Oceniająca: Drosera
Sundew
Oceniany blog:
ostatnia-rodu-black
Autor: Luniaczek
Wstęp:
Nagłówek pozostawia trochę do życzenia, ale szablon ogólnie
jest estetyczny i zachowany w przyjaznej oczom kolorystyce, więc niespecjalnie
mogę się czepiać. Problemem jest to, że pomysł z czarnymi linkami na tym tle
był zupełnie nietrafiony. W zakładce z bohaterami wszystko wygląda schludnie i
trzyma się jednego stylu, w dodatku nie przesadziłaś i nie zaśmiecałaś każdego
centymetra niepotrzebnymi zdjęciami postaci pobocznych – jest ok., chociaż samo istnienie tej podstrony uważam za bezcelowe. Wszystkie
rzeczy, które tam wypisałaś, powinny znaleźć się w fanfiku, ale
zobaczymy, jak z tym będzie. Justujesz tekst i wstawiasz akapity, więc jest też
przejrzyście – świetnie.
8/10
Treść:
Prolog
Skoro znasz zasady zapisywania dialogów, czemu wciąż używasz
do tego niepoprawnych dywizów?
„Wysoki, pogodny, lecz
stary czarodziej szedł dość samotną aleją, najwyraźniej mając jakiś cel.” –
co rozumiesz przez „samotną aleję”? Samotny to nie to samo, co –
przykładowo – opustoszały.
„Był uważany za
największego czarodzieja na świecie.” – największego wzrostowo? Myślę, że
chodziło o najpotężniejszego, co?
„Cienkie dłonie oparła
o łóżko i spojrzała na niego szarymi oczami, bardzo podobnymi do pewnego
człowieka...” – oczy były podobne do pewnego człowieka, czy może do oczu
pewnego człowieka, hm?
Rozdział pierwszy
„Przejechała otwartą
dłonią po twarzy i wstała, zrzucając kołdrę na podłogę. Doczołgała się do
prawie pustej szafy, by wyjąć z niej jeansy i czarną bluzkę. Szybko włożyła owe
odzienie, wcześniej biorąc ekspresowy prysznic.” – jak czołgała się w
pozycji stojącej (bo chyba nie wstawałaby bezcelowo, żeby zaraz potem paść na
klęczki)? I skąd nagle to pełne patosu określenie „owe odzienie”? Przecież to
tu pasuje jak pięść do nosa.
„Nie zagłębiając się
już myślami w tą sprawę, poszła zganić jakieś nieposłuszne dziecko.” – „tę sprawę”.
„Przywitał ciemnowłosą
ciepłym uśmiechem na ustach.” – jeju, no naprawdę. Doskonale znamy imię i
nazwisko Trillian, wiemy też, jak wygląda, więc nie musisz nam tego przypominać
co pięć minut. Jeżeli szukałaś jakiegoś synonimu (nie wiem, czemu miałabyś go
szukać, no ale), określanie doskonale znanych narratorowi i czytelnikowi
postaci po kolorze włosów czy oczu jest ograne i wskazuje na nieporadność
autora w wyznaczaniu podmiotu.
„Wątpiła, czy sakiewka pełna galeonów, którą
miała w magicznie powiększonej przez Dumbledore'a torbie była rzeczywiście jej,
jak to mówił Albus, ale nie narzekała.” – przecinek przed „była”, bo musisz
zamknąć wtrącenie. W każdym razie – dlaczego miałaby wątpić, że ta sakiewka z
pieniędzmi należała do niej? Nie dość, że pochodziła z rodu Blacków, więc albo
ktoś na pewno jej coś zapisał, albo jej opiekun (ewentualnie Dumbledore) miałby
dostęp do tych środków, to przecież jeszcze w Hogwarcie były specjalne fundusze
dla uczniów z problemami finansowymi.
W tym momencie problemem jest fakt, że nigdzie w tekście nie
piszesz, który mamy rok ani ile lat ma Trillian. Po tym, że od jakiegoś czasu
nie chciała zgodzić się na naukę w Hogwarcie (co jest kompletnie
nieuzasadnione), wnioskuję, że na pewno nie ma lat jedenastu, a jednak mimo
wszystko dopiero teraz kupuje różdżkę na Pokątnej. Co robiła od czasu, kiedy
dowiedziała się, że jest czarownicą? Chodziła do mugolskiej szkoły, wcale nie
uczyła się zaklęć, czy coś w tym stylu? A jeżeli jednak uczyła się zaklęć, jak
robiła to bez różdżki i to w dodatku w sierocińcu pełnym mugolskich dzieci?
