce w pięści. – napiła co, kto?
Aż chciałam krzyknąć, żeby się nie hamował. Wtedy mogłabym go
znokautować w obronie koniecznej. – napięcie mięśni i zaciśnięcie rąk w
pięści można uznać za normalny objaw gniewu, ale na pewno nie jest to coś, za
co rządząca się Hermiona mogłaby kogoś owrzeszczeć, a w dodatku znokautować… Co ja
czytam… Tak złe na tak wielu poziomach… Tak bez sensu…
Nie wiedzieć czemu, wzbudzał we mnie taką złość, że chciałam mu
przywalić. Ale tak naprawdę mocno. – o, w „Dojrzałej Czarownicy” to Malfoy
miał problemy z gniewem, a tutaj – widać jak na dłoni – przejęła je Hermiona.
Jej gniew jest tak nieuzasadniony, że aż komiczny. Kolejne widzimisię –
chciałaś, żeby relacje między nimi były napięte do granic możliwości, więc
wcisnęłaś Granger nieuzasadnione emocje.
Nie mogłam opanować wrażenia, że spojrzał na moją pupę. – no tak,
oczywiście. Bo co też innego mógłby zrobić facet, w końcu to takie zwierzę, aż
dziw, że ich gatunek dał się oswoić…
Jednocześnie poczułam jakiś wyjątkowo nęcący zapach, jego zapach. –
flashbacki wojenne, część druga. Biurko przygotowane do agresywnych facedesków.
Rozdział trzeci
Kątem oka zaważyłam, że głową sięgam mu do ramienia, a byłam na dość
wysokich obcasach, więc musiał być tak z dziesięć centymetrów wyższy. – o,
już wiem, dlaczego Harry Jensen tak bez niczego przyjął Hermionę do UPS, w
końcu wykazuje się takim profesjonalizmem i poświęceniem pracy, że musi być
świetnym pracownikiem. Nie ma to jak myśleć o wzroście trólofa (byłego śmierciożercy,
który uniknął Azkabanu dzięki deus ex machina), podejrzanego o produkowanie
przeklętych, czarnomagicznych mioteł zmuszających ludzi do wykonywania
dziwnych, zagrażających życiu manewrów… Ach, to morze głupoty…
Fakt, wyglądał na dobrze zbudowanego, ale to nie taką siłą epatował.
– epatował? Chyba Ci się słówko pomyliło. Rozumiem również, że emanował siłą
samca alfa, bo jaką inną można spotkać w opkach.
To było coś, co mogą mieć tylko ludzie wiedzący coś więcej, którzy
wskoczyli na jakiś inny level i znają jakiś sekret życia. –
POZIOM, nie level. Chryste, te przemyślenia…
Żebyś nie pobrudziła swojego wymuskanego, idealnie wyprasowanego i nie
nadającego się kompletnie do zwiedzania hali produkcyjnej stroju – ach, no
tak, bo czarodzieje muszą poświęcać masę czasu na prasowanie szat tak jak
mugole, zamiast użyć magii, by ubranie się nie mięło i brudziło… Tak, tak, te
możliwości magii są niesamowite, doprawdy…
Jak bardzo chciałam go uderzyć i raz na zawsze zetrzeć ten uśmiech z
jego durnego ryja. Był bezczelny i pozwalał sobie na zdecydowanie zbyt wiele.
– serio? Rozumiem, że Malfoy w rozdziale drugim był opkowo chłodny i rzucił aż
jednym uszczypliwym tekstem (NA ŚCIĘCIE Z NIM!), ale gdzie ta bezczelność i
pozwalanie sobie na zbyt wiele? Może Hermionce potrzeba troszkę melisy na
uspokojenie, co?
Zaraz! Właśnie! Robił to specjalnie. – zaraz! Pacjent
niespodziewanie zaczął używać mózgu!
Ale nie mógł przecież wiedzieć, że muszę zachować pełen profesjonalizm
i udawać szczerą chęć współpracy. – ależ oczywiście, że nie. Bycie częścią
jednostki, od której nie tylko zależy tak wiele, ale i która POZWALA SOBIE na
tak wiele, wcale nie wiąże się z zachowaniem profesjonalizmu. Wiecie, co tam
wizerunek, chrzanić to.
Nie mógł, prawda? Zerknęłam na jego ucieszoną twarz. Nie mógł? –
czekaj, czy Ty ją właśnie CELOWO sprowadziłaś na poziom kompletnego dna?
machnęłam ręką w stronę wejścia na halę udając, że nie mam problemu z
zapięciem zamka od kombinezonu. – hehe, co oni tam robią z tymi miotłami?
Oblewają je żrącym kwasem, że Mionka musi zakładać jakiś specjalny kombinezon
ochronny z bardzo skomplikowanym mechanizmem zamka?
Popatrzyłam przestraszona w jego chłodne oczy, a on szczerze rozbawiony
zbliżył się ponownie. – czy ona miała jakieś, łagodnie mówiąc, nieciekawe
przeżycia związane z mężczyznami, że w ten sposób reaguje na ich bliskość? Bo
na to wygląda…
Szybkim ruchem zapiął mój zamek wywołując przy tym lekkie uderzenia
gorąca. – Chryste, on tylko dotknął zamka, a ta (chrzanić przerażenie!) jest
już gotowa na wszystko…
A tu nagle jakby spłynął na mnie zły urok, potykałam się, zacinał mi
się zamek, gapiłam się na blondyna zamiast słuchać, co mówi. – taki obrót
spraw wcale mnie nie zdziwił, ale widzisz, między mną a Twoją Hermioną jest
sporo różnic, a najważniejszą z nich jest to, że używam mózgu. Pięciolatek
mógłby to przewidzieć, serio.
