157# Ocena bloga dwukrotnie-martwi

Oceniająca: MariXa M.
Autor: Degausser




Wstęp:

Po wejściu na bloga wita mnie szata graficzna utrzymana w ciemnych, ponurych kolorach. Niezbyt lubię aż tak smutnych (?) wystrojów, zwłaszcza, że nie ma tutaj żadnego nagłówka, który by trochę zmienił moje wrażenie...
Proponuję jakoś wyszczególnić tytuły rozdziału. Są one wzięte tylko w cudzysłów, zaś pisane tym samym rozmiarem czcionki, co reszta i przez to nieraz mi umykały. Być może tylko mi.
Panuje tu porządek, wszystko jest posegregowane do zakładek, a miejsce na informacje (aktualności) posiadające suwak, dzięki czemu nie zajmuje to wiele obszaru na blogu, jest bardzo dobrym wyjściem.
7/10

Treść:
Rozdział I
„pełna obaw twarz wbiegającego po schodach taty i nieobecna twarz bezczynnie siedzącego na kanapie taty następnego ranka” – No dobrze, wiemy, że to tata. Bez przesady, przecież już z pierwszej części zdania możemy wynieść, że wykonawcą czynności był tata, więc w drugiej, zamiast znowu wyrazu „tata”, możesz użyć po prostu zaimka, poza tym doszło jeszcze powtórzenie słowa „twarz”. Proponuję to zapisać tak: „pełna obaw twarz wbiegającego po schodach taty i jego nieobecna mina, kiedy bezczynnie siedział na kanapie następnego ranka”.
„dlaczego ich nagłe zniknięcie z mojego życia nie zrobiło na mnie najmniejszego wrażenia, dlaczego przeszłam do niego na porządku dziennym” – Nie, nie, nie, pokręciłaś coś w tym frazeologiźmie; poprawnie brzmi on: „przejść do porządku
dziennego”, a Ty zupełnie zniekształciłaś to zdanie...
Psia krew, nawet mógłbyś zrobić sobie z mojego domu melinę ze striptizem” – A tutaj „psiakrew” zapisujemy łącznie, jako jeden wyraz.

Rozdział II
„Zwykle nie miałabym nic przeciwko takiej bliskości, ale teraz musiałam zagryźć mocno wargi, żeby zmusić się do pozostania w bezruchu.” – Po co użyłaś trybu przypuszczającego czasownika w połączeniu z przysłówkiem „zwykle”? Nie poprawniej jest: „zwykle nie mam nic przeciwko” albo: „kiedyś/dawniej nie miałabym nic przeciwko”?
Bez przesady, że bohaterka strzeliła takiego focha tylko dlatego, że Jessie nie okazała zbytniej radości na wieść o wyjeździe. Poza tym przecież dziewczyna nic nie powiedziała, więc nie wiadomo, czy rzeczywiście nie zadowoliła ją ta decyzja. Może po prostu nie przyniosła jej satysfakcji, ale za to pogodziła się z nią, wiedziała, że takie rozwiązanie byłoby jednak najlepsze?
„Naturalnie przyszło mi unikanie kontaktu wzrokowego – zwykle nie potrafiłam patrzeć na chwilowo denerwujących mnie ludzi – a Jessie nie starała się go wymusić, co tylko pogorszyłoby sprawę.” – A jak myślisz, przebywając w ciemnym pokoju, w porze nocnej, unikanie czyjegoś spojrzenia byłoby bardzo trudnym zadaniem?
„niezbyt dobrze panując nad wzmagającą na sile irytacją.” – Coś może albo wzmagać się, albo przybierać na sile. Nie mieszaj tych dwóch wyrażeń.
„Zmarszczyłam brwi, gdy sięgnął pod sufit po uchwyt i na moich oczach dokonał cudu stworzenia: z niczego rozłożył kolejne łóżko.
Ściślej mówiąc, był to jedynie opuszczany materac. Materac, który być może zniszczył mi światopogląd.” – No, bez przesady. A tak wdając się w szczegóły – jeśli już, to chyba naprawił jej światopogląd, nie zniszczył, bo przecież spodobał jej się taki pomysł na łóżko, tak? Zniszczył=pogorszył, naprawił=polepszył.
„Za każdym razem, kiedy patrzyłam na ojca, zastanawiałam się, jak czuł się z faktem, że któreś z nich ukryło przed nami ugryzienie, narażając wszystkich w domu na niebezpieczeństwo.” – A jak się czuł z faktem, że zabił całą rodzinę Sinclairów? To chyba ważniejszy szczegół, który pewnie zostawił po sobie wielkie zmiany w jego psychice i samopoczuciu, bo przecież nie chodziło tu o jedną osobę! Sasha powinna się raczej o to najbardziej zatroszczyć.

Wreszcie ujawniłaś imię głównej bohaterki, czego nie zrobiłaś w poprzednim rozdziale. Ale co mnie martwi – tylko bodajże jeden raz padło imię Sasha. Nie dało się tego wtrącić więcej razy w jakichś wypowiedziach postaci?

Rozdział III
„za co najmniej pięćdziesięcioma trupami, ledwo dostrzegając dach radiowozu” – Brak przecinka.

Rozdział IV
„Z drugiej strony nie wiedziałam, jak ważny dla ojca był Dust.” – A czy częste odwiedziny Dusta, a także pozostawianie Sashy pod jego opieką o niczym nie świadczą? Ja bym stawiała na przyjaźń, ale skoro to takie zagmatwane i mało oczywiste dla bohaterki...
„Podejrzewam, że wzięło się to – tu was chyba nie zaskoczę – z kompletnie idiotycznego serialu, do którego oglądania zmusiła mnie Jessie.” – Od kiedy to bohaterka zaczęła się zwracać bezpośrednio do czytelników? Nie uważasz, że to trochę dziwne i nie na miejscu, zważając na fakt, że nigdzie wcześniej nie było wspomniane o tym, iż dziewczyna będzie nam OPOWIADAĆ swoją historię? Myślałam, że wydarzenia miały się dziać na bieżąco? Ah, zupełnie tak, jakby ona wiedziała, że ktoś śledzi jej przygody, czytając książkę, której jest ona główną postacią.

Rozdział V
„– Chyba zakładasz, że odzyskamy tę amunicję – mruknęłam, patrząc na niego niepewnie.
– Jeżeli jej nie znajdziemy, możemy sobie równie dobrze od razu strzelić w łeb.” – Bez amunicji to trochę jednak trudno by było.
„– Nie wiemy, gdzie jest lokalny sprzęt z bronią, a nawet gdybyśmy się na taki natknęli, pewnie już nic w nim nie zostało” – Lokalny sprzęt z bronią? Jesteś pewna, że czegoś nie pokręciłaś?
„Przypomniało mi się, że tata jak zwykle zapomniał butelki na dachu samochodu, także z przyzwyczajenia już trochę nieświadomie otworzyłam okno” – Słowo „także” oznacza „również”, wobec tego nie może być traktowane jako odpowiednik spójnika „więc”.
„chwycił mnie tak mocno za but, że nie mogłam wyszarpnąć z nogi z jego uścisku.” – O jedno „z” za dużo.

