170# Ocena bloga rant-czarodzieja


Oceniająca: sherLock
Oceniany blog: rant-czarodzieja.blogspot.com
Autorka: A.



Wstęp:
Zacznę od szablonu. Robiłaś go samodzielnie, więc wielki plus, wiadomo. Ja gubię się w tych wszystkich kodach i teksturach. Jedyne, co bym zmieniła, to lekko poszerzyłabym pole tekstu. Według mnie jest ciut za wąskie. Czytałoby się lepiej, gdyby ten „rozwinięty pergamin” był szerszy. Kolejną sprawą są białe miejsca wokół tła tekstu. Nie znam się na tym, nie wiem, czy można coś z tym zrobić, ale wyraźnie się odbijają na Twoim tle. Trochę psuje to estetykę całego bloga. Ten cały „pergamin”, na którym znajduje się tekst, to niewypał. Pomysł jak najbardziej twórczy i ciekawy, niestety wykonanie już takie nie jest. Widać poszczególne części składające się na niego, że się tak wyrażę. Mnie osobiście razi w oczy coś takiego. Po prostu włącz „Spis Treści”, oprzyj się o fotel i spójrz na tło. Widzisz jak się odznaczają te fragmenty? Wyraźnie je widać. Jeżeli znajduje się tekst, nie rażą już tak w oczy, ale jeżeli wyrazów jest mało, to cały efekt diabli biorą.
Po bokach panuje pustka. Nie ma tam kompletnie nic oprócz jednolitego tła, ale można by to troszkę zredukować, gdybyś poszerzyła pole tekstu i przy okazji powiększyła też zdjęcie Huncwotów. Ten rysunek to jedyna rzecz, która podoba mi się i nie mam do niej najmniejszych zastrzeżeń. Przypomina mi starą kreskę, której używało się dobre kilka lat temu. Mam sentyment do takich rzeczy.
Czcionka jak najbardziej odpowiednia i czytelna. Podoba mi się wyjaśnienie nazwy bloga. W pewnym sensie intryguje i kieruje do głębszej refleksji.
Nie jestem zwolenniczką cytatów w tytułach. Przemilczę fakt, że użyłaś złego cudzysłowu, bo nie chodzi mi o to, ale o wygląd. Przecież cała sentencja się nie mieści! Trzeba najechać myszką i dopiero wtedy możemy przeczytać całość. Jestem jak najbardziej na nie. Lepiej by to wyglądało, gdybyś umieściła tam tytuł całego opowiadania. Jest krótki i chwytliwy.
Ostatnio strasznie modne stały się te favikony, więc u Ciebie również się ona znajduje, ale nie jest źle. Księżyc pasuje do treści opowiadania (w końcu Lunatyk) i srebrne kółko prezentuje się dumnie.
6/10