Ta z zębem smoka, jakże by inaczej miała dopalacz z ogniem plującym z
tyłu miotły, jak rakieta. – a, faktycznie, fantastyczny pomysł. Nie dość,
że spalisz wszystko, obok czego przelecisz (Boże, miej w opiece wszystkie
zbłąkane ptaszki i inne żyjątka latające), to jeszcze… podpalisz sobie tyłek.
Genialne, niesamowite. Postępowe.
Jego fabryka była jakby pracą marzeń, wręcz nierealną. – fabryka
pracą? A nie miejscem pracy? No i czy ona czasem nie przesadza? Jakoś wątpię,
czy pracowników nie bolały ręce od bezsensownego machania różdżkami na
wszystkie strony, a wypłata też nie mogła być wielka…
Wiesz, przyznam Ci się do czegoś.
Kiedy zaczynałam czytać „Hermionę Miss Kontrolę”, przeczuwałam, że mogę po
drodze znaleźć przynajmniej garść głupot i tak dalej, ale naprawdę byłam
pozytywnie zaskoczona do mniej więcej tego momentu w tekście. Dlaczego? A no
dlatego, że myślałam, że zrezygnowałaś z tych idiotycznych końskich podlotów, a
tu – kiedy Granger pyta, dlaczego Malfoy ma puste biurko – zaraz Draco
wyskakuje z wspaniałym tekstem:
-I przy seksie muszą to wszystko z niego zrzucać, a ja nie- przerwał
mi.
Setka facepalmów i milion
facedesków nie pomogły, wielkie zaskoczenie. Czy naprawdę aż tak nie potrafisz
(albo nie chcesz potrafić i tracić na to czasu) kreować postaci, że musisz
spłaszczać je do jednej irytującej, wiecznie powielającej się cechy? Po co
piszesz któreś tam z kolei opowiadanie o tych samych postaciach (kompletnej
idiotce i oblechu), skoro nawet nie próbujesz chociaż trochę zmienić ich
płaskich charakterów, nadać im życia i większej głębi?
Nie ma żadnego dodatku poza zatwierdzonymi przeze mnie, a każdy nowy
projekt przechodzi przez moje ręce. – ehe, czyli szaleni naukowcy mogą
sobie z Działu Odkryć wynosić groźne eliksiry, ale przemycenie zaklętej miotły
jest niemożliwe. Tak, logika powala na kolana.
Moją twarz niemal natychmiast zalała czerwień. Nie wiem, skąd te
reakcje, (...). – Hermiono, może przechodzisz wczesną menopauzę.
Rozdział czwarty
Szybkim krokiem kierowałam się do wyjścia, bojąc się, że może mnie
złapać i przymusić do zostania. – no tak, to by była tragedia. Wcześniej
Mionka cieszyła się z możliwości znokautowania Malfoya, ale teraz pewnie nie dałaby
rady, ci sparowani ludzie byli takim szokiem…
Przy stole nie było krzeseł, tylko obszerne, acz wygodne kanapy. To
pewnie na wypadek, gdyby czwórka przyjaciół chciała zjeść wspólnie. – a czy
jedno wyklucza drugie?
Ale szybko je wypuściłam, kiedy do kabiny wszedł kelner. – do
kabiny? Jeszcze przed chwilą byli na jakiejś hali, w której dudniła klubowa
muzyka i ludzie się parowali (cokolwiek to oznacza), a zaraz potem (znów
brakuje informacji) Hermiona i Draco przechodzą gdzieś (chciałabym wiedzieć!),
gdzie można zamówić jedzenie i usiąść w boksach. Wiesz, boksy nie bardzo pasują
mi do miejsca, w którym grają na skrzypcach (oraz gdzie podają herbatę i
tosty…), ale to już pomińmy… Tylko jakie kabiny, na Merlina?!
No i co, w jednej chwili sama
piszesz, że z Hermioną dzieją się rzeczy nadprzyrodzone (trzęsie się jak osika,
piszczy, gdy Malfoy tylko koło niej siada…), a w drugiej traci gdzieś tę
otoczkę irytującej ofiary losu, żeby dumnie wstać z zamiarem zmienienia
miejsca? Nie wspominając, że tym razem dziwnie nie trzęsie galotami, kiedy
Draco chwyta ją za łokieć i bezczelnie ciągnie z powrotem na kanapę. Co to za
niekonsekwencja?
Nagle poczułam jego oddech tuż przy swoim uchu. Nie mogłam już bardziej
wdusić się w ścianę, więc spięta znosiłam jego zapach i jego
ciepło. – jaką wiadomość właśnie wysyłasz? Co mamy zrobić według Mionki,
kiedy wiecznie naprzykrzający się oblech zmusza kogoś do zostania w miejscu, w
którym ta osoba jest teoretycznie bezbronna (teoretycznie, bo tutaj bezwolna
Hermiona – tak jak w „Dojrzałej Czarownicy” – zgadza się na bycie wganianą w
kozi róg, chociaż mogłaby spróbować się obronić (co rzekomo tak bardzo chciała
robić od momentu spotkania Malfoya…) lub szukać pomocy u innych ludzi), a w
dodatku dyszy temu komuś w ucho jak skończony zbok, ŚWIADOMIE (co sama
podkreślasz) naruszając ich prywatną przestrzeń i CZERPIĄC z tego przyjemność?
(Przepraszam za zdanie gigant). Siedzieć i wysyłać oprawcy (bo tak, Malfoy
tutaj jednoznacznie jest oprawcą) sygnały dające znać „Hej, boję się zareagować,
jestem ofiarą idealną!”?
Przepraszam, ale muszę spytać:
czy nie potrafisz wykreować między postaciami związku, który nie opierałby się
na toksycznych relacjach? Ja u Mionki z „Dojrzałej Czarownicy” podejrzewałam
syndrom sztokholmski, a co dopiero będzie z tą!