Rozdział VI
„którzy wierzą, że jesteś taki, och, wspaniały i sprawiedliwy? – Zamilkł na chwilę, być może dając Havenowi szansę na odpowiedź, ale żadna nie nadeszła” – Didaskalia powinny być zaczęte wielką literą, nie małą.
„Wątpiłam, że ryzykowałby życiem dla kogoś takiego jak Troy, co nie oznaczało, że mimo wszystko nie spróbuje go uratować, byleby tamten nie zdecydował, że czas wystawić pewne brudy na światło dzienne.” – Gdyby Dust rzeczywiście zastrzelił Troya, to trudno by było mu wyjawić wszystkie kłamstwa i intrygi Havena, nieprawdaż?


I tym właśnie sposobem doszliśmy do zreasumowania całej treści. Przedstawiłaś zupełnie inny świat, a mianowicie świat umarlaków, który przyprawia o dreszczyk. Jednak mimo najszczerszych starań i zabiegów, opowiadanie... nie jest zbyt pociągające. Tak naprawdę cała fabułao opiera się na jednym motywie – motywie walki z zombie. Mnie już było niedobrze od tych ciągłych wystrzałów pistoletów, zatapiania noży w czaszkach martwych istot... Czy to tak będzie do samego końca? Bo jeśli tak, to ja dziękuję. Dlaczego nie skupiłaś się na takich dodatkowych wątkach, jak na przykład miłość, przyjaźń, czy nawet zwykłe rozmowy z ojcem, jak normalna rodzina. Owszem, znalazło się coś takiego, jak pocałunek z Jessie, ale... Co dalej? Brakuje tu czegoś takiego, co byś pociągnęła, co by wzbogaciło Twój utwór. Ciągle tylko walki, walki, walki... Nie ma jakiegokolwiek momentu odpoczynku, kiedy to bohaterowie okazują szczątki normalnego, codziennego życia, jak chociażby pogawędka ze sobą, powspominanie dawnych czasów albo przytulenie przez Jamesa swojej córki (tutaj akurat pojawiło się coś takiego, ale wolałabym, aby takich momentów było więcej). Wiem, że wiele osób mówi, że taki rozwój akcji to skarb, ale Ty za bardzo skupiasz się na konkretach i najważniejszych rzeczach. Po prostu przedobrzyłaś z akcją utworu, jest zbyt dynamiczna.

Gdzieś w pierwszych rozdziałach opisywałaś początki epidemii zombiaków. I byłam pewna, że doszło do niej całkiem niedawno... A tu w kolejnym rozdziale napisałaś, że Sasha była przez wiele lat szkolona przez tatę i to dzięki długotrwałym treningom daje sobie radę z umarlakami, w przeciwieństwie do Jessie. A więc ile te odwiedziny zombie trwały?

Nie podoba mi się to, że wątek pocałunku Jessie tak długo pozostawiałaś pod wielkim znakiem zapytania, a dopiero w szóstym rozdziale do niego powróciłaś. Tak jakbyś zapomniała o tym fakcie i po prostu kiedy Ci się przypomniało, wstawiłaś o nim wzmiankę przy pierwszej lepszej okazji. Niestety, bardzo niefortunny zabieg. I, proszę, wybacz, że to napiszę, ale z tym za bardzo się nie wysiliłaś – bodajże dwa zdania o tym napisałaś? I co? Sasha tak po prostu sobie pomyślała, że skoro przyjaciółka ją pocałowała, to pewnie coś ten gest oznacza, że ona nic do niej nie czuje, jednak nie chce jej zranić... I tyle? I ona się nawet nie przejęła zbytnio tym, że jej the best kumpela jest lesbijką? Już bardziej spodobało mi się to wyjaśnienie w siódmym rozdziale, że bohaterka po prostu nie lubiła o tym pocałunku myśleć, zawzięcie omijała ten temat, wmawiając sobie, że coś takiego nie miało w ogóle miejsca. Choć osobiście wolałabym być o tym uświadomiona o wiele wcześniej.

Sasha imponuje mi pod wieloma względami: jest odważna, uparta, jest gotowa stanąć do walki z zombiakami; pod równie wieloma względami mnie irytuje, na przykład jej nieświadome niezdecydowanie (w jednej chwili chętna do użycia swojego Glocka, a w drugiej, kiedy to dochodzi co do czego, przerażona i wahająca się). Nie podoba mi się również jej podejście do Jessie, jej przyjaciółki; czasem odnosiłam wrażenie, że uważa ją za kogoś gorszego, słabego... Nie każdy jest taki odważny, jak Sasha, w końcu zombie to coś okropnego i strasznego.

Najbardziej poszkodowaną w całym utworze jest Heather. W porównaniu z resztą bohaterów, biorąc nawet pod uwagę tych epizodycznych, wyszła... kulawo. Rozumiem Cię (przeczytałam Twój od autorski dopisek), choć to nie zmienia faktu, że potraktowałaś Heather niesprawiedliwie.

Na temat Millera raczej nie warto się wypowiadać, bo chyba każdy się ze mną zgodzi, że jest okropnym, obleśnym leserem z wielkim brzuchem od nadmiernego picia piwa. Nic sobą nie reprezentuje, nie ma żadnych zahamowań w swoim postępowaniu, na dodatek lubi sobie pokombinować. Podziwiam Jamesa za tak długą cierpliwość do niego, ja bym chyba już po pierwszym dniu go wyrzuciła w chol... Wiadomo.

Z poprawnością dobrze Ci idzie, nie jest idealnie, ale przecież jesteśmy tylko ludzi i każdemu jakieś się zdarzają. W każdym razie dobrze, że masz betę – widać Twoje podejście do bloga, jak bardzo o niego dbasz.
62/70


Dodatkowe punkty: 0/2


Podsumowanie:
Zdobyłaś 69 punktów na 82 możliwe, co daje Ci ocenę dobrą z plusem. Niestety, nie jest to jeszcze piątka, ale mam nadzieję, że niedługo do niej dojdziesz. Wiem, że Ciebie stać, bo odwaliłaś kawał dobrej roboty.
Jeśli mogę na koniec jeszcze coś doradzić – zwolnij akcję, zrób trochę miejsca dla nic nie znaczących wydarzeń, które nie muszą nic wnosić do opowiadania, ale przynajmniej choć trochę uczynisz świat z utworu podobnym do tego naszego.