Treść:
Pierwszy raz nie zacznę od błędów, ale od zawartości. Po przeczytaniu zakładki „O blogu” byłam pełna entuzjazmu, dotychczasowe opowiadania o pokoleniu Huncwotów opierały się na relacjach Evans i Pottera, więc z wielką ochotą zabrałam się za czytanie czegoś, gdzie główne skrzypce mieli grać osławieni psotnicy, a nie miłość. Co mogę powiedzieć? Rozczarowałam się. Czytam pierwszy rozdział i mam wrażenie, że trafiłam nie tam, gdzie miałam. Pokazałaś czytelnikom historię weterana wojennego, który poruszał się na wózku i przez zupełny przypadek spotkał czarodziejów, a raczej dwie czarownice. Oczywiście, żeby pokazać wyśmienity czarny humor, Adolf zginął. Oczami wyobraźni widzę Kirę zapisującego jego imię w czarnym notesie, bo chyba tak musiało być. Wózek inwalidzki się stoczył, a on wpadł pod karetkę, ogłuszając przy okazji lekarzy. Serio?! Rozumiem, świat jest brutalny i takie tam. Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć po ciebie przyjdzie, ale zabijanie bohatera, który pojawił się dla tła? Żeby prolog jako tako wyglądał. Jakoś mnie to nie przekonuje.
Na sam początek wrzucasz wiele zbędnych rzeczy. Z perfekcyjnością opisujesz rody, ich powiązania... Jak dla mnie są to informacje zbędne. W końcu to blog o Huncwotach, a nie o rodzinach czystej krwi i ich krewniakach. Tych mniej lub bardziej pożądanych. Nudziło mnie to. Wręcz zmuszałam się, by to przeczytać. Nie tego oczekiwałam, chociaż podobał mi się sposób przedstawienia rodziny Petera. Jego relacje z matką, jakim była dla niego swego rodzaju autorytetem. Jej charakter też przypadł mi do gustu. O reszcie nie mogę tego powiedzieć, chociaż przy scenie z odwiedzinami Jamesa i Petera u Syriusza na moich ustach pojawił się uśmiech.
Wszystko poprawia się, gdy są już w Hogwarcie i genialny pomysł Pottera, by poudawać Hagrida. Jej! Wreszcie nie mamy rzucania łajnobombami ani dokuczania Ślizgonom! Ten pomysł rozłożył mnie na łopatki. I właśnie tego oczekiwałam po tym opowiadaniu! Dobrej zabawy przy czytaniu! A nie smętnych wywodów o relacjach starych rodów. Niestety po tym zdarzeniu akcja trochę zwalnia, ale w niektórych momentach dało się poczuć ten niepowtarzalny klimat.
Rzeczą, która niewątpliwie mnie zirytowała, jest postać Cannie. Nie toleruję czegoś takiego. Pomaga Huncwotom? Co ty nie powiesz... W moim wyobrażeniu ta zgraja to była paczka kumpli, a ty im dowalasz jakąś dziewczynę, która jest ich najlepszą przyjaciółką. Oczywiście do Huncwotów nie należy, ale w psotach pomaga. Brakuje mi wyluzowania u tej dziewczyny. Z jednej strony chce łamać regulamin, a z drugiej jakby się przed tym powstrzymuje. Niech się zdecyduje dziewczyna w końcu! Czasami odnosiłam wrażenie, że potrafi jedynie narzekać, jak to ją dyskryminują i nie pozwalają być twórcą jakiegoś kolejnego numeru. Denerwowała mnie i psuła ogólne wrażenie dotyczące Twojego bloga. Po prostu nie łapię tego, takie atrakcje nie dla mnie.
Jestem mile zaskoczona stworzonym przez Ciebie światem. Oczywiście bazuje on na tym J. K. Rowling, ale posiada wiele szczegółów. Od razu widać, że dokładnie zaznajomiłaś się nie tylko z książką, ale też i pomocniczymi stronami w Internecie. To całe bogactwo po prostu onieśmiela. Pisząc bogactwo, mam na myśli to, z jaką dokładnością opisujesz Hogwart i nie tylko. Nauczyciele są odpowiedni do kanonu, jest oczywiście klątwa na stanowisku Obrony Przed Czarną Magią, od czasu do czasu powieje grozą, gdy któryś ze Ślizgonów wspomni o Czarnym Panie. Czasami czułam się, jakbym czytała oryginał, a nie wymyślone opowiadanie pisane dla zabawy i sprawdzenia swoich możliwości. Najsmaczniejsze kąski to te z Evans. Jest jej mało i przez to momenty, w których się pojawia, są epickie, w pewnym sensie. Nie ma tutaj przesłodzonej miłości, ale jest zabawa dzieciaków, które chodzą do szkoły i nie przejmują się wiszącym nad ich głowami niebezpieczeństwem. Jednak Lily jest trochę za mało, jak dla mnie. Pojawia się raz na trzy dość długie rozdziały. Zrobiłaś z niej postać epizodyczną, a odegrała ona dość ważną rolę. Może to moje odczucie, że jest jej za mało, wynika z faktu, iż polubiłam rudowłosą Lilkę? Rozumiem, że nie chciałaś robić z tego tragicznego love story, ale mogłaś dać jej trochę więcej, chociażby ze względu na to, że naprawdę fajnie wychodzą Ci sytuacje z Evansówną i Potterem.
Wreszcie ktoś poświęcił więcej uwagi kochanemu Lunatykowi! Ostatnio czytam mało fanfików, więc kojarzę tylko te, które napotkałam kiedyś tam i nie przypominam sobie, żeby ktoś skupił się na Remusie. Raczej wszyscy uczepiali się Pottera, Evans i ewentualnie Blacka. U Ciebie sprawa wygląda inaczej. Starasz się poświęcić mniej więcej tyle samu każdemu bohaterowi, pomijając Lily i Snape'a. Pokazałaś Remusa jako człowieka ułożonego, dobrze się uczącego, ale straszliwie bojącego się samego siebie, swojej drugiej, strasznej strony. Chyba jako jedyna (przynajmniej ja się pierwszy raz z czymś takim spotkałam) spróbowałaś napisać coś o jego relacjach z matką, co było strzałem w dziesiątkę. Ukazałaś charakter pani Lupin jakby była stereotypową Japonkę – kobietę wyniszczającą swoje zdrowie poprzez pracę, robiącą wszystko, aby jej rodzinie żyło się jak najlepiej, w tym wypadku Remusowi. Jak dla mnie jest to ciekawy pomysł i jego dobre wykonanie.
Co do opisów... Czytając Twojego bloga, spotykałam się z opisami postaci, ale rzadko kiedy wiedziałam, jaki jest kolor fotelu, na którym siedzą. Oczywiście wiemy wiele rzeczy z książek, ale brakuje mi tutaj Twojej inwencji. Nie żeby w ogóle nie było opisów. Starasz się je umieszczać, ale odniosłam wrażenie, że jest ich mało. Na przykład sypialnia Huncwotów. Wiemy tylko tyle, że z całą pewnością nie jest tam czysto. Popracuj nad tym.
Z całą pewnością umiesz wprowadzić nastrój Hogwartu – to magiczne coś, co czuło się, czytając Rowling. Szczególnie dobrze oddałaś Huncwotów, ich więzy przyjaźni, uczucie Petera, że jest gorszy niż reszta i wiele, wiele innych.
45/60