Brakuje potrzebnych informacji!
„- Suknia... balowa?”
– raczej szaty wyjściowe. Czy akcja dzieje się na czwartym roku, wtedy, kiedy
miał miejsce Turniej Trójmagiczny? Nie jestem tego pewna, a szkoda. Jeszcze
czasu akcji czytelnik może się domyślać i to nie jest coś złego, ale jeżeli
chodzi o wiek bohatera – coś takiego powinno być znane od początku (jeżeli
chodzi o to konkretne uniwersum i fakt, że bohaterka zaraz rozpocznie naukę w
Hogwarcie, rzecz jasna, bo w innych przypadkach ta informacja nie jest
kluczowa).
„Dużo łatwiej, niż
suknię udało się jej kupić uroczą, młodą, czarną sowę. Targała teraz klatkę,
ale nie była ona wielka.” – bez przecinka przed „niż”. I czy to ta sowa
targała klatkę?
Muszę jeszcze wspomnieć o momencie, kiedy Harry zauważa
Trillian, a raczej jej oczy. Rozumiem, że odziedziczyła ich kolor po ojcu, ale
bez przesady, po nich nie określi się pokrewieństwa, a już na pewno same oczy
nie sprawiłyby, że Harry aż tak zainteresował się Trillian. Gdybyś bardziej
rozwinęła ten temat i może napisała, że nosiła się i poruszała w podobny
sposób, co ojciec, gdyby posiadała więcej jego cech szczególnych –
prawdopodobnie nie miałabym się do czego przyczepić, ale tak nie jest.
Kończysz rozdział sceną, w której Trillian patrzy na plakat
ze zdjęciem Blacka. Wygląda to tak, jakby dziewczyna nie wiedziała, kto jest
jej ojcem, albo jak gdyby nie wiedziała, że jest poszukiwany przez
ministerstwo. Przecież ona całe życie spędziła w sierocińcu; myślisz, że nie
wspomniałaby wcześniej o rodzicach? Albo, że Dumbledore, który doskonale wie,
kto jest jej ojcem, nie powiedziałby jej tego od razu?
Rozdział drugi
Z czego wynika to nadmierne zainteresowanie Dumbledore’a
Trillian? Rozumiem, że zna Syriusza i pewnie na jego prośbę lub ze względu na
niego nakłonił ją do podjęcia nauki w Hogwarcie, ale przecież on spędza z nią
strasznie dużo czasu, zupełnie, jakby nie miał niczego lepszego i ważniejszego
do roboty. Myślę, że Dumbledore nie miałby aż tyle wolnego czasu, nie
wspominając, że na pewno ma jakieś inne ważne obowiązki, potencjalne szukanie
horkruksów, Zakon Feniksa i te sprawy.
„- Ups… To my może
jednak pójdziemy? – zaproponował szatyn, wstydliwie drapiąc się po nosie.”
– niby dlaczego mieliby opuścić ten przedział? Tylko dlatego, że spotkali
Trillian na Pokątnej?... Nie znam człowieka, który zareagowałby w ten sposób.
„- Ty jesteś z
Ravenclawu? – spytała kasztanowłosa, bynajmniej nie odrzucona nieprzyjaznym
zachowaniem nowej koleżanki.” – nie. Bohaterowie mają imiona i nazwiska, to
ich używaj. Piszesz na tyle dobrze, że jestem w naprawdę ciężkim szoku, że
ciągle używasz tych opkowych określeń bohaterów. Określanie postaci po kolorze
włosów czy oczu pozostawiaj dla tych, którzy nie są jeszcze znani narratorowi i
bohaterce, a nie dla takich, co dopiero co się przedstawili. I – tak na
marginesie – Trillian nigdzie nie zachowała się w jakikolwiek sposób
nieprzyjaźnie.
„Hermiona zaprzestała
tworzenia kontaktów międzyludzkich, widząc, że nowo poznaną to wprawia w
zakłopotanie i postanowiła chwilowo zatopić się w książce do Obrony Przed
Czarną Magią.” – to chyba najbardziej kulawe zdanie, jakiekolwiek musiało
wyjść spod Twoich palców. „(…) nowo poznaną to wprawia w zakłopotanie (…)” jest
najgorsze i brzmi, jakbyś poustawiała te słowa w losowej kolejności.