Włoski na rękach stanęły mi dęba i wzdrygnęłam się pod wpływem zimnego
dreszczu. Ten mężczyzna był niebezpieczny, to mogłam stwierdzić na pewno. –
CO ona tu jeszcze robi? Tak samo jak Mionka z „Dojrzałej Czarownicy” ma
chwilowe nawroty pracy mózgu, ale niestety wiem, że to tylko przez Twoją
nieumiejętność kreowania postaci i niekonsekwencję w ich prowadzeniu. Po
przeczytaniu tych zdań – niestety – nie mogłam mieć wielkich nadziei.
-Dobrze, chciałabym się z tobą spotykać- powiedziałam. – że co
proszę? Odsuńmy na bok wszystkie reakcje Miony, które są wyraźnym dowodem, że
ona po prostu boi się Dracona (nie żeby nie miała powodu), ale weźmy pod lupę
tę rzekomą (i jakże nieistniejącą) profesjonalność Hermiony. Przecież ona NIE
MOŻE się z nim spotykać ze względu na pracę, ze względu na ŚLEDZTWO. Przecież o
coś tam – nigdy nie powiedziano o co, co uważam za śmieszne – muszą podejrzewać
Malfoya, skoro prowadzą w jego sprawie śledztwo, skoro do sprawdzenia go
wysłali rzekomo najlepszą (a składającą się z – jak widać po Hermionie – bandy
idiotów) grupę, sławny i elitarny UPS. Jakkolwiek bardzo by chciała, nie może
umawiać się z Malfoyem, jeżeli nie chce postawić całego wyniku śledztwa pod
znakiem zapytania (pobocznych konsekwencji zawodowych byłoby o wiele więcej),
cholera, ona nawet nie powinna być z nim na tej całej przeklętej randce. I nie,
nie możesz usprawiedliwiać się faktem, że to randka w ciemno. To nie tylko
nieprofesjonalne, ale i niezgodne z etyką pracy, bo ona po prostu nie może mieć
jakichś tam prywatnych relacji z osobą, którą sprawdza! Rozumiem, że możesz
spróbować wytłumaczyć się tym wspomnianym mimochodem czarem rzuconym na park,
ale nie mam pojęcia, skąd to wytrzasnęłaś. Gdyby można było rzucić sobie
pierwsze lepsze zaklęcie, żeby dwie osoby zaczęły zachowywać się jak skończeni
idioci żywcem wyrwani z najgorszych, rzygogennych komedii romantycznych, po co
czarodziejom byłaby Amortencja?
Rozdział piąty
Hermiona załamana wieczorem weszła do domu… – czemu nagle to jedno
zdanie jest zapisane w narracji trzecioosobowej?
Obiektywnie rzecz biorąc, nie mogła istnieć heteroseksualna kobieta,
której by się nie spodobał. – czekaj, to jestem jedyną, której nie podoba
się pierwszy lepszy przystojniak z symetryczną twarzą?
Poza tym, ten aktor próbował namieszać mi w głowie. Nie powiem, udało
mu się, ale nigdy więcej. – nie powiem, wspaniała pracownica. Takich to ze
świecą szukać, zamiast pracować, to siedzi i przegląda zdjęcia Malfoya, które
ma w aktach…
Stworzył je właściwie Malfoy, ale było to możliwe tylko dzięki
współpracy z naszymi naukowcami. Nie miał on bowiem potrzebnych eliksirów i
sprzętów. – o, czyli Malfoy jest nie tylko aż tak przystojny, że wszystkie
kobiety w promieniu rażenia ściągają majtki, ale i porażająco mądry, co?
Niesamowite…
„Kolejne dziecko spada z Nimbusa!”, głosił nagłówek. W tekście nie było
zbyt wielu informacji. Jedynie wczorajsza data i informacja, że stało się to na
nauce latania. – to naprawdę świetny nagłówek, pewnie dwa razy dłuższy niż
cały artykuł, co? I może jeszcze na pierwszej stronie? Tekst musiał być
porywający, doprawdy.
Był taki młody i cały w bandażach. Dwie złamane nogi, jedna ręka,
wstrząs mózgu. Poza tym, mnóstwo siniaków i zapłakana matka obok, na zdjęciu.
– ehe, bo nie tylko złamania leczy się bandażami, ale i przy leczeniu wcale nie
używa się magii. No i siniaki mają się do zapłakanej matki jak piernik do
wiatraka.
Ciskał cruciatusem i wywalił w mury szkoły. – hę, ale że niby kto?
Ten dzieciak? Dzieciak zdolny do rzucenia tak trudnego zaklęcia, jakim był
Cruciatus? No proszę Cię… (Co to znaczy, że wywalił w mur szkoły?)
Jutro do fabryki wkraczają aurorzy i prowadzą własne śledztwo. – aż
się zaśmiałam, poniekąd tak z satysfakcją (ale drama!), a poniekąd dlatego, że
to wręcz idiotyczne posunięcie. Najpierw próbowałaś zrobić z UPS elitarną
jednostkę, właściwie Jednostkę Nad Jednostkami, która ma dostęp do WSZYSTKIEGO,
nawet do skrytek w banku Gringotta, a teraz co? Mam uwierzyć, że ta superduper
zajefajna, czaderska jednostka ma stracić śledztwo na rzecz Aurorów? Aurorzy w
kanonie byli bardziej grupą uderzeniową, z tego, co wiemy, raczej nie zajmowali
się zbieraniem dowodów i innych takich, tylko brali się za czarnoksiężników, a
nie za siedzenie z nosem w papierkach, by przymknąć takiego wypierdka jak
Malfoy… Z drugiej strony, szczerze mówiąc, nie dziwię im się. Jedyne, co
Hermiona zdołała zrobić, to jedynie zaniedbać swoje obowiązki – zamiast
pracować podniecała się technologiami w fabryce, bez przerwy przejmowała się
bliskością Malfoya i jego wspaniałym wyglądem, nie wspominając o zapachu, potem
wybrała się z nim na randkę i wzdychała nad jego zdjęciami. Kompletnie
ignorowała etykę pracy, jeżeli takowa w jej słowniku w ogóle istnieje, poza
wysłaniem ludzi za papierkową robotą nie osiągnęła dosłownie niczego… Naprawdę,
nie dziwię się. Właściwie, biorąc pod uwagę, że czarodziejskie sądownictwo było
jakie było (zacofane, okropnie zacofane), nie rozumiem, dlaczego nagle wszyscy
dookoła muszą prowadzić tysiąc śledztw, zamiast nie tylko przymknąć Malfoya,
zamknąć fabrykę, ale i zabronić sprzedaży Nimbusów, nie wspominając o grzeczne
upraszanie ludzi, którzy w ostatnim czasie nabyli taką miotłę, o nieużywanie
jej. (A w razie czego to wszystko do czasu rozwiązania śledztwa i
wyeliminowania zagrożenia). No dlaczego?