36 komentarzy:

  1. "Bez przesady, że bohaterka strzeliła takiego focha tylko dlatego, że Jessie nie okazała zbytniej radości na wieść o wyjeździe. Poza tym przecież dziewczyna nic nie powiedziała, więc nie wiadomo, czy rzeczywiście nie zadowoliła ją ta decyzja." - Sasha jest jaka jest. Nie chodziło też o obrażenie się za to, że Jessie nie chce wyjeżdżać, a o to, że nie potrafiła powiedzieć niczego na temat odnalezienia rodziny Sashy. Głupie i puste "Na pewno znajdziemy twoją mamę i brata, nie martw się" już potrafiłoby złagodzić reakcję Sashy, ale Jessie nie powiedziała niczego. Imho można spokojnie wyciągnąć parę wniosków z takiego milczenia (plus zapominasz, że dziewczyny się przyjaźnią, czyli coś o sobie muszą wiedzieć, więc podejrzenia Sashy były słuszne), a jednym z nich byłoby to, że Jessie nie wierzy, że odnajdą Wilcoxów.
    "A jak myślisz, przebywając w ciemnym pokoju, w porze nocnej, unikanie czyjegoś spojrzenia byłoby bardzo trudnym zadaniem?" - ależ tu nie chodzi o to, jaka jest widoczność, ale świadomość, że Jessie patrzy.
    "No, bez przesady. A tak wdając się w szczegóły – jeśli już, to chyba naprawił jej światopogląd, nie zniszczył, bo przecież spodobał jej się taki pomysł na łóżko, tak? Zniszczył=pogorszył, naprawił=polepszył." - to był żart. Co do zniszczenia światopoglądu, to wyrażenie, które jest raczej popularne w moim miejscu zamieszkania. Zresztą w tekście jest pełno potocyzmów.
    "A jak się czuł z faktem, że zabił całą rodzinę Sinclairów? To chyba ważniejszy szczegół, który pewnie zostawił po sobie wielkie zmiany w jego psychice i samopoczuciu, bo przecież nie chodziło tu o jedną osobę!" - Sasha nie mówi tego wprost, ale przykładem, że Sasha się troszczy, byłby pierwszy przytoczony przez Ciebie w ocenie cytat (powtórzenia były tam celowe).
    "Wreszcie ujawniłaś imię głównej bohaterki, czego nie zrobiłaś w poprzednim rozdziale." - zrobiłam, cytat z rozdziału pierwszego: "Poza tym doskonale wiesz, że już w zeszłym tygodniu mieliśmy z Sashą jechać do Colorado…". Rozumiem, że Ci to umknęło, nie Tobie pierwszej ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie dało się tego wtrącić więcej razy w jakichś wypowiedziach postaci?" - mmm, nie, nie dało się. Znaczy, jasne, dało się, ale - wierz mi - nie wyglądało to naturalnie i nie spełniało funkcji, jaką zazwyczaj spełnia.
      "A czy częste odwiedziny Dusta, a także pozostawianie Sashy pod jego opieką o niczym nie świadczą?" - nie chodzi o przyjaźń, z tego zdaje sobie sprawę, ale fakt, czy James stawiałby przyjaźń na równi (albo ponad) z rodziną. Chyba powinnam tam coś doprecyzować, ale i tak musiałabym zerknąć na cały fragment, bo sklerotyczką jestem i nie pamiętam, co sama piszę.
      "Od kiedy to bohaterka zaczęła się zwracać bezpośrednio do czytelników? Nie uważasz, że to trochę dziwne i nie na miejscu, zważając na fakt, że nigdzie wcześniej nie było wspomniane o tym, iż dziewczyna będzie nam OPOWIADAĆ swoją historię? " - nie musi być wspomniane. Relacja Sashy z czytelnikami i tak bazuje na tym, że Sasha non stop wybiela samą siebie, próbuje się zrobić bardziej, hm, przystępną w odbiorze. Bo ona jest raczej (;)) okropną osobą, ale nie chce, żeby inni to widzieli, więc sobie pogrywa z czytelnikiem. Takie momenty, kiedy zwraca się do czytelnika w tekście, są właśnie po to, by dać znać czytelnikowi, że ona to opowiada. Bo to są małe wtrącenia, które ona uważa za nic nieznaczące, przy czym rzeczywistość prezentuje się inaczej.
      "Bez amunicji to trochę jednak trudno by było." - no ale przecież mają to, co jest w magazynkach...
      "Didaskalia powinny być zaczęte wielką literą, nie małą." - why? Tu się akurat zdaję na betę, bo poprawiła mi to na małą (do tego sklerozy nie mam :D).
      "Gdyby Dust rzeczywiście zastrzelił Troya, to trudno by było mu wyjawić wszystkie kłamstwa i intrygi Havena, nieprawdaż?" - imho można się spokojnie domyślić, że Dust coś wie. Z tego powodu, kiedy James pytał o niego Havena, ten pokręcił główką i skłamał, że nie zna nikogo takiego (a wiemy, że to kłamstwo, bo Dust wparowuje do supermarketu i po zachowaniu widać, ze zna wszystkich). So nope, Troy niczego by nie wyjawił, ale Dusta już - z tego, co wie Haven - nie powstrzymywałaby przed gadaniem kula w łbie. Haven musiał rozegrać to tak, żeby nie ucierpieć, co dzięki trzeźwemu myśleniu mu się udało.
      "Tak naprawdę cała fabura opiera się na jednym motywie – motywie walki z zombie. Mnie już było niedobrze od tych ciągłych wystrzałów pistoletów, zatapiania noży w czaszkach martwych istot..." - hę? Przecież tego w tekście jest okropnie mało. Dobra, cholernie mało, tragicznie mało, a to ze względu na Jamesa, który nic tylko trzymałby córcię pod kloszem.