„Po dobrych kilku
godzinach, które jej wydawały się kwadransem, dojechali do celu.” – nie
uważasz, że jeżeli faktycznie odezwałby się w niej ten rzekomy strach i
niepewność, o jakich wspomniałaś, to podróż wcale nie zleciałaby jej tak
szybko?
„Wszyscy wstali,
wcześniej przebrani w szkolne szaty i niechętnie wychodzili z wagonów na mglistą,
wilgotną pogodę.” – jak można wyjść na pogodę?
„W myślach znowu
stanęła jej twarz rudego bliźniaka (…).” – raczej „przed oczami”, nie „w
myślach”.
„Kiedy wszyscy
uczniowie załadowali się do powozów, zobaczyła, jak rozłożyste skrzydła
fantastycznych zwierząt rozkładają się, by poszybować do Hogwartu.” – ale
przecież testrale jedynie ciągnęły powozy, a nie leciały do Hogwartu…
Rozdział trzeci
Przed rozdziałem poinformowałaś nas, że nie widziałaś sensu
w opisywaniu pierwszych dni Trillian w Hogwarcie, ale nie spodziewałam się, że
zrobisz aż taki przeskok czasowy. Asymilacja, poznawanie nowego miejsca i
uczniów wcale nie byłaby zapychaczem, a czymś, co mogłoby rzucić ciekawe
światło na postać Trillian i pokazać nam prawdziwe cechy charakteru, żeby
zyskała trochę barw. Opisywanie Hogwartu z jej perspektywy też nie byłoby
nudne. Jeżeli tak bardzo nie chciałaś tego opisywać, mogłaś się pokusić o jakiś
streszczeniowy akapit czy dwa. Tekst by na tym nie ucierpiał, a ja zyskałabym
trochę więcej informacji. Od razu wrzucasz nas do wydarzeń z listopada, a dalej
nie wiem, na jakim roku znajduje się Trillian i w czasie której książki ma
miejsce akcja. Najpierw podejrzewałam, że będzie to czwarty rok (zakup szat
wyjściowych), potem, że piąty (Ron i Hermiona są prefektami, Syriusz biegł pod
postacią psa koło pociągu), a teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest
to szósty (w zakładce piszesz też, że Draco jest śmierciożercą), ale skłaniam
się ku piątemu. To już zaczyna być trochę irytujące, bo w końcu jesteśmy w
trzecim rozdziale (w tekście mamy listopad!) i takie rzeczy powinny już zostać
ustalone. Nie piszesz też nic o tym, jak Trillian sprawuje się na lekcjach. Jak
pewnie pamiętasz, wcześniej zastanawiałam się, w jaki sposób ona się wcześniej
uczyła (szczególnie, że dopiero teraz kupiła różdżkę…), na jakim poziomie
opanowała dane umiejętności magiczne i jak to wpłynie na jej naukę w Hogwarcie.
O tym też już dawno powinnaś nas poinformować, a wygląda na to, że albo o tym
zapomniałaś, albo w ogóle o tym nie pomyślałaś. Nie wspominając o tym, że w
ogóle nie wiem, czy Trillian zdawała sumy (o ile osiągnęła już ten wiek).
„Dość wysoka, szczupła
osoba w rozpiętej szacie, spod której wyzierał mundurek Gryffindoru, zatrzymała
się gwałtownie i obróciła w stronę rudowłosej. Poczekała, aż Gryfonka się do
niej doczłapie.” – no przepraszam, ale staczasz się. Tak namieszałaś, że
nie mam pojęcia, kim jest ta dość wysoka osoba. Takie zamieszanie, określanie
postaci w ten sposób sprawia tylko, że mam wrażenie, że jest tam jakiś trzeci
bohater. Unikasz używania imion i nazwisk jak ognia, chociaż nie mam pojęcia
dlaczego.
„Jak widzicie,
nadciągają zimne dni, oczywiście będzie bal bożonarodzeniowy, nie martwcie się
o to. Tyle, że nie będziemy na tym balu sami... - tu rozległy się szmery -
ponownie przyjadą do nas uczniowie Beauxbatons i Durmstrangu! Na pewno
pamiętacie sytuację dwóch lat.” – po pierwsze: nadprogramowe bale
bożonarodzeniowe to tak zużyta rzecz w fanfikach potterowskich, że jestem do
tego po prostu uprzedzona, ale na razie Cię nie skreślam – zobaczymy, jak to
wyjdzie. Problem w tym, że nie mam pojęcia, o jaką sytuację sprzed dwóch lat
chodzi i co Dumbledore chce załagodzić. A nie wiem tego, bo nie mam zielonego
pojęcia, kiedy dzieje się akcja. Jeżeli jesteśmy na szóstym roku, to co według
Ciebie wydarzyło się podczas Turnieju Trójmagicznego? Co można po nim
załagodzić?
Kolejną rzeczą jest to, że kanoniczny i rozsądny Dumbledore
w życiu nie zacząłby mówić o Lordzie Voldemorcie w obecności Umbridge, bo on
nie był typem człowieka, który prowokowałby ją przed taką ilością uczniów. Mam
też niemałe wątpliwości względem tej wymiany uczniowskiej. Jeżeli Trillian
będzie jedną z osób, która dostanie sowę z informacją, że została wybrana do
wymiany, jej pobyt w Hogwarcie prawdopodobnie będzie zbyt skąpo opisany, a
kiedy coś jest zbyt skąpo opisane, zazwyczaj prezentuje się nieschludnie i
nieprzemyślanie. Swoją drogą, dlaczego Dumbledore czekał z ogłoszeniem takiej
nowiny do samego listopada? O Turnieju Trójmagicznym w książkach poinformował
ich od razu, by uczniowie mieli czas na przygotowanie się i przemyślenie
kandydatury. Jeżeli więc na decyzję Dumbledore’a w jakikolwiek sposób wpływały
stopnie, wygląda to trochę nie fair względem uczniów – przecież na pewno wielu
chciałoby zyskać okazję do zobaczenia jednej z dwóch szkół i wzięliby się do
nauki. A ten Dumbledore tutaj wyskakuje jak Filip z konopi…
„- Oj, Diable, szkoda,
że nie widziałeś swojej miny (…).” – określanie postaci tymi głupimi
ksywkami – wyrwanymi rodem z najgorszych fanfików w sieci – jest po prostu
zbrodnią. Nie mam pojęcia, skąd się wzięła akurat ta ksywa – może stąd, że
Blaise jest czarny, ale to byłoby trochę rasistowskie, nie sądzisz? Zrobisz,
jak zechcesz, ale naprawdę szczerze doradzam Ci zaprzestanie używania tych
opkowych określeń…
…i opkowych zabiegów w stylu:
„Dormitorium Trillian
było czteroosobowe. Nie różniło się niczym od innych – było w barwach
złoto-czerwonych, z wygodnymi łóżkami i łazienką. Dzieliła je z Ginny, Hermioną
i Parvati. Lavender i dziewczyna, z którą wcześniej mieszkała Ruda, opuściły
Hogwart, bo tak kazali im rodzice.”
Czyli jednym słowem Lavender opuściła Hogwart, bo tak
chciałaś. Inaczej nie mogłabyś wpakować ich wszystkich do jednego dormitorium,
szczególnie dlatego, że Ginny była o rok młodsza, a w Hogwarcie dzieliło się
dormitoria z uczniami z tego samego roku. Nie wspominając, że dalej nie mam
zielonego pojęcia, na którym roku jest Trillian, bo nigdzie nie piszesz tego
wprost. I nie dość, że natychmiastowo pozbywasz się Lavender, to kilka zdań
później piszesz, że wróciła do Hogwartu. Po co czytelnikowi taka informacja,
jeżeli ta postać ani nie wnosi niczego do tekstu, ani nie istnieje w żadnym
konkretnym celu, nawet najmniejszym? Tak tworzą się zapychacze…
Jest też jedna rzecz, którą muszę rozbić na części pierwsze:
1.
Dormitoria dzieliło się z uczniami z tego samego
roku (domu i płci też, rzecz jasna).
2.
W jednym dormitorium (patrząc na przykład
Harry’ego) mieściły się wszystkie osoby z danego roku. Także Ginny, która nie
była na tym samym roku, co Hermiona, Parvati i Lavender, nie miała szans, żeby
wcześniej dzielić dormitorium tylko z Lavender.
3.
Istnieje możliwość, że albo przerzuciłaś Ginny
na rok wyżej, co też kłóciłoby się z kanonem, a Ty nam o tym nie powiedziałaś
(tak jak nie mówisz nam dosłownie niczego), albo że wedle własnego widzimisię
wrzucasz wszystkich, których potrzebujesz, do jednego dormitorium, a idąc tym
śladem Trillian równie dobrze mogłaby być albo czwartym, piątym albo szóstym
roku nauki. Ze szczątkowych informacji w tekście powiedziałabym, że Trillian
jest na piątym roku (wygląda na to, że wtedy dzieje się akcja, a i wydaje mi
się, że jest w tym samym wieku, co Harry, Ron i Hermiona), ale wtedy nie
mogłaby pojechać na wymianę uczniowską do jednej z zagranicznych szkół.
Więc jak w końcu jest? Patrz, jak pełne nielogiczności jest
Twoje opowiadanie, a to tylko po trzech krótkich rozdziałach. Proszę, wytłumacz
mi to, bo naprawdę nie umiem zrozumieć tej koncepcji. Brak potrzebnych
informacji, pomijanie najważniejszych rzeczy i przeskoki w czasie tylko działają
na niekorzyść tekstu, wierz mi.
Rozdział czwarty
„Trillian gapiła się w
okno w jej Pokoju Wspólnym.” – „pokój wspólny” zapisuje się małymi
literami.
Żadna niespodzianka, ale Trillian została wybrana na wymianę
uczniowską, co (wbrew każdej logice) oznacza, że jest na szóstym roku, bo tylko
uczniowie w tym wieku mają taką możliwość. Oczywiście została też wybrana
spośród wszystkich uczniów, czyli musi się dobrze uczyć. Problem w tym, że nie
wiadomo, w jaki sposób uzyskała takie dobre stopnie, jeżeli dopiero w tym roku
zakupiła różdżkę. Tekst w żaden sposób nie jest w stanie uzasadnić decyzji
Dumbledore’a, więc po prostu tego nie kupuję.
„- To może coś
oznaczać! Na przykład Harry w tamtym roku zobaczył mojego ta...” – czyli
wreszcie mam konkretny dowód, że Hermiona też jest na szóstym roku, więc wydaje
mi się co najmniej naciągane, że w całym tym bałaganie to Trillian pojedzie na
wymianę, a nie wzorowa uczennica, jaką w kanonie była Hermiona. To opowiadanie
jest tak nieskładne i chaotyczne, że wręcz widać, jak bardzo olałaś
przygotowywanie się do pisania. Nic nie trzyma się kupy, nic nie jest
przemyślane i logiczne. Naprawdę szkoda, bo po stylu pisania widać, że w pewien
sposób jednak się starasz i przykładasz, cholera, nawet interpunkcja prezentuje
się na ponadprzeciętnym stopniu.
Rozdział piąty
„Były nieco bardziej
niż „frywolne”.” – nie ma to jak zacząć rozdział od krytykowania wolności
seksualnej kobiet, ale to nie wszystko – tu jeszcze każdą Francuzkę wrzuca się
do jednego worka!
„Prawie nigdy nie
widziała go uśmiechniętego, a co dopiero śmiejącego się jak po Zaklęciu
Rozweselającym.” – „zaklęcie rozweselające” małą literą, przecież to żadna autentyczna
nazwa.
Wreszcie dostajemy garstkę informacji na temat wymiany
uczniowskiej, ale jak zwykle nic konkretnego. Co było przewidywalne od
początku, partnerem Trillian będzie Draco Malfoy, no bo któżby inny. Oficjalnym
celem wymiany jest to, by zyskać przychylność (chyba) uczniów i skłonienie ich
do odwrócenia się przeciwko Voldemortowi, ale nie mam pojęcia, jak Dumbledore
to sobie wyobraża. Z Beauxbatons w teorii powinno być łatwiej, pewnie też to dlatego
tam jedzie Trillian, ale z Durmstrang mogliby sobie podarować, w końcu
dyrektorem ich szkoły jest były śmierciożerca.
Ha, już to widzę. Na pewno Voldek pozwoliłby Malfoyowi na
jakiś potencjalny miesiąc zwłoki w naprawianiu szafki zniknięć, oczywiście.
Kurde no, opisujesz to tak, jakby rozmowy z Voldemortem to spacerek po parku,
jakby nie były interesujące, więc je streszczasz, co wypiera z tekstu
jakiekolwiek uczucia. Ot, Malfoy jest sobie na zebraniu, słucha, gada z
Voldkiem, który nie ma nic przeciwko temu, by Draco porzucił swoje zadanie na
trzy czy cztery tygodnie na rzecz głupiej wycieczki do Beauxbatons. Serio?...
„- Dobrze. Voldzio
nawet się nie złościł – odparł blondyn, zrzucając z siebie okrycie na łóżko.”
– jeden z wielu przykładów dialogów (i scen), które dosłownie niczego nie
wnoszą do tekstu. Chyba piszesz je po to, żeby po prostu były. Nie ma niczego
gorszego od zapychaczy, szczerze mówiąc…
Rozdział szósty
Dumbledore zachowuje się nieodpowiedzialnie, a w dodatku
głupio (jak niekanoniczny Dumbledore), zapraszając Syriusza na święta do Nory. Swoją
drogą, Syriusz powinien już dawno nie żyć, ale to nie jedyna rzecz, którą
zignorowałaś. Wiadomo już, że w Twoim opowiadaniu nie rządzi logika i
przemyślane wydarzenia, a imperatyw blogaskowy i widzimisię, więc oczywiście
Dumbek robi to tylko po to, by Trillian mogła poznać tatusia wtedy, kiedy Tobie
pasuje.
„Zawsze zastanawiała
się, kim są jej rodzice, jak wyglądają i jakie mają charaktery.” – nie kłam
mi w żywe oczy, błagam. To pierwszy raz, kiedy kiedykolwiek w ciągu sześciu
rozdziałów (od wakacji do świąt) pomyślała o rodzicach, a i robi to tylko z
tego powodu, że zaraz ma jednego z nich poznać. Może i raz śnił się jej
koszmar, ale to tyle; nigdy wcześniej nie wykazywała też żadnej obawy przed
pójściem spać, co teraz próbujesz mi wcisnąć w następnym zdaniu.
„Mężczyzna miał czarne
włosy do ramion, wysoką posturę i szare, przenikliwe oczy.” – jak można
mieć wysoką posturę?
Nie wierzę i nie uwierzę, że Dumbledore miał powód, by przez
tyle czasu nie powiedzieć Trillian, kto był jej ojcem. Zrobienie z tego
niespodzianki to tak nietrafiony sposób na przedstawienie ich sobie, że głowa
mała. To nie fair w stosunku ich obojga – przed nią ukrywać, że jej rodzic
żyje, a przed nim, że ma córkę, o której nawet nie wiedział. Tak nie zachowują
się dorośli ludzie… Nie wspominając nawet o tym, że Syriusz był na wolności od
trzech lat, do diaska. Dumbledore miał te całe trzy lata, żeby ich sobie
przedstawić, ale oczywiście zmusiłaś go do wybrania czasu, który będzie
odpowiadał Tobie. W dodatku pierwsza rozmowa między ojcem a córką jest tak
wyprana z emocji, że zastanawiam się, czy piszesz to na poważnie.
A teraz podsumujmy treść. Może zacznę od dialogów – część z
nich, szczególnie te, które są wypowiadane przez kanoniczne postacie – nie
brzmią odpowiednio. Zazwyczaj słownictwo jest albo zbyt luźne, albo zupełnie
nie pasuje do danego bohatera. Większość dialogów też niczego nie wnosi do
rozwoju fabuły. Tekst literacki ma być wiarygodny, a postacie na tyle
prawdziwe, by mogły żyć w naszym świecie, ale to nie oznacza, że chętnie
przeczytam dylematy podczas kupowania sukni na bożonarodzeniowy bal. Kiedy już
jakieś dialogi coś wnoszą do tekstu, są – jak przed chwilą wspomniałam –
wyprane z emocji, szczególnie ta rozmowa między Syriuszem a Trillian.
Przejdźmy więc do postaci. Trillian na początku zapowiadała
się na dobrą postać, miała jakieś obawy, wykazywała zaciekawienie Hogwartem,
ale zaraz zrobiłaś przeskok czasowy i zapomniałaś o wszystkich tych rzeczach. Nie
wiadomo nic na temat jej przeszłości – czy chodziła do mugolskiej szkoły, czy i
jak wcześniej uczyła się magii, dlaczego nie chciała iść do Hogwartu (chyba
tylko dlatego, że szło Ci to na rękę). Później okazuje się, że jest dobrą
uczennicą (bo z jakiego innego powodu Dumbledore wybrałby ją na wymianę?), tak
dobrą, że najwyraźniej bije na głowę Hermionę (też mi coś). Nie opisujesz
żadnych lekcji, a w dodatku pominęłaś przeszłość, więc wcale nie wierzę, że ona
faktycznie posiada jakąkolwiek umiejętność magiczną, w której mogłaby
przebić Granger, przykro mi. Trillian jest również lubiana, co – podobnie jak
masa innych rzeczy – jest sztuczne i wymuszone, najwyraźniej wszyscy, z którymi
wejdzie w kontakt, ją kochają. To w połączeniu z wygryzieniem Hermiony z
miejsca w wymianie uczniowskiej zaczyna zalatywać sławną Mary Sue. Problem tkwi
też w tym, że wszystko, co o niej piszesz (rzekome zaciekawienie tożsamością
rodziców, problemy ze snem, koszmary, nie wspominając o zakładce z bohaterami)
jest po prostu nieprawdą. Jasne, możesz to napisać wprost, jak zrobiłaś, ale
potem jeszcze musisz to udowodnić.
Malfoy pojawił się chyba dwa razy (w tym raz to zwykły
zapychacz), więc niewiele mogę o nim powiedzieć, także go pominę, bo
podejrzewam, że będzie miał więcej czasu tekstowego, kiedy już pojadą do
Beauxbatons. Dumbledore na początku wykazywał niewiarygodne zainteresowanie
Trillian, od trzeciego rozdziału zniknął, bo już nie był Ci potrzebny, ale
wrócił wtedy, kiedy szło Ci to na rękę. Z kolei Ginny jest strasznie niepodobna
do swojej kanonicznej wersji, a w dodatku nie ma w tym tekście żadnego celu,
no, przynajmniej poza służeniem radą przy wyborze sukienki i byciem koleżanką z
Trillian. Hermiona od czasu do czasu zjawia się i nie za bardzo zachowuje się
jak Hermiona, ale przy częstotliwości, z jaką się pojawia, i oczywiście ze
względu na to, jak po macoszemu ją traktujesz, też jest płaska jak tektura. Z
imienia wymieniasz również Parvati, Blaise’a
i Lavander, Harry jest tylko po to, żeby był, bo – jak reszta postaci –
nie wnosi niczego do tekstu i nie wie, co w ogóle w nim robi. Celem życiowym
Rona jest zaproszenie Trillian na święta do domu, gdzie ta poznaje Syriusza, i tyle,
nic więcej. Fred i George raz są w pociągu do Hogwartu, raz już mają lokal i
nie chodzą do szkoły, jak reszta są wyprani z charakteru, a istnienie Freda
opiera się jedynie na tym, że Trillian chce iść z nim na bal (chociaż zupełnie
go nie zna, a on sam pojawił się w tekście raz, kiedy pomógł jej wstać z ziemi
(tak rozkwita miłość, kochani)). Najlepsze jest to, że w trzecim rozdziale od
razu stawiasz mnie przed faktem dokonanym – oni wszyscy są już przyjaciółmi,
puff, tak znikąd. Magia. Rozumiem, że mieli dość czasu, żeby się zaprzyjaźnić,
ale w żadnym stopniu nie próbowałaś tego pokazać, tylko wypięłaś się na okres,
który według Ciebie był nudny (a który według mnie był tak istotny), i poszłaś
na łatwiznę. A kiedy się idzie na łatwiznę, jak w Twoim przypadku, tekst nie ma
rąk i nóg, postacie są pozbawione charakterów i celów, a związki między nimi
niewiarygodne i naciągane.
Opisy miejsc zaistniały w prologu, a potem zupełnie się
wykruszyły, jednak do czasu, kiedy ktoś w komentarzu napisał, że ich brakuje.
Cieszę się, że wzięłaś sobie radę tego czytelnika do serca, bo później, w
bodajże szóstym rozdziale, już się postarałaś i zaprezentowałaś składny,
konkretny opis, a i czytało się go dość miło. Wcale nie opisujesz też uczuć, a
większość rozdziału albo składa się ze streszczeń, albo z nieważnych i nudnych
dialogów. Z kolei styl jest zaskakująco przystępny (masz jednak poważny problem
z nadużywaniem zaimków), więc przebijanie się przez morze niedociągnięć,
nielogiczności i ewidentnego lenistwa okazało się nie tak okropne, jak mogłoby
być. Masz też problemy z podmiotami.
Fabuła to najcięższy orzech do zgryzienia. Kanonu wcale się
nie trzymasz, masz wszystko w czterech literach. Gołym okiem widać, że nie masz
żadnego konkretnego planu, ot, zachciało Ci się pisać, więc pewnie od razu
poleciałaś założyć blogasa i naskrobałaś prolog. Wyraźnie najpierw chciałaś
umiejscowić akcję w czasie piątej książki, czyli w Zakonie Feniksa, a potem Ci
się odwidziało, więc tak po prostu zmieniłaś rok, co jest wręcz śmieszne i
uważam, że powinnaś się tego wstydzić, bo to tylko pokazuje, że wcale nie
szanujesz własnej historii. Jeżeli Ty, jako autor, się do niej nie przykładasz,
jeżeli traktujesz ją jak coś, co jest nieważne i niegodne poświęcenia chwili na
przemyślenie i złożenie fabuły do kupy, to dlaczego czytelnik miałby zmarnować
na nią czas? Dodatkowo wspomnę też, że po przeczytaniu sześciu rozdziałów nie
mam zielonego pojęcia, co jest fabułą w tym tekście i czy takowa w ogóle
istnieje. Robisz to, co Ci się żywnie podoba, kiedy coś Ci nie pasuje, spychasz
to na boczny plan albo zupełnie eliminujesz z tekstu, więc jeżeli znudzi Ci się
wątek wymiany uczniowskiej i przeciągania ludzi na „dobrą stronę”, pewnie też
wykopiesz to z opowiadania.
28/70
Dodatkowe punkty: 0/2
Podsumowanie:
Dziewczyno, masz potencjał, naprawdę, ale go marnujesz.
Fanfik może i zaczął się nieoryginalnie, ale trzymał średni poziom, sprawiał
wrażenie, że będzie pozbawiony typowych nastolatkowych głupot, a w dodatku
zanosiło się na jakąś konkretną fabułę, o której na razie zapomniałaś. Stylem
wybijasz się ponad ten niski typ
fanfików, więc oczekiwałam po Tobie naprawdę o wiele więcej, bo Cię na to stać,
tylko chyba jesteś leniwa i Ci się nie chce. W każdym razie nielogiczność
piętrzyła się na nielogiczności, a w tym przypadku mogę poradzić Ci
trzymania się kanonu, bo on jednak wyeliminowałby znaczą większość z tych
problemów, ale przydałby się też elastyczny plan wydarzeń, którego powinnaś się trzymać. Staraj się tworzyć postacie, które mają konkretne charaktery, ale –
co najważniejsze – które mają cele. Bohater bez celu jest porażką na
całej linii. Nie twórz zapychaczy. Zdradzę Ci też, że kiedy przeczytałam
prolog, byłam pewna, że postawię Ci przynajmniej mocną tróję, ale wraz z
czytaniem ocena stopniowo się obniżała i obniżała. Szkoda. Uzyskałaś 36 punktów
na 82 możliwe, co daje Ci ocenę dopuszczającą.
Mam takie małe pytanie. A mianowicie - prowadzicie nadal nabór na oceniających? Widnieje, oczywiście, z tym informacja, ale nadal nic się z tym związanego nie dzieje. Tak tylko pytam...
OdpowiedzUsuńWiem, że nabór dalej jest prowadzony. I o ile dobrze się orientuję, wszystkie oceniające podejmują decyzję, czy ktoś się nadaje na staż, także zanim każda z dziewczyn przeczyta ocenę próbną, może jednak troszkę czasu minąć. Cierpliwości :).
UsuńBardzo dziękuję za ocenę. :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, jestem leniem. I mam słomiany zapał.
Kurczę, kiedy czytałam, miałam zamiar napisać taki długi komentarz, a teraz o wszystkim zapomniałam.
Na pewno dostosuję się do twoich rad, poprawię i będę się starała opisywać uczucia, pisać więcej opisów miejsc. Co do kanonu, to nie uważałam, żeby się go specjalnie trzymać, ale ty wyłapałaś te rzeczy, których nawet nie zauważyłam.
Naprawdę nie wiem, co mam napisać. Dziękuję, ja podziwiam oceniarki... osoby oceniające (?). Na pewno dałaś mi trochę do myślenia i mam nadzieję, że mi to pomoże.
Pozdrawiam. :))
Cieszę się, że uważasz ocenę za pomocną. Również pozdrawiam i życzę sukcesów. :)
UsuńJa z jedną uwagą - do wyróżniania cytatów używa się cudzysłowu ALBO kursywy. Nie obu na raz.
OdpowiedzUsuńPoza tym ocenę tylko przeleciałam wzrokiem, ale wydaje mi się fajna i pomocna :).
O, nie wiedziałam, zapamiętam na przyszłość. Dzięki. :)
Usuń