No i mam uwierzyć, że asystentka
Malfoya – doskonale zdając sobie sprawę z trwającego śledztwa – tak po prostu
(żeby szło Ci to na rękę) wpuściłaby Hermionę do jego biura? Już samo
wpuszczenie kogoś do czyjegoś biura byłoby dziwne, gdyby nie trwało żadne
śledztwo, a tu taka głupota…
W szufladzie nie było nic innego poza jednym zdjęciem. – czy
właśnie dostałam kolejny powód, żeby sądzić, że i ten Malfoy jest potencjalnym
prześladowcą?
Nie spodziewał się tak sprawnego działania. Na pewno nie po mnie. –
D O K Ł A D N I E! Jeżeli uznamy oczywiście, że samo zadanie pytania (którego
wypłynięcie na pewno było do przewidzenia, skoro Malfoy wiedział, że Dział
Odkryć posiada te informacje) może być sprawnym działaniem, ale fakt faktem –
jak na Mionkę, jest naprawdę sprawne.
-Uważaj- ostrzegł mnie. – parsknęłam śmiechem, ale odłóżmy tę
reakcję na bok. Czego się spodziewał, co? Że kiedy ludzie będą przeprowadzać
niby poważne śledztwo, nikt nie zada mu niewygodnego pytania? Samo formowanie
gróźb bez pokrycia może go postawić w bardziej prawdopodobnym kręgu
podejrzanych. Poza tym nie rozumiem, dlaczego jest to tak tajna informacja, no
chyba że specjalnym składnikiem zabezpieczenia był pierwszy stanik Hermiony,
czy coś w tym stylu. Po takich oblechach jak on można spodziewać się
wszystkiego, więc tego nie skreślam.
Niemal pisnęłam z zadowolenia, kiedy wykurzony facet z krzykiem uderzył
pięścią w blat biurka. – e, serio? Piszesz to na poważnie? Bo wiesz,
jeszcze nie tak dawno temu Miona nie potrafiła znieść jego bliskości w
pozbawionych większych emocji momentach, a w dodatku jedno spojrzenie Malfoya
potrafilo ją przerazić, a teraz, kiedy on wybucha tak gwałtownym gniewem, jest
zadowolona?
Jego wolna ręka spoczywała na moich plecach. Podtrzymywał mnie między
łopatkami i z trudem wyswobodziłam się z jego uścisku. – przepraszam, ale
szczerze wątpię, czy taki chwyt byłby w stanie przytrzymać kogokolwiek, nie
wspominając kogoś, kto naprawdę chce się wyrwać.
Rozdział szósty
To było niebezpieczne, on był niebezpieczny. Mógł być mordercą. Mógł
mnie chcieć zamordować… – moją
reakcją było złapanie się za głowę i krzyknięcie „CO JA CZYTAM!”, jak Boga
kocham. Chociaż nie mam zielonego pojęcia, skąd – do jasnej ciasnej – Hermiona wytrzasnęła
takie absurdalne wnioski (Malfoy z „Dojrzałej Czarownicy” jak najbardziej był
materiałem na mordercę, ten tutaj to zwykły prostak i oblech), popieram je.
Niech dziewczyna myśli tak dalej, może wreszcie ją olśni i znajdzie sobie
zdrowego na umyśle faceta. Tyle że pewnie tak nie będzie.
On miał rozpostarte ramiona, opierał dłonie o drzwi, byłam między mini
uwięziona. – między tymi dłońmi a drzwiami, tak? Bardzo ciekawe. A bez
czepialstwa o szczegóły, powiem, że – ech – to tak kliszowa, utarta scena, że
szkoda gadać.
Szeroko otwartymi oczami patrzyłam w jego i zaczynały mnie boleć, był
zbyt blisko, bym widziała go wyraźnie. – serio? Oczy ją bolą od czegoś
takiego? Wiesz, pewności nie mam, ale wydaje mi się, że to raczej
nieprawdopodobna reakcja na czyjąś bliskość.
Na moment przestałam myśleć (...). – na moment? NA MOMENT?!
(...) choć wiedziałam, że będę tego potem żałować, podałam mu swoje
wargi. – podała mu wargi? Tak na tacy? Koniec czepiania się okropnych
opisów, teraz przypomnę Ci zdania z pierwszego akapitu tego rozdziału:
Mógł być mordercą. Mógł mnie chcieć zamordować… – widzisz, co mam
na myśli? Tak, już je przytaczałam, ale jak tak dalej pójdzie, mogę machnąć
ręką i nie wysilać się, szukając logicznych argumentów przeciwko temu
związkowi, bo sama podałaś mi ten jeden na tacy, tak jak Mionka swoje usta
Malfoyowi. Nie tak dawno temu Granger niby obawia się o swoje życie, podejrzewa
Dracona o bycie mordercą, ale co tam! Walić to, w końcu przycisnął ją do
ściany, czas ściągać majtasy!