      Usuń
    2. "Dlaczego nie skupiłaś się na takich dodatkowych wątkach, jak na przykład miłość, przyjaźń, czy nawet zwykłe rozmowy z ojcem, jak normalna rodzina." - nie wiem, jakie opko czytałaś, ale chyba nie moje. Przyjaźń - jest. Burzliwa, toksyczna, nawet dziwna. W przyjaźni między Jessie i Sashą widać i nadopiekuńczość Sashy względem Jessie, i pogardę, bo Jessie nie jest przystosowana do takiego świata i nie przejawia chęci przystosowania się, co chyba jest jednym z głównych powodów, dla którego uważam Sashę za okropną osobę. Idąc dalej, wątek miłości jest rozpoczęty - Sasha oczywiście Jessie nie kocha, ale Jessie jest zadurzona w Sashy. Widać też miłość w relacji Jamesa i Sashy - przecież gdyby mu na niej nie zależało, nie próbowałby jej ciągle wychowywać, tłumaczyć, przekazywać cennych lekcji, tylko wyrzuciłby ją przez okno, bo poza ojcowską miłością nie byłoby raczej powodu, dla którego warto byłoby ją trzymać. Rozmów z ojcem też jest w cholerę i hoho, więc znów nie rozumiem, skąd ten zarzut. Co do "tylko walki, walki, walki..." - chyba nie rozumiesz świata, który tworzę. W nim nie ma czasu na odpoczynek, co poza tym stanie się bardziej widoczne w przyszłych rozdziałach, kiedy nie będzie miał kto Sashy tatusiować, przez co będzie musiała sama wykarmić siebie i Jessie. Bo, serio, to nie jest świat, gdzie można sobie otwarcie pozwolić na coś takiego, zaplanować coś takiego. Odpoczynek jest jak najbardziej pokazywany, ale w momentach, gdy postacie i coś tak robią (a poza tym nie będę opisywać odpoczywania, no na miłość boską!) - w czasie pomiędzy wyjechaniem z domu Wilcoxów i potem docieraniem do lasu, nie ma żadnej próżni, tylko właśnie... odpoczynek. Odpoczynek od walki, problemów z Millerami. Odpoczynek jest wtedy, kiedy w Weiser siedzą w mieszkaniu, kiedy Jessie i Sasha leżą w łóżku, gadając o znajomych ze szkoły, gdybym sobie własne opko odświeżyła, pewnie byłabym w stanie podać więcej przykładów, ale jak już wspomniałam - sklerotyk ze mnie. Poza tym, jeżeli ta akcja - pełna (spowalniających akcję ;)) dialogów, pełna pokrętnego toku myślowego Sashy, pełna przeszkód, które sprawiają, że dotarcie do celu tak się przeciąga - jest dynamiczna, to nie wiem, co zrobić ze swoim życiem, serio, chyba nie ma już dla mnie ratunku. Bo jak dla mnie to w tym opku jeszcze nic się nie wydarzyło i zostanie tak do czasu śmierci Jamesa.
      "A tu w kolejnym rozdziale napisałaś, że Sasha była przez wiele lat szkolona przez tatę i to dzięki długotrwałym treningom daje sobie radę z umarlakami, w przeciwieństwie do Jessie." - waaat... Myślałam, że takich oczywistych oczywistości tłumaczyć nie muszę, bo uważałam, że każdy mniej więcej zdaje sobie sprawę z realiów w Ameryce, no ale dobra. Tam posiadanie broni (szczególnie w pewnych stanach, dodam, że bliskim akcji opka) jest czymś normalnym. Czymś normalnym u wielkiej ilości rodzin jest również to, że rodzice uczą pociechy strzelać już w bardzo młodym wieku, z różnych powodów: a to tylko po to, żeby dzieciak sobie postrzelał, a to po to, by może zaszczepić w nim zamiłowanie do polowań, pewnie znalazłoby się więcej powodów. Idąc dalej, w opku wspomniałam, że Sasha planowała iść w ślady Jamesa, a że jak wół tam stoi, że James należał do SWAT-u, no to wiesz, myślałam, że to oczywiste, dlaczego Sasha się szkoliła. Mam wrażenie, że czytałaś tekst nieuważnie, ale rozumiem, że pewne rzeczy mogą umknąć, tyle że nie rozumiem, dlaczego czegoś nie sprawdziłaś, by upewnić się, że to faktycznie moje niedopatrzenie, a nie Twoje.

      Usuń
    3. "Nie podoba mi się to, że wątek pocałunku Jessie tak długo pozostawiałaś pod wielkim znakiem zapytania, a dopiero w szóstym rozdziale do niego powróciłaś." - heh, ja serio nie wiem, czemu spodziewałaś się tego wcześniej. Sasha miała inne zmartwienia, zmartwienia, które były poważne. Wiesz, dopiero co dowiedziała się, że ktoś ich okradł, w efekcie stracili amunicję, okazało się też, że James pogrywał nie za czysto (piję do momentu, kiedy manipulował Millerami, udając odejście), a w dodatku chciał lecieć na coś, co w tamtym momencie wyglądało jak misja samobójcza. Potem Sasha prawie że została zarażona, przez własną głupotę, gdyby nie James mogła się poważnie zranić. Idąc dalej, spotkali grupę, której nie ufali, Dust okazał się ugryziony i żądny zemsty, potem całe uciekanie i znów narażanie życia (co, przypominam, dla Sashy było totalną nowością). Tam NIE BYŁO miejsca na tak trywialne przemyślenia, nie było miejsca na gdybanie, co też Jessie wyprawiała. Poza tym był to też znak, że Sasha nie jest zainteresowana Jessie w romantyczny sposób i że nie odwzajemnia jej uczuć, bo gdyby odwzajemniała, miejsce na trywialne przemyślenia mogłoby się gdzieś między tymi wydarzeniami znaleźć. Sasha nie przejęła się, że jej koleżanka jest lesbijką, bo już wcześniej dała czytelnikowi do zrozumienia, że zdawała sobie z tego sprawę. Proszę, cytat: "W każdym razie jedna z bohaterek, w której skrycie podkochiwała się Jessie, (...)." - no jeżeli to nie zwróciło Twojej uwagi...
      "W porównaniu z resztą bohaterów, biorąc nawet pod uwagę tych epizodycznych, wyszła... kulawo." - dlaczego tego nie rozwinęłaś? Przecież to poważny zarzut, w takim miejscu spodziewałabym się listy argumentów, a nie suchego stwierdzenia niepopartego dosłownie niczym. Wiesz, że zdaję sobie sprawę, że Heather pokazała mało na przestrzeni siedmiu rozdziałów (ale - wierz mi - coś pokazała), ale to, co wiemy na temat Heather z obserwacji Sashy (i z samej perspektywy można rozumieć, dlaczego Sasha nie przykuwa do niej uwagi), powinno jednak dawać do myślenia (inna sprawa, czy mi to wyszło, ale ogólnie nie piję do tego, co uważasz o Heather, ale do tego, jak wygląda podsumowanie jej postaci).
      "zrób trochę miejsca dla nic nie znaczących wydarzeń, które nie muszą nic wnosić do opowiadania," - mam wrażenie, że zalecasz mi... zapychacze. Jeżeli tak jest, niestety nie zastosuję się do Twojej rady. Mam nadzieję, że po prostu miałaś problem z przelaniem swoich myśli na "papier" i że chodziło Ci o coś zupełnie innego.
      Żeby tak podsumować ocenkę, zupełnie nie takiej oceny końcowej się spodziewałam. Biorąc pod uwagę, że nie pochwaliłaś dosłownie niczego (pomijając podsumowanie), tylko skupiłaś się na samych negatywach, w dodatku przy Heather oświadczyłaś, że babka jest postacią kulawą (co samo w sobie już sprawiło, że spodziewałam się jednego stopnia niżej), mówiłaś również o lecącej na łeb na szyję akcji (znów uznałam, że będzie kolejny stopień niżej) i w dodatku akcji, która opiera się jedynie na walce (kolejny stopień niżej), no i ta wspominka, że opko nie jest pociągające...