Błędów jako takich nie ma, w każdym razie nie zauważyłam. Zakładam, że jest to zasługa bety, chociaż zdarzają się literówki, braki przecinków czy spacji.

Prolog
„Okazało się, że praktyczna Trudny na wieść o niepowodzeniu jego kampanii i domniemaniu śmierci znalazła nowego męża dla siebie oraz ojca dla ich dzieci” – nie miała przypadkiem na imię Trudy?
„Pamiętał, jak parę tygodni temu zatrzymał się w tym miejscu i zaczął staczać z pochyłości” – i zaczął się staczać z pochyłości.
„Dlatego też tak irytowały go i wystawa, i wygląd lokalu” – przecinek.
„Przez chwilę Adolf zastanawiał się nawet, czy ta dama nie pracowała czasem jako dyrektor jakiejś firmy remontowej i na jego ustach również pojawił się uśmiech” – przecinek.

Rozdział I
„Tak więc panienka Black z nieco znudzoną, czasami zirytowaną miną toczyła tylko wkoło wzrokiem, mając szczerą nadzieję, że cała ceremonia szybko się skończy, choć jeszcze nie zdążyła się rozpocząć” – przecinek.
„Oczywiście nikt nie pomyślał o obarczać nimi pary młodej, a nie wszyscy mieli czas zająć się tym wczoraj” – czy ja dobrze widzę? Kompletnie bez sensu. Zdanie brzmiałoby dobrze, gdyby zamiast „o” wstawić „żeby”.
„–Trzymaj – usłyszała, gdy tylko odnalazła Syriusza w garderobie siostry” – brak spacji pomiędzy pierwszym myślnikiem a słowem „trzymaj”.

Rozdział II
„Najwyraźniej nie zamierzał rozwijać wątku.  Lub też jego wina była zbyt oczywista…” – ja bym to połączyła w jedno zdanie. Tak dziwnie to wygląda, jeśli sentencja zaczyna się spójnikiem. W końcu są po to, aby łączyć poszczególne części zdania, prawda?
„Widzę, jaki i jest jego brat, więc pewnie i rodzice za nim  nie przepadają” – zbędne „i”.
„Moim celem było wyrwać pannę młodą do tańca i w jednej piosence zaliczyć wszystkie cztery rogi sali. Wydawało mi się to wyjątkowo łatwe, bo która dziewczyna (nie) chce widowiskowo tańczyć na takim przyjęciu, nie?” – zapomniałaś o „nie”.
„Brał nawet pod uwagę , że najprawdopodobniej jego różdżka zostanie przełamana, tak jak własność Hagrida” – zbędna spacja przed przecinkiem.

Rozdział VII
„– Taa, jasne – mruknął tylko James. –Może urozmaicilibyśmy jakoś pierwszorocznym podróż, co?” – brak spacji pomiędzy myślnikiem a „może”.
„Syriusz i Peter równocześnie jęknęli i spojrzeli na Jamesa z nieskrywaną pretensją – to podwójne „i” niezbyt mi pasuje. Nie lepiej byłoby napisać Syriusz wraz z Peterem?

Rozdział XV
„Wyglądało to, jakby miała zamiar staranować i Sturgisa, i obręcze, tak szybko leciała” – brak przecinka. Przytaczam to zdanie, bo dość często zdarza Ci się nie postawić przecinka w takiej sytuacji. Wyliczasz, więc przecinek idzie przed „i”.