Stanął dwa kroki ode mnie i intensywnie się we mnie
wpatrywał, jakby zastanawiał się, czy zmusić mnie, bym była jego. –
o, to nawet Mionka już ma TAKIE skojarzenia. Teraz uważa Malfoya nie tylko za
mordercę, ale i potencjalnego gwałciciela, ale wiadomo, prawdziwa miłość i
syndrom sztokholmski nie są do przezwyciężenia… Oj, nie…
Jednocześnie, nauczony moim brakiem koordynacji, przytrzymał mnie, bym
się nie wywróciła. – Chryste, ona już nawet przesunąć się na bok sama nie
może… Kiedy Malfoy zacznie jej wiązać buty, co? A ten brak koordynacji śmierdzi
Zmierzchem i Bellą z daleka.
Ale potem Malfoy ponownie coś wyszeptał i w mgnieniu oka zapaliły się
setki świeco wyjątkowo jasnym świetle. – świeco co? Setki? To jaki wielki
był ten hol, czy co to było?
On był potężny, on wiedział wszystko, a ja, byłam taka malutka i mógł
zrobić ze mną, co zechciał. – jedyna możliwa reakcja: facepalm, facepalm,
facepalm, facepalm, facepalm, (...) facepalm. Milion facepalmów. Malfoy w żadnym
calu nie był potężny, jeżeli jego wielka potęga opierała się jedynie na tym, że
Miona jest nieskoordynowaną, zidioconą ofiarą losu (największą ofiarą losu,
jaką w jakimkolwiek tekście spotkałam). Wcale nie mógł też zrobić z nią tego,
co chciał (wiesz, jeszcze żyję dla tych chwilowych przebłysków pracy mózgu
Hermiony, to mam na myśli) – Hermiona była o wiele zdolniejszą czarownicą od
niego, kiedyś pracowała jako Aurorka, na Merlina, a teraz należy do superduper
elitarnego UPS. Ona POTRAFI się obronić, tyle że ona NIE CHCE się obronić,
chociaż wielokrotnie w tekście przejawiała taką pseudochęć. Więc nie. Jeżeli
Malfoyowi uda się zrobić z nią to, czego chciał, to tylko za hipotetyczną zgodą
Hermiony. Mnie nie oszukasz, przykro mi.
-No, Granger, nie bój się- poradziła – co, teraz Draco zmienił
płeć?
Niech aurorzy robią, co chcą! – ojej, jaki foch, jak ja mam wziąć
ten tekst na poważnie…
Rozdział siódmy
Miałam rację… Jak praktycznie zawsze. – to przeświadczenie o
własnej zajefajności jest tak urocze…
Załamana swoimi uczuciami wzięłam swój kubek i kubek Malfoya. W jego
było jeszcze sporo herbaty. Bez zastanowienia, dopiłam ją. Potem, myjąc go,
zdałam sobie sprawę z tego, że tego kubka dotykały usta blondyna. Jak w transie
dotknęłam opuszkami palców swoich ust. – o panie przenajświętszy, wypiła
herbatę z tego samego kubka, co Malfoy! Niesamowite! Takie głębokie, och…
Przyjęłam przyrząd w milczeniu. – przyrząd jako synonim różdżki?
Hej, jeżeli ktoś potrzebuje dobrej, działającej porady na to, jak zabić
jakiekolwiek emocje, które wcześniej się w tekście budowało, to właśnie byłaby
ona. Używanie okropnych synonimów zawsze w modzie.
-Umów się ze mną- Bardziej wymagał niż prosił. – świetny kandydat
na chłopaka, doprawdy.
Rozdział ósmy
skwitował trafiając mnie nożem w brzuch – co proszę? Nie piszesz,
że jego słowa były JAK dźgnięcie nożem, tylko dosłownie piszesz, że
trafił ją tym nożem w brzuch! WTF roku, naprawdę. Wiem, że nie miałaś tego na
myśli dosłownie, że nie, Malfoy nie ukróci moich cierpień i nie zabije tej
hańby dla żeńskiej populacji całego świata, ale szczerze mówiąc – był taki
moment, ułamek sekundy, kiedy miałam nadzieję, że tak się stanie. Jeżeli
odczuwam coś takiego, nieźle to świadczy o Twojej Hermionie.
No tak, zdecydowanie moja obecność nie była pożądana, przynajmniej nie
przez nią. – no tak, przecież każda rywalka o faceta musi być wredną pindą,
prawda? Głębia Twoich postaci mnie powala, naprawdę.
Ona prychnęła śmiechem. – prędzej parsknąć, nie prychnąć.
-Boże!- pisnęłam głośno i z głośnym szlochem wtuliłam
głowę w ramię Malfoya. – bardziej irytująca być nie mogła, ale wybaczam
jej, w końcu to Twoja kreacja.
Nie żebym nie miała serca, ale po
prostu w Twoim wykonaniu cała ta scena ze zwęglonymi psimi zwłokami wyszła po
prostu… przekomicznie. Jak dla mnie złożyło się na to parę czynników – seksy musiały
zostać przerwane, bo na nie za wcześnie (wnioskując z „Dojrzałej Czarownicy” i
ogólnego przebiegu akcji), Hermiona jest za szczęśliwa, więc OCZYWIŚCIE coś
musi pójść nie po jej myśli, no i to całe „bronienie” Granger przez Malfoya.
Kiedy tylko weszli do domu, stawiałam na psa, bo opisywałaś go tak namiętnie,
że po prostu biedne zwierzę musiało ucierpieć dla przebiegu akcji i
rozśmieszającej dramaturgii.
Smród zniknął, dym zniknął i mój Farciarz też zniknął, na zawsze. –
tak bardzo kochała psa, że nawet nie chciała go, no nie wiem, pochować?
Iii… wreszcie, jestem wolna!
Podsumowanie – jak wcześniej –
zacznę od błędów. Od czasów „Dojrzałej Czarownicy” minęło z pięć lat, a Ty
dalej nie szanujesz własnego tekstu i czytelników na tyle, by dowiedzieć się,
jak poprawnie zapisywać przeklęte dialogi, nie wspominając o odmianie nazwisk
anglojęzycznych. Przecież do tego nie potrzeba geniusza, wystarczy otworzyć
pierwszą lepszą książkę i wyciągnąć wnioski, ale o tym chyba już wspominałam.
Na polu interpunkcji poprawiłaś się sporo, ale i tak dość często albo gdzieś
brakuje przecinków, albo wstawiasz je w zupełnie bezsensowne miejsca. Masz też
gigantyczny, naprawdę gigantyczny problem z zaimkami. Wciskasz je wszędzie,
gdzie nie są potrzebne, co niezmiernie mnie irytuje, w końcu to zwykłe słowa
zapychacze, sposób na niepotrzebne wydłużenie tekstu i – na daleką drogę –
wynudzenie czytelnika. Przebijanie się przez ten gęsty las zaimków było
męczące, a tekst czytało mi się naprawdę trudno. Większość błędów z
poprzedniego tekstu również się powtarza – źle użyte dywizy, liczby zapisane
cyframi, zamiast słownie, i tak dalej. Jest tego tyle, że albo naprawdę musisz
nad tym popracować, albo znaleźć sobie dobrą, sprawdzoną betę, na której można
polegać. Znaleźć ponadprzeciętną betę w tych czasach nie jest łatwo,
szczególnie do tekstów takiego rodzaju, więc zawsze możesz je popytać, jeżeli
coś sprawi Ci szczególny problem i będziesz potrzebowała konkretniejszego
wytłumaczenia. Musisz też pamiętać, że beta nie wyeliminuje wszystkich
problemów – nawet z nią musisz nad sobą pracować, zwracać uwagę na poprawność i
tak dalej.
Fabuła. Kiedy zaczynałam czytać „Hermionę
Miss Kontrolę”, przyznam, że myślałam, że może wreszcie zaprezentujesz mi jakiś
konkretniejszy (konkretniejszy niż w „Dojrzałej Czarownicy”) kawał fabuły, coś,
nad czym będę mogła pomyśleć, kiedy znudzą mi się romanse między Draco a
Hermioną. I w pierwszym rozdziale faktycznie tak to wyglądało – opisywałaś UPS,
jego działania, to, jak widzi je społeczeństwo (niekoniecznie logicznie, ale
nie mogę Ci tego odmówić, bo w końcu próbowałaś, co było miłą zmianą na tle „Dojrzałej
Czarownicy”), zapowiadało się o tonę ciekawiej niż w poprzednim opowiadaniu.
Nawet zastanawiałam się, czy przypadkiem nie będę musiała zacząć myśleć przy
czytaniu, ale rozdział drugi uświadomił mi, że znów nie muszę się wcale wysilać
przy analizie tekstu i pisaniu oceny. A dlaczego? A no dlatego, że kolejny raz
zepchnęłaś wszystko na boczny plan, używając deus ex machina, by spiknąć
Hermionę i Malfoya (randka, tworzenie pseudoprzyjaciół (Harry Jensen), którzy
istnieją tylko po to, żeby Granger znalazła sobie trólofa), a w dodatku
całkowicie położyłaś się w temacie opisywania pracy Hermiony. Oglądanie pracy w
fabryce to jedno, a kontynuowanie śledztwa – śledztwa, o którego przebiegu nie
zająknęłaś się ani razu do momentu, kiedy zaczęli ginąć ludzie – to drugie.
Kompletnie zignorowałaś część fabuły, jaką sobie sama wymyśliłaś, na rzecz –
wiadomo – seksów, zapachu Malfoya i jego męskiego głosu. Przyznam, że nie
pasuje mi ten pairing, bo nie ma żadnych podstaw w kanonie, ale – na Merlina! –
gdybyś chociaż trochę spróbowała opisać budowanie ich relacji, to, jak wpływały
na nią wydarzenia z przeszłości, COKOLWIEK, może mogłabym w przyszłości
spojrzeć na fanfiki Dramione w inny sposób (żadna niespodzianka, że większość
takich fanfików jest… no, słaba, łagodnie mówiąc). Zamiast tego kit, kicz i
jeszcze raz kicz. Bo – fakt faktem – „Hermiona Miss Kontrola” jest zwykłym
romansem, główna fabuła składa się właśnie z romansu, dlatego pytam się: GDZIE
jest ten romans? Nie, kolejna dawka toksycznych (mniej niż w „Dojrzałej
Czarownicy”, ale zawsze) relacji, spotkania deus ex machina, końskie zaloty i
przekomarzanie się w stylu przedszkolaków to NIE jest romans. Romansem byłoby
stopniowe rozwijanie relacji (a nie błyskawiczne przeskakiwanie z wybuchów
gniewu i nienawiści do namiętnych pocałunków i innych dupereli), koncentrowanie
się na niej, a nie na kiczowatych przemyśleniach w stylu „Och, ciekawe, z iloma
kobietami Malfoy się umawiał!”, „Och, ach, ech, ciekawe, ile kobiet zabrał do
tej restauracji”, bla, bla, bla. Tak mogłabym opisać tę fabułę: bla,
pseudoprzyjaźń, bla, jakaś kiczowata, zupełnie przewidywalna scenka, bla,
Hermiona udaje, że pracuje, bla, Malfoy to idiota, bla, biedny piesek, bla,
bla… Jasne, „Hermiona Miss Kontrola” jeszcze nie została napisana do końca, ale
muszę też wspomnieć o tym, co wygląda nieciekawie. A porzucenie śledztwa przez
Hermionę (oficjalnego śledztwa, które łączy się z robotą papierkową, masą
researchu, pracą z PRAWDZIWEGO zdarzenia (a nie przeglądanie zdjęć Malfoya w
aktach), czyli coś, co wymagałoby od Ciebie dużego poświęcenia) wygląda tak,
jakbyś uznała, że wpakowałaś się w coś ponad swoje możliwości, jakby nie
chciało Ci się myśleć, co tak konkretnie Hermiona ma robić, żeby dowiedzieć
się, co jest nie tak z miotłami i kto za tym stoi. Wygląda to tak, jakbyś
poszła na łatwiznę – o, Granger porzuca śledztwo, w końcu ma inne, ale dalej
jest wplątana w sprawę, bo śmierciożercy (kolejne deus ex machina, biorąc pod uwagę,
że nie wiemy kompletnie NICZEGO na temat Voldemorta, przebiegu Bitwy o Hogwart
i tak dalej) postanowili zabić jej pieska. Niestety, plusów w przebiegu tej
fabuły dopatrzyć się nie mogę, chociaż czuję się strasznie głupio ze
wskazywaniem samych minusów.
Postaci – znów zacznę od tych,
które nie wiedzą, po co istnieją. A, przepraszam, Harry Jensen istnieje po to,
by dać Hermionie sprawę, która zmieni jej życie, a potem, żeby sfałszować jej
podpis na jakimś świstku, o ile dobrze pamiętam. Tyle. Pojawił się w pierwszym
rozdziale, później jedynie wspominałaś o nim mimochodem – sądziłam, że będzie
miał coś w tekście do roboty, ale och, jakże byłam naiwna… Wspominasz też o
Ginny, z którą rozmowy są zwykłym zapychaczem, przewija się też Harry, ale
mimochodem. Myślę, że to świetnie pokazuje to, jak bardzo skupiasz się tylko na
trólofie i seksach, a wszystko inne spychasz na boczny plan.
Z kolei Malfoya kolejny raz
próbujesz kreować na mrhocznego, niebezpiecznego samca alfa (typowego faceta z najtańszych
romansów), ale Chryste, gdyby tylko Ci to wyszło, byłabym skłonna podciągnąć
ocenę końcową o stopień, tak na zachętę. Tyle że nie wyszło, niestety – znów.
Twoje wyobrażenia tak bardzo mijają się z tym, co widzę w tekście, że jestem
naprawdę zdumiona. Malfoy wcale nie jest tajemniczy, raz po raz zachowuje się
jak podstawówkowicz, który musi kryć kompleksy i traumę za maską bycia bucem,
jakiego specjalnością są końskie zaloty. Jest uszczypliwy, ale nie na tyle, by
Hermiona reagowała w taki sposób (przesadzony gniew), a poza tym spłaszczony do
granic możliwości – znów w większej mierze myśli jedynie penisem, nie widać w
nim żadnej głębi, nie chce niczego poza Hermioną. Jako postać jest po prostu
nudny (nie ma w nim niczego ciekawego ani pozytywnego), a reszta to irytujące,
dziecinne zachowania. Jest porażająco przystojny, co w połączeniu z rzekomym
sporym intelektem (w końcu sam wymyślił jakieś tam superduper zabezpieczenia
dla fabryki Nimbusów), zalatuje Garym Stu. W czwartym rozdziale bardzo
śmierdział też Malfoyem z „Dojrzałej Czarownicy” – pomiatał Mionką, miał gdzieś
jej zdanie, przystawiał się do niej i dyszał jej w ucho, na szczęście potem
gdzieś się to wykruszyło. Jedyna rzecz na plus.
Hermiona na początku prezentowała
gigantyczne problemy z gniewem, serio, w tamtym czasie w tekście powinna
chodzić na terapię. Na szczęście później już przestałaś wpychać ją w te
nieuzasadnione, okropnie przesadzone emocje, na jakiś czas podarowałaś nam
krępujące wybuchy gniewu i inne głupoty, więc można było na chwilę odetchnąć.
Ale tylko na chwilę – bo kiedy skończył się przesadzony gniew i fochy, zaczął
się czas stopniowego ogłupiania Mionki, robienia z niej ofiary losu (brak
koordynacji JEDYNIE w towarzystwie Malfoya, trzęsienie się jak osika bez
powodu, uderzenia gorąca przywodzące na myśl przechodzenie wczesnej menopauzy i
tak dalej…), po prostu kreowania ją na posłuszną i uległą dziewczyneczkę bez
mózgu, byleby Malfoy wyglądał przy niej na potężnego, dominującego faceta
(czyli dosłowna powtórka z „Dojrzałej Czarownicy”). Co za tym idzie, czasami
Hermiona zachowywała się tak, jakby w przeszłości miała nieciekawe przeżycia
związane z facetami – przerażało ją raczej normalne zachowanie Dracona, bała
się jego dotyku, ogólnie prezentowała sobą totalną rozsypkę emocjonalną.
Niestety, później zupełnie zapomniałaś o tych kreacjach – przesadzonej gniewnej
i przesadzonej przestraszonej – bo Hermiona (moim zdaniem nie było to
uzasadnione, biorąc pod uwagę, jak Malfoy się zachowywał…) nagle zmieniła się
jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, żeby doszło do namiętnych pocałunków i
randkowania. Widać po niej również uprzedzenie do płci pięknej – kiedy tylko
pojawiła się jakaś kobieta, z którą Hermiona nie pracowała lub się nie
przyjaźniła (jedynie Ginny), Granger od razu wzięła ją za wredną pindę. Teraz
przejdźmy do Hermiony jako pracownicy – NIC nie uzasadnia tego, dlaczego
Hermiona w ogóle kiedykolwiek była Aurorką (znów jest bezwolną mameją, nie
wiem, jak ona dawała radę łapać czarnoksiężników, a jakby trafił się jakiś
przystojny, to już byłoby po niej, w końcu wtedy mózg jej się wyłącza), nie
wspominając, że wszystkie jej zachowania na przestrzeni tekstu świadczą, że w
żaden sposób nie nadaje się do UPS. Nie traktuje pracy poważnie, bo woli
wzdychać nad Malfoyem, odsyła innych, by odwalali za nią niewygodną robotę,
wcale nie myśli o śledztwie, nie próbuje go rozwiązać. Wbrew wszelkiemu
rozsądkowi i etyce zawodowej umawia się z Draconem, flirtuje z nim, ech, szkoda
gadać.
Opisy przemyśleń… są czasami
absurdalne, zbyt patetyczne i wyniosłe. Nie rozumiem, dlaczego Hermiona WCALE
nie myśli o śledztwie (to znaczy rozumiem – jest głupia i nieodpowiedzialna).
To nie jest taka praca, w której pracuje się przez tylko osiem godzin. To
praca, którą przynosi się ze sobą wszędzie, gdzie się jest. Gdyby ludzie
gdziekolwiek na świecie pracowali tak, jak Hermiona, żadna sprawa nie zostałaby
nigdy rozwiązana, naprawdę. Do takiej pracy potrzeba poświęcenia i głowy, a nie
pracownika o mentalności kochliwej nastolatki. Ale na szczęście jakieś
przemyślenia mamy – rzadko bo rzadko, w końcu większość przemyśleń to coś w
stylu „Omg, jaki ten Malfoy wredny!!!”, ale tym razem (część) bardziej je
rozwijasz. Zdarzają się też opisy pomieszczeń, ale zauważyłam, że rozpisujesz
się jedynie wtedy, kiedy opis ma pokazać, jak bajecznie bogaty i zajebisty jest
Malfoy. Wiesz, to niepotrzebne rozpisywanie się na temat łaskawego Dracona,
który daje pracownicom darmowe tampony, nie wspominając, jak puściłaś wodze
wyobraźni, kiedy doszło do opisania domu (posiadłości?) Malfoya. Jeżeli coś nie
dotyczy Draco, masz to głęboko w czterech literach i Cię to nie obchodzi. Mimo
wszystko, na tle „Dojrzałej Czarownicy” poprawa jest i to taka wielka.
20/70
Dodatkowe punkty: 1/2
Postanowiłam przyznać Ci jeden
dodatkowy punkt właśnie za chwilowe przebłyski myślenia u Hermiony. Cóż, to one
sprawiły, że jakoś dałam radę przetrwać oba oceniane teksty, nie mogłam ich nie
docenić.
Podsumowanie:
Nie wiem, co mogłabym jeszcze
powiedzieć. Największą wadą obu tekstów jest to, że nie potrafisz kreować ani
prowadzić postaci, spłaszczasz je do granic możliwości, a na dodatek
przestawiasz toksyczne relacje między nimi jako coś dobrego i normalnego. Uważam,
że jest to coś, nad czym powinnaś zacząć pracować od zaraz i wziąć się do tego
na poważnie, bo jak na razie jest naprawdę krucho. Po obu tekstach widać też
pośpiech, niecierpliwisz się do opisywania pseudoromantycznych scenek, pocałunków
i obmacywanek, które wreszcie prowadzą do seksów – właśnie ten pośpiech nie
wychodzi Ci na dobre. Ot, śpieszysz się, więc chrzanić logikę, chrzanić, że
postacie wciąż się nienawidzą, co tam, wciśniemy ich na siłę do łóżka, czyli zrobimy
to, co niewyrobieni czytelnicy lubią najbardziej. Zdarzają Ci się też
zapychacze, więc kiedy piszesz scenę, przemyśl ją sobie, zastanów się, co ona
wnosi do tekstu i czy w ogóle cokolwiek wnosi, a jeżeli nic, po prostu ją
skasuj. Nie marnuj czasu czytelników na zapychacze, które nie spełniają żadnej
roli. Z oryginalnością też jest strasznie – naprawdę, mogłabym wejść na
dziesięć słabych blogów z fanfikami Dramione, a te niewiele różniłyby się od
Twoich opowiadań. Zastanów się, dlaczego czytelnik ma zajrzeć do Ciebie,
dlaczego ma czytać to, co piszesz. Zastanów się, co przekazujesz, co nowego
wnosisz do tak popularnego pairingu z gigantyczną konkurencją, jeżeli chodzi o
wybicie się wśród autorów Dramione. W tym momencie naprawdę nie widzę żadnego
powodu, dla którego miałabym wybrać „Dojrzałą Czarownicę” albo „Hermionę Miss
Kontrolę” ponad inny, naprawdę byle jaki fanfik o tym pairingu. Twoje teksty
uzyskały 26 punktów na 82 możliwe, co daje ocenę niedostateczną.
"-KOCHAM CIĘ, KOCHAŁEM CIĘ I ZAWSZE BĘDĘ CIĘ KOCHAŁ!- wykrzyczał na całe gardło. – prawdopodobnie cierpię na wstrząs mózgu po waleniu głową w biurko." Zdecydowanie zrobiło mi to dzień, że tak posłużę się slangiem kwejka.
OdpowiedzUsuńOgółem to moim zdaniem ocena rzeczowa, ja szczerze podziwiam, że dałaś radę całą treść obu tych opek przyswoić...
Pozdrawiam!
//Niee, ja wcale nie stalkuję, czekając na Twoje oceny. Może odrobinę. Ale rzadko trafiam na kogoś, kto nie tylko rzetelnie ocenia, ale i bawi.//
Fajnie wiedzieć, że kogoś tak cieszy moje cierpienie. :D
UsuńDostałem polecenie, by odpowiedzieć pod ostatnim postem, więc to chyba ten. Tak, podałem tu linka do starego adresu bloga, który zmieniłem i chodzi mi o http://jutjubia.blogspot.com/ Dla uściślenia, poprzednio podałem adres jako hadesik13grr.blogspot.com, ale chodzi mi o ten nowy.
OdpowiedzUsuńZ poważaniem,
hadesik
Pollalo, rezygnuję z oceny bloga http://srodziemna-historia.blogspot.com/. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle dodam tam kolejny rozdział, więc nie ma sensu, żeby zaśmiecał on kolejkę.Przepraszam, że nie napisałam nic wcześniej, ale dawno nie wchodziłam na cokolwiek związanego z blogami. ;_;
OdpowiedzUsuń