      Usuń
    4. Powiedzmy, że po przeczytaniu czegoś, co nie zawierało żadnych pochwał, spodziewałam się co najwyżej słabej trójki, a tam zaskoczenie - czwóra z plusem. Nie żebym była niewdzięczna, czwóra z plusem to dobra ocena, problem w tym, że czuję, że jest to zupełnie nieuargumentowane. Nie mam zielonego pojęcia, co sprawiło, że postanowiłaś przyznać mi aż tyle punktów za treść, nie wiem, co Ci się spodobało, czy coś uważałaś za szczególnie dobre (jeżeli tak było), przy postaciach opisałaś ich charakter (co jest ok, bo mogę sprawdzić, czy odebrałaś bohaterów tak, jak ich stworzyłam (co prawda zdziwił mnie brak słowa o Jamesie)), ale nie wspomniałaś, czy uważasz je za prawdopodobne psychologiczne i tak dalej. Nie powiedziałaś też niczego o dialogach, czy uważasz je za brzmiące wiarygodnie, czy jest ich za dużo, czy są sensowne i czy wnoszą coś do tekstu (ogólnie mogłabym się rozpisać, ale chyba już wyjaśniłam, o co mi chodzi), tralala, takie tam. Nie wiem, czy moje opko było jakieś trudne do ocenienia, ale nie za bardzo czuję się usatysfakcjonowana oceną właśnie z tego względu, że tak wiele w niej brakuje, no i dlatego, że - mimo wielu punkcików - skupia się na samych negatywach. (Serio, jeżeli postronny czytelnik spodziewał się, że dostanę więcej niż dwóję, to jestem zdziwiona na maxa).
      W każdym razie wielkie dzięki za poświęcenie mi chwili czasu.

      Usuń
    5. "Co do zniszczenia światopoglądu, to wyrażenie, które jest raczej popularne w moim miejscu zamieszkania." - w moim też xD
      Widzę, że Twoja ocenka też nie została poparta argumentami i przykładami, szkoda :c. No ale w sumie co można zawrzeć w tak krótkiej, w dodatku szybko napisanej (od publikacji poprzedniej minęły, ekhm, 3 dni...) ocenie...

      Usuń
    6. Ehm, znów mnie czeka tłumaczenie się ze wszystkiego, krok po kroku, no cóż, nie mam niestety wpływu na to, że coraz więcej ludzi jest tak wrażliwych na krytykę... No dobrze, a więc zacznijmy od początku, pomalutku.

      "Didaskalia powinny być zaczęte wielką literą, nie małą." - why? Tu się akurat zdaję na betę, bo poprawiła mi to na małą (do tego sklerozy nie mam :D).
      – Z tym fragmentem długo się zastanawiałam, sprawdziłam parę źródeł i książek, które akurat miałam pod ręką i odszukiwałam podobny zapis didaskalii. Według tego, co sprawdziłam, powinno być tak, jak ci napisałam – didaskalia dużą literą. Zresztą można to łatwo wyjaśnić na logikę: małą literą zapisujemy kwestie narratora, jeśli mają one ścisły związek z wypowiedzią, odnoszą się do niej albo są jej, hm, opisem. Również wtedy, gdy osoba ta podczas swojej wypowiedzi wykonywała jakieś gesty, np.:
      "Cześć, Kasiu! – pomachał do niej Janek" – czynność działa się w czasie mówienia, więc z reguły didaskalia tak powinno się pisać.
      A więc jeśli ty zapisałaś w tym przypadku małą literą, to by było trochę nielogiczne, bo jak bohater coś mówił, to słowo "zamilkł" niezbyt pasuje do tego, co ci wymieniłam – nie jest określeniem wypowiedzi, nie odnosi się do niej bezpośrednio, poza tym nie dzieje się też w TRAKCIE mówienia. Bo spójrz, bohater najpierw coś mówił, potem skończył, bo zamilknął. Warto nad tym się zastanowić. :)


      Przecież tego w tekście jest okropnie mało. Dobra, cholernie mało, tragicznie mało, a to ze względu na Jamesa, który nic tylko trzymałby córcię pod kloszem.
      – Nie potrzeba głównej bohaterki do tego, by wątek walki i strzelanin nadal się ciągnął. Wystarczy już sama rozmowa o zombie, myśli bohaterki, samo to, co robi James, czy nawet Miller... Uwierz mi, gdyby nie było tego zbyt wiele, nie zawracałabym ci o to gitary, ale jeśli coś takiego widzę, że akcja zbyt szybka, na dodatek niemal ogranicza się do głównego motywu, to muszę o tym wspomnieć. A to, że ty tak nie uważasz, czy też inni tak nie uważają, to inna sprawa. Ja oceniam to, co ja widzę i jak to przeżyłam, nie zapominaj o tym.

      Usuń
    7. "nie wiem, jakie opko czytałaś, ale chyba nie moje. Przyjaźń - jest. Burzliwa, toksyczna, nawet dziwna. W przyjaźni między Jessie i Sashą widać i nadopiekuńczość Sashy względem Jessie(...). Idąc dalej, wątek miłości jest rozpoczęty - Sasha oczywiście Jessie nie kocha, ale Jessie jest zadurzona w Sashy. Widać też miłość w relacji Jamesa i Sashy - przecież gdyby mu na niej nie zależało, nie próbowałby jej ciągle wychowywać, tłumaczyć, przekazywać cennych lekcji, tylko wyrzuciłby ją przez okno, bo poza ojcowską miłością nie byłoby raczej powodu, dla którego warto byłoby ją trzymać. Rozmów z ojcem też jest w cholerę i hoho, więc znów nie rozumiem, skąd ten zarzut."
      – Wszystko się skądś bierze. Zresztą miałam nadzieję, że tę akirat kwestię wytłumaczyłam dość, hm, dokładnie i znacząco, ale, jak widać, znów się przeliczyłam.
      A stąd się to wzięło, że ludzie w takim świecie, gdzie z każdych stron otoczeni są praktycznie potworami, szukają wzajemnego wsparcia, potrzebują nawet więcej miłości, uczucia, pocieszenia "wszystko będzie dobrze" (a tak przynajmniej ja myślę...), więc tutaj zwłaszcza rola taty powinna pełnić najważniejszą rolę. Co z tego, powiedz mi, że ją przestrzega, że jej zabrania strzelania, że to, że tamto, skoro to nie jest to samo co okazywanie rodzicielskiej czułości? Powiedz mi sama, czy gdyby tak twój rodzic ci zabraniał, owszem, z troski, wszystkiego, co niebezpieczne, ale nie przytulił cię, nie przypomniał ci, że cię kocha, skoro wie, że każda chwila spędzona z tobą może być tą ostatnią, uważałabyś, że wszystko jest w porządku? Samo: "uważają na siebie" wystarczyłoby ci ze strony ojca? Poza tym, na miłość Boską, rodzice chcieliby jak najlepiej dla dziecka i zrobili by wszystko, aby nie odczuło aż tak bardzo całego tego zamieszania, tego, co się dzieje ze światem i próbowaliby choć na chwilę udawać, że wszystko jej normalnie. Czy nie mógł ojciec bohaterki np. powiedzieć jej takie zwykłe i typowe "Ale ty urosłaś!"? Och, tylko mi nie mów, że nie mógłby. To, czego mi zabrakło pojawiło się dopiero w SIÓDMYM rozdziale. Nie uważasz, że trochę zbyt długo z tym zwlekałaś? Co do wątku miłości – chodziło mi raczej o takie, hm, zwracanie uwagi bohaterki na wygląd jakichś chłopaków, w końcu to nastolatka, powinna przywiązywać uwagę do tego, czy ktoś jest przystojny, czy nie... No dobra, ale już pomijając to – powiedz mi, jak długo można pozostawiać wątek pocałunku dziewczyn w spokoju? Przez tyle rozdziałów? I owszem, było na to wiele okazji – zaraz po samym pocałunku, na korytarzu można było gdzieś to wcisnąć, uwierz mi. Dalej: kiedy była w łazience, zanim podsłuchała dziwną rozmowę. Oj, dajmy spokój, nie oszukujmy się, znalazłoby się na to wiele miejsca, wystarczy tylko trochę chęci. Przyjaźń – owszem, jest, ale jaka? Przez cały czas miałam wrażenie, że Sasha patrzyła na Jesse z góry, zresztą nawet ich rozmowy nie były takie... luźne, swobodne... Sama czułam tę niezręczność w ich relacjach.

      Usuń
    8. "James należał do SWAT-u, no to wiesz, myślałam, że to oczywiste, dlaczego Sasha się szkoliła. Mam wrażenie, że czytałaś tekst nieuważnie, ale rozumiem, że pewne rzeczy mogą umknąć, tyle że nie rozumiem, dlaczego czegoś nie sprawdziłaś, by upewnić się, że to faktycznie moje niedopatrzenie, a nie Twoje."
      – No dobra, uważam, że stawiasz mi tym ostatnim zdaniem bardzo poważne i nie na miejscu zarzuty, ale postanawiam to przemilczeć.
      To teraz odpowiedz mi na pytanie: dlaczego Jess w takim razie nie była przeszkolona? Wydawało mi się, że taki człowiek, jak Miller, powinien nawet zmuszać swoją córkę do trzymania broni. No ale dobrze, być może i tutaj są pewne haki, na które dałam się złapać, ale cóż, człowiek jest tylko człowiekiem.


      "dlaczego tego nie rozwinęłaś? Przecież to poważny zarzut, w takim miejscu spodziewałabym się listy argumentów, a nie suchego stwierdzenia niepopartego dosłownie niczym."
      – A widziałaś dopisek: "Rozumiem Cię (przeczytałam Twój od autorski dopisek)"? Wydawało mi się, że sama wiesz, jakie błędy popełniłaś w kreowaniu ów postaci. Nie spodziewałam się, że aż tak cię z tym zrażę, iż nie wypiszę się na ten temat zbyt wiele, biorąc pod uwagę to, że sama to przynajesz. Hm... Jak widać, sama nie wiesz, o czym wiesz. A więc wytłumaczę ci już wszystko to, co powinnaś wiedzieć:
      Heather nie ujawniła zbyt wielu konkretnych cech samej osoby. Co z tego, że pokazałaś, jaka jest bojaźliwa, że boi się swojego męża i że nie potrafi posługiwać się bronią? Czy potrafiłabyś stworzyć z tego zarysu postaci stworzyć porządną charakterystykę? Sama przyznaj. Poza tym, ile o niej wzmianek się pojawiło?
      Mam nadzieję, że to wystarczy na uświadomienie ci tego...

      Usuń
    9. Nie rozumiem, czemu uważasz, że ocena jest pełna złych uwag. Nie zauważyłaś pochwał? To smutne, myślałam, że wystarczająco jasno się wyraziłam przy danych kwestiach... No cóż.

      Haha, i ty mi wytknęłaś te wszystkie "błędy", braki mojej racji, żeby na koniec oświadczyć, że uważasz, że powinnaś dostać nie czwórę, tylko dwóję albo tróję? Czyli uważasz teraz, że za wysoko cię oceniłam, tak? Dobrze zrozumiałam??

      Przykro mi, że ocena cię niezadowoliła, no ale cóż zrobić. Komuś o tak wysokich wymaganiach raczej trudno dogodzić. Nawet ocenę uważasz za niesprawiedliwą.... (:D). Miałam ciągle nieodparte wrażenie, że za wszelką cenę usiłowałaś doszukać się jakichś... hm... moich potknięć, błędów, niżby spojrzeć na sam przekaz oceny. Wiadomo, że ludzie mają inne gusta i u każdego usłyszysz inną opinię, ale uważam, że najważniejsze to umieć się na to przygotować i wziąć wszystko na klatę, a ty usiłowałaś uparcie bronić swojego zdania. Więc uważam, że oceniania nie jest dobrym miejscem dla ciebie, skoro krytyka jest dla ciebie tak, hm, bolesna. Bardzo mi przykro, że odebrałaś całą moją ocenę jako atak na ciebie. W ocenach pisze się to, co ja odczuwałam, co ja uważam, a nie to, co ty ode mnie oczekujesz.
      Naprawdę bardzo mi przykro. Na koniec życzę ci więc powodzenia w szukaniu tej właściwej oceniającej, która podoła ocenie, w końcu o to chyba chodzi.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    10. Matko. Boska.
      Po pierwsze.
      Za SJP: "didaskalia «wskazówki i objaśnienia autora dotyczące sposobu wystawienia dramatu, umieszczone w tekście»"
      Jestem pewna, że nie poprawiam żadnego dramatu, czy to komedii, czy tragedii, nie sądzę też, by Degausser takowy zaczęła znienacka pisać.
      Może to coś nieprawdopodobnego, ale - uwaga! - w prozie występuje NARRACJA. Mamy tam takiego śmiesznego ludka, często niewidzialnego (coś jak ballada i jej dwa plany, wowowow), który nazywa się NARRATOREM. Tutaj ludek jest jak najbardziej widzialny i ma na imię Sasha.
      Teraz ochłonę i przejdę do sedna mojej frustracji.

      Usuń
    11. Zasady zapisywania dialogów są proste. Banalne. Ale niektórzy pragną, by ich racja była... najichsza. Cóż zrobić. Prędzej czy później zbawię świat, wszystkim skórę przetrzepię i tyle.
      Czasowniki odnoszące się do wypowiedzi zapisujemy małą literą, a samej wypowiedzi nie kończymy kropką.
      Czasowniki, które nie mają nic wspólnego z wypowiedzią, zapisujemy wielką literą, a wypowiedź - jeśli wymaga tego sytuacja - kończymy kropką.
      I teraz przechodzimy do wojny dziejowej: czy "rozległ się", "rozbrzmiał", "usłyszał", "ucichł" są czasownikami do wypowiedzi czy od wypowiedzi?
      Jest na to prosta odpowiedź: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
      Jaka rada? Używaj jednego zapisu i się do niego STOSUJ. Zatem jeśli w rozdziale 1. mamy "zamilkł" jako czasownik do wypowiedzi, w rozdziale 5. nie może zostać zapisany jako czasownik od wypowiedzi.
      End of the story. Everyone lived happily ever after i tak dalej.

      Usuń
    12. "no cóż, nie mam niestety wpływu na to, że coraz więcej ludzi jest tak wrażliwych na krytykę..." - spłakałam się.
      Muszę wziąć pod uwagę również komentarze przy pisaniu kaktusa dla KDO, co niewątpliwie nastąpi po analizie wydymonka. :D

      Usuń
    13. No, ja widzę, że ktoś tu jest wrażliwy na krytykę, ale chyba nie ja, bo próbowałam tylko podjąć dyskusję, a dostałam, yyy, protekcjonalny ton. Być może nie musiałabyś też tłumaczyć wszystkiego krok po kroku, gdybyś, no wiesz, napisała to w ocenie, a nie rzuciła paroma tezami i zostawiła je tak bez żadnego rozwinięcia, po prostu oczekując, że posłusznie przyjmę to, co napisałaś, w dodatku bez żadnego "ale", a potem pójdę pokutować na karnego jeżyka - no tak to nie działa. Ty nie musisz uważać mojego opka za wspaniały twór, ja nie muszę zgadzać się z ocenką (szok), mogę nawet spróbować wyjaśnić Ci coś, czego ewidentnie nie zrozumiałaś (kreacji Sashy, powodu szkolenia Sashy, czas, kiedy pojawiły się zombie - a nie musiałabym tego robić, gdybyś czytała ze zrozumieniem, bo wszystkie te informacje w tekście są). Dodam też, że miejscami, pisząc tę odpowiedź, dosłownie opadły mi ręce, bo nie miałam słów co do niektórych Twoich... no, z braku lepszego słowa, nazwijmy to argumentami.

      Usuń
    14. "Nie potrzeba głównej bohaterki do tego, by wątek walki i strzelanin nadal się ciągnął." - o rly? Tylko co z tego? Co by mi to dało? Mam też inne pytanie - kto opisałby walkę i strzelaninę, gdyby Sashy tam nie było? Duch święty? Ok. Ogólnie rozumiem już, że wolałabyś czytać o tym, jak to Sasha siedzi na dupie i nic nie robi. Idąc dalej, mam taką, a nie inną wizję dla tego opka, Sasha ma być taka, a nie inna - i to nie jest błąd. Szybka akcja również nie jest błędem, szczególnie dlatego, że piszę postapo, szczególnie dlatego, jak wygląda stworzony przeze mnie świat, szczególnie dlatego, że głównym motywem opka nie jest "walka z zombie" tylko p r z e t r w a n i e. Ja wiem, że są tacy ludzie, którzy schowaliby się w schronach, ale James i Sasha tacy nie są (i nie mają schronu ;)), James i Sasha muszą odnaleźć rodzinę. Oni mają cel. Bardzo, baaardzo konkretny cel. Jeżeli będą się obijać, biwakować, odpoczywać, prowadzić bezsensowne rozmowy w bezsensownych momentach, tworzyć zapychacze, ściskać się, tulać, rozpływać nad swoją miłością do siebie nawzajem, to wiesz, Lana i Shawn mogliby przez to umrzeć. Ale to tylko taki mały minus, prawda? Nieważne, że muszą ich uratować, ważne, że w opku nie ma fluffu. Jak wspominałam wcześniej, ręce opadają. Nogi też. A macki to już w ogóle.
      "Wystarczy już sama rozmowa o zombie, myśli bohaterki, samo to, co robi James, czy nawet Miller..." - naprawdę? To świetnie, bo w tekście też to jest, proszę, przykładziki, które pierwsze odnalazłam w tekście:
      "Na przykład wczoraj mój poranek został skutecznie urozmaicony przez cyrk odstawiany przez dwóch truposzy." - i cały akapit o zombie, bez walki, tylko obserwacje, a z ich zapisu można wyciągać wnioski. R1
      "Przepraszam, ale jak można IGNOROWAĆ żywe trupy?" - i po tym cytacie mamy przemyślenia na temat tego, co Jessie sądzi o zombie. R2
      "– Serio uważasz, że to wszystko skończy się w maks dwa tygodnie? – spytałam, nie potrafiąc pozbyć się z głosu wyraźnej nuty sceptyczności." - to tylko kawałek całej rozmowy. R3
      "Nie, to głupie. Trupy też są głupie. Jedyne, czego chcą, to mięso żywego zwierzęcia. Kiedy patrzą na klamkę, wcale nie myślą: „Co się stanie, jeżeli na nią nacisnę?”, nie. Po prostu nie. Nie ma takiej opcji." - znów R3.
      "– Ten zasraniec – mówił dalej, zaciskając ręce w pięści – schował się między szafą a ścianą! On, on…" - R4, James na temat trupa, który prawie go ugryzł. To fragment dłuższej rozmowy.
      "– Jakiś… zombie?" - R4, żaden krok dla ludzkości, ale wielki krok dla Jessie.
      "– Nie wiesz tego. Przecież chodzą plotki, Buck przysięga, że zna kogoś, kto przeżył ugryzienie…" - R6, poniekąd rozmowa o zombie.
      "Ale Margaret wróciła po jakichś dwudziestu minutach, jeżeli nie wcześniej. Prawie go miała, ale ją zastrzeliłem." - i znów. R7
      "Widziałam je tysiąc razy, a jeżeli tylko wyjrzałabym przez okno, zobaczyłabym je na własne oczy i jeszcze raz." - przemyślenia na temat zombie i wiary, ukazujące skrawek sashowego podejścia do tematu. Również R7.
      "Przez ostatnie parę minut wielokrotnie minęłam wzrokiem siedzącego na jezdni zombie, ale dopiero teraz przykuł moją uwagę." - obserwowanie zombie, po którym następują (uwaga, uwaga!) nie tylko przemyślenia, ale i rozmowa na temat zombie. Znów nie pisałam tego dla beki, te fragmenty coś pokazują. Coś poza Twoim brakiem czytania ze zrozumieniem, rzecz jasna.

      Słońce, ja od czytania przeżyć mam reakcje czytelników na temat rozdziału, nie po to zgłaszałam się do oceny. Zgłosiłam się po to, żeby dostać analizę tekstu, postaci i ich charakterów, świata przedstawionego i tak dalej, a to wszystko poparte nie tylko argumentami, ale i przykładami. Jak na razie jedyną osobą, która tutaj pokazuje jakieś konkretne przykłady, jestem ja.

      Usuń
    15. "(...) więc tutaj zwłaszcza rola taty powinna pełnić najważniejszą rolę." - czyli według Ciebie nie pełni największej roli, tak? Spadłam z krzesła i zakryłam się nogami, serio. Nie wszystkie relacje rodzinne tak wyglądają - nie byłam wychowana przez specjalnie wylewne, uczuciowe osoby, nie byłam ściskana co pięć minut, całowana, głaskana po główce, cokolwiek, a jednak - wyobraź sobie - (dun, dun, dun) jakoś zdaję sobie sprawę z tego, że rodzice mnie kochają i że się o mnie troszczą. Gdyby zamienić przestrogi Jamesa, próbowanie wytłumaczenia Sashy, dlaczego jej zachowanie nie jest odpowiednie do sytuacji, na całuski i tulanie, ogólnie cały ten fluff, Sasha byłaby martwa w momencie, gdy umarłby James. Śmiem sądzić, że próba nauczenia czegoś ważnego swojego dziecka, próba przekazania mu ważnej wiedzy, dzięki której najprawdopodobniej uda mu się p r z e ż y ć, jest większym wyrazem uczuć niż rozpieszczanie. "(...) nie przypomniał ci, że cię kocha, skoro wie, że każda chwila spędzona z tobą może być tą ostatnią, uważałabyś, że wszystko jest w porządku?" - tak (jeżeli odnosiłaś się do relacji), icoteras? Serio, ja mówię zupełnie poważnie. Tak, myślałabym, że wszystko jest w porządku z naszą relacją. Co innego ze światem, który zszedł do rynsztoka, no ale kto tam o tym myśli.
      "Poza tym, na miłość Boską, rodzice chcieliby jak najlepiej dla dziecka i zrobili by wszystko, aby nie odczuło aż tak bardzo całego tego zamieszania, tego, co się dzieje ze światem i próbowaliby choć na chwilę udawać, że wszystko jej normalnie." - serio myślisz, że James wierzy w ten bullshit, który wciskał Sashy w... bodajże trzecim rozdziale? To, że ty nie zauważasz pewnych informacji w tekście, nie znaczy, że ich tam nie ma. Poza tym James idiotą nie jest, wie, że jeżeli traktowałby Sashę tak, jak Ty piszesz, jego córcia wyrosłaby na mameję, która nie potrafi sama tyłka podetrzeć.
      "Czy nie mógł ojciec bohaterki np. powiedzieć jej takie zwykłe i typowe "Ale ty urosłaś!"? Och, tylko mi nie mów, że nie mógłby." - w tekście przez siedem rozdziałów minęły jakieś trzy dni, Sasha ani nie urosła, ani nie przeszła wielkich przemian. (Facepalm). Więc nie, słońce, nie mógłby. No chyba że miałby komplementować to, że włosy urosły jej o pół milimetra ("Ojej, jak ci włosy urosły, Saszko ty moja kochana, słodziutka, ojojojo - powiedział, chwytając ją za policzki i tarmosząc po ulicy, chociaż zombie deptały im po piętach.").
      "o do wątku miłości – chodziło mi raczej o takie, hm, zwracanie uwagi bohaterki na wygląd jakichś chłopaków, w końcu to nastolatka, powinna przywiązywać uwagę do tego, czy ktoś jest przystojny, czy nie..." - fakt, szkoda, że o tym nie pomyślałam. ("Przyjemny, dodający uroku uśmiech, odsłaniający dołeczki w gładko ogolonych policzkach, przenikliwie zielone oczy otoczone gęstymi rzęsami…" - wielokropek spełnia tam funkcję; "Odwróciłam wzrok. Obserwowanie poruszających się pod koszulką mięśni nie należało do repertuaru Jessie, ale przynajmniej nikt nie zabroni mi o nich myśleć." - na temat Havena.)
      "Przez tyle rozdziałów?" - a ja naiwnie sądziłam, że nie poruszałam tego wątku przez, hmmm, pozwól mi sprawdzić... O: rozdział piąty, jakoś w miarę na początku Jessie pocałowała Sashę. Do końca rozdziału nic, rozdział szósty, połowa, są ze dwa zdania na temat pocałunku (uczuć, jak wspomniałam, Sasha nie odwzajemnia, no i rzeczy się dzieją, dlatego tak mało) - cisza oficjalnie przerwana. W siódmym rozdziale dostajemy znów trochę na ten temat, co sama wspomniałaś. Przepraszam, gdzie to całe "tyle" rozdziałów?
      "(...) na korytarzu można było gdzieś to wcisnąć, uwierz mi." - och, ale ja Ci wierzę, fakt, dało się to gdzieś WCISNĄĆ. Wiesz, dało się, ale na siłę, tak jak zazwyczaj rzeczy się wciska.
      "Oj, dajmy spokój, nie oszukujmy się, znalazłoby się na to wiele miejsca, wystarczy tylko trochę chęci." - ale nie rozumiesz, że Sasha nie ma chęci? Mnie ta możliwość jakoś specjalnie nie dziwi. ...

      Usuń
    16. "Przyjaźń – owszem, jest, ale jaka?" - i niby to (i co następuje) jest jakiś argument? Pooowaaaażnieeee? Muszę tworzyć inne relacje między postaciami, bo tobie brakuje fluffu? Ja nie mogę... Czymcie mnie bo nie wyczymam... Czymcie mnie... *umiera śmiercią tragiczną*
      "(...) i nie na miejscu zarzuty, ale postanawiam to przemilczeć." - czemu nie na miejscu? Wyraźnie widać, że nie czytałaś ze zrozumieniem. Przecież ja tych informacji w tekście nie zakopywałam, nie pisałam małym drukiem, to było napisane w p r o s t. Ot, powiedziałam, co każdy może wywnioskować z ocenki, nie widzę w tym bezpodstawnych zarzutów. W ocence natomiast takie widzę, w Twojej odpowiedzi też.
      "To teraz odpowiedz mi na pytanie: dlaczego Jess w takim razie nie była przeszkolona?" - bo... jej ojciec nie należał do SWAT-u (w przeciwieństwie do Jamesa)? Bo Jessie nie interesowała się broniami (w przeciwieństwie do Sashy), bo Jessie nie jarały takie rzeczy (w przeciwieństwie do