Rozdział XXIII
„Woleli przesiadywać we dormitorium i dopinać na ostatni guzik, przygotowywany przez ponad dwa tygodnie, plan” – w dormitorium. I zdanie, które oddzieliłam przecinkami, potraktowałabym jako wtrącenie.
„Tak więc James czekał, choć niewątpliwie jego cierpliwość była juz na wyczerpaniu” – już.

O blogu
„Na zachete” – gdzie podziały się polskie znaki?
„Na ich młode, perłowo białe twarze już nie pada żaden cień” – perłowobiałe.
„Czy pozwolisz im raz jeszcze przeżyć życie?” – przeżyć życie? Masło maślane, nie sądzisz?

Takich, z pozoru nieważnych, błędów jest sporo. Raz zdarzyło Ci się napisać miecz, zamiast mecz. Sprawdzaj rozdziały, nawet te zbetowane. W końcu każdy jest człowiekiem i może się pomylić, ale jeżeli przeczytasz tekst ponownie, powinnaś być w stanie wyłapać takie byki.
9/10



Dodatkowe punkty:
Przyznaję Ci jeden za to, że szablon wykonałaś samodzielnie.

Podsumowanie:
Zdobyłaś 61 punktów na 82 możliwe, co daje ocenę dobrą. Co mogę powiedzieć? Twój blog jest po prostu dobry i uważam, że ocena jest sprawiedliwa. W każdym razie to są moje odczucia, a każdy ma inny gust. Mnie nie przypadła do gustu postać Cannie, ale może komuś tak?
Historia będzie lepsza, jeśli wpleciesz więcej scen z Lily, nie rozwlekaj też tak akcji. Czasami na kolejny kawał trzeba było czekać dość długo, a przecież opowiadanie jest o tym, prawda? Eliminuj błędy, dokładnie czytając tekst przed dodaniem. Nie sugeruj się tym, że beta wszystko Ci poprawi – jeśli widzisz jakiś błąd, sama go skoryguj.

7 komentarzy:

  1. Na wstępie dzięki za ocenę – podziwiam, że chciało ci się w takie upały ;).
    Pergamin jest tak wąski, bo musi być w formacie png (jpg wariuje, zmieniając kolory), a nie mam większego pomysłu na to, jak ominąć ograniczenia wagi wrzucanego tła. O rany, fragmenty tła się składają, dając wrażenie składanego pergaminu (celowo, Huncwoci niespecjalnie dbają o porządek).
    Ale wiesz, że na belce nie da się ustawić polskiego cytatu? A poza tym wisi już tyle czasu, że przyzwyczaiłam się i nie czuję potrzeby tego zmieniać. Zresztą nie wiem – zapytam czytelników, jak chcą, żeby było (bo mi to naprawdę rybka).
    Ta favikona jest niemal od początku bloga i jest dlatego, że gdy mam otwartych mnóstwo kart, rozpoznaję je właśnie po favikonach. A Księżyc niekoniecznie odnosi się do Lupina, bardziej do treści ogólnie (i do belki).
    Dooobra, ale lekarze zostali ogłuszeni podczas wypadku, a nie, że to wódek ich ogłuszył… Co poradzę, lubię czarny humor i nie widzę w tym nic złego. No ale, rozumiem, że nie trafiłam w twoje gusta, mówi się trudno.
    Cóż, lubię rozbudowane tła, lubię, gdy bohaterowie poruszają się w jakiejś przestrzeni i nie twierdzę, że wszyscy inni też muszą. Nie uważam też, żeby to, że to blog o Huncwotach w jakikolwiek sposób zwalniało mnie z nakreślania świata.
    Cannie jest dlatego, że chciałam aby w opowiadaniu pojawiła się również jakaś dziewczyna. Mam wrażenie, że niespecjalnie przywiązałaś uwagę do tego, jaka jest Canicula, a bardziej zraziłaś się, dowiedziawszy się, że jest przyjaciółką Huncwotów. Cannie jest, jaka jest – wolałabym, gdybyś wytknęła mi jakieś błędy w kreacji, bo już od pierwszego zdania tego akapitu zrozumiałam, że nie lubisz Can.
    Dzięki za pochwały, ale mogłabyś wyjaśnić mi co rozumiesz poprzez „nauczyciele są odpowiedni do kanonu”? Bo myślę, myślę i jakoś nie bardzo rozumiem, co to właściwie znaczy. Co do Lily: powiem szczerze, że wynika to z faktu, że nie przepadam za nią, ale i tak w pierwszej kolejności z tego, że ona miała być postacią epizodyczną (a to bierze się z tego, że obecnie Huncwoci nie za bardzo ją lubią). W ogóle nie wiem, czy wiesz, ale romans Pottera i Evans ma naprawdę marginalne znaczenie w tym opowiadaniu (przynajmniej teraz i jeszcze przez długi czas).
    Wielkie dzięki za docenienie Ambrozji i jej relacji z synem (skoro nie wspominasz o ojcu chyba nie dotarłaś do fragmentów o nim, ewentualnie zapomniałaś – zresztą nieważne). Tylko, że Ambrozja Lupin nie jest Japonką – skąd to wzięłaś? Niemożliwe, żebym coś takiego napisała…
    Hm, co się tyczy opsiów, zaskoczyłaś mnie. No nic, w wolnej chwili rzucę na to okiem. (Chociaż kolor fotela jest kwestią cokolwiek bez znaczenia, a pamiętam, że kiedyś pisałam nawet, gdzie który Huncwot śpi i co się znajduje przy ich szafkach – tyle że było to porozrzucane po rozdziałach.)
    Błędy to duża zasługa bety, ale także i czytelników, bo – gdy jeszcze nie było Degausser – byli zawsze czujni :D.
    Dzięki za wypatrzenie błędów ;). Zanim wysyłam tekst becie, zawsze sprawdzam go sama, więc to nie tak, że wszystko spada na nią. Niektóre wpadki wynikają z tego, że coś poprawiałam i się zamotałam, a inne po prostu z niedopatrzenia.
    Kurczę, wytknij mi błąd w kreacji postaci – to, że jej nie lubisz jest twoją sprawą (bo części czytelników jednak przypadła do gustu).
    Eee, nie, nie wplotę więcej scen z Lily, bo akurat ona specjalnie nie pcha akcji do przodu (jej rozdział to jeden wielki filler). Opowiadanie jest o Huncwotach, nie o żartach – żarty są dodatkiem. A to nie jest oczywiste, że – jeżeli już znajdę jakiś błąd – poprawię go? Jestem tylko człowiekiem i robię byki.
    Dzięki jeszcze raz za ocenę, chociaż na przyszłość radziłabym mniej odnosić się do swoich sympatii/antypatii, a więcej do problemów z kreacją postaci/świata/czegokolwiek.
    Pozdrawiam ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. W porządku, to na początek cieszę się, że ocena w miarę się podoba i już wyjaśniam nieporozumienia. Na pierwszy ogień Cannie. I tak, tutaj masz rację – nie polubiłam jej i psuła mi ogół opowiadania, ale wiadomo każdy ma inny gust, no nie? Dla mnie była po prostu nudna, ale za to Szczota przypadła mi do gustu... Nie chodzi o to, że zraziłam się do Cannie, gdy dowiedziałam się, że jest przyjaciółką Huncwotów. Po prostu jej charakter wydał mi się strasznie naciągany, ale to są moje odczucia.
    Co do nauczycieli odpowiednich do kanonu, to chodziło mi o to, że są Ci, którzy byli w tamtych czasach. Wiesz, że nie wstawiłaś tam gdzieś, broń Boże, Snape'a uczącego Eliksirów. Chociaż wątpię czy ktoś popełniłby taki błąd...
    Nigdzie nie stwierdziłam, że mama Remusa była Japonką – opisałam jedynie jej charakter, jako przypominający mi stereotypową japońską matkę.
    Dopiero zaczynam z ocenianiem, więc może nie jestem jeszcze nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, dlatego wezmę sobie Twoje rady do serca i postaram się do nich zastosować. Powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro jej charakter wydał ci się naciągany, czemu nie rozwinęłaś tego w ocenie? (W ogóle o tym nie wspomniałaś). Sympatie i antypatie mogą się znaleźć w ocence, czemu nie, autor zwykle chce wiedzieć, jakiego bohatera czytelnik lubi, ale najważniejsze są właśnie takie kwestie jak prawdopodobieństwo psychologiczne.
      Ten fragment o mamie Lupina też odebrałam tak, jakby faktycznie była Japonką. Proponowałabym przerobienie zdania.

      Usuń
    2. Dlaczego Cannie ma naciągany charakter? Powiedź coś więcej na ten temat, bo inaczej nie będę potrafiła tego poprawić. Piszesz, że „nie tolerujesz czegoś takiego”, ale nie wiem czego (bo zaprzeczyłaś, że chodzi o to, że jest przyjaciółką Hunców). No i w jaki sposób Canicula powstrzymuje się przed łamaniem regulaminu? No nie wiem, bo do tej pory uważałam, że to Huncwoci nie dopuszczają jej do wszystkiego.
      Aha. No Snape jako dzieciak i nauczyciel jednocześnie raczej nigdzie by nie przeszedł :P.
      Zawiasem: lekko frustrowało mnie, że po ocenie treści nie mogłam wywnioskować, gdzie skończyłaś czytać. Właściwie nie wspominasz o fabule (łódki, Leta, akcja z pustynią) i niefajnie mi z tym, że nie wiem, co o tym myślisz.
      Oj tam, jak już przy tym, jakie uczucia budzi postać jesteśmy – w ocence wystarczy mi to zasygnalizować, a takie ciągłe podkreślanie, że kogoś się nie lubi, że dany bohater obniża loty opka – bez konkretnego wytłumaczenia w jaki sposób – jest cokolwiek zbędne.

      Usuń
  3. Oceniany blog: rant-czarodzieja.blogspot.com
    Niepoprawne podlinkowanie.

    Tekst powinien być wyrównany obustronnie.

    ale wyraźnie się odbijają na Twoim tle.
    A ja myślałam, że na tle bloga, nie jego autorki.

    Mnie osobiście razi w oczy coś takiego. Po prostu włącz „Spis Treści”, oprzyj się o fotel i spójrz na tło. Widzisz jak się odznaczają te fragmenty? Wyraźnie je widać. Jeżeli znajduje się tekst, nie rażą już tak w oczy
    Powtórzenie.

    Przypomina mi starą kreskę, której używało się dobre kilka lat temu.
    Dobrych. // Taka niemodna kreska. ;___;

    kieruje do głębszej refleksji.
    Skłania.

    Wszystko poprawia się, gdy są już w Hogwarcie i genialny pomysł Pottera, by poudawać Hagrida.
    Urwało od sensu temu zdaniu.

    Niestety po tym zdarzeniu akcja trochę zwalnia
    Przecinek przed po tym.

    I właśnie tego oczekiwałam po tym opowiadaniu! Dobrej zabawy przy czytaniu! A nie smętnych wywodów o relacjach starych rodów.
    Po co rozwijasz większość zdań na pojedyncze?

    Nauczyciele są odpowiedni do kanonu
    Wut?

    Jest jej mało i przez to momenty, w których się pojawia, są epickie, w pewnym sensie.
    http://sjp.pwn.pl/szukaj/epicki.html

    Starasz się poświęcić mniej więcej tyle samu każdemu bohaterowi
    Samo.

    Ukazałaś panią Lupin jako stereotypową Japonkę
    Japonką?! Wtf... Hope Howell, po mężu Lupin, to Walijka. Poza tym skąd pomysł, że japońskie matki jakoś wyróżniają się na tle matek z innych krajow?

    „Pamiętał, jak parę tygodni temu zatrzymał się w tym miejscu i zaczął staczać z pochyłości” – i zaczął się staczać z pochyłości.
    Po co powtarzać się? // Za każdym razem brakuje kropek po zamknięciu cytatu.

    „Najwyraźniej nie zamierzał rozwijać wątku. Lub też jego wina była zbyt oczywista…” – ja bym to połączyła w jedno zdanie. Tak dziwnie to wygląda, jeśli sentencja zaczyna się spójnikiem. W końcu są po to, aby łączyć poszczególne części zdania, prawda?
    Przyganiał kocioł garnkowi.

    „Woleli przesiadywać we dormitorium i dopinać na ostatni guzik , przygotowywany przez ponad dwa tygodnie, plan” – w dormitorium . I zdanie, które oddzieliłam przecinkami, potraktowałabym jako wtrącenie.
    Zupełnie niepotrzebnie.

    „Czy pozwolisz im raz jeszcze przeżyć życie?” – przeżyć życie? Masło maślane, nie sądzisz?
    http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-przezyc-zycie-b;13106.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co rozwijasz większość zdań na pojedyncze?
      Autokorekta strollowała: rozbijasz.

      Usuń
    2. Hope Howell i Lyall Lupin... Ale zwaliłam risercz dobre dwa lata temu. Cóż, w takim razie Lupinownie są OC, co i tak nie zmienia faktu, że żadne z nich nie pochodzi z Japonii.

      Usuń

Przeglądaj notki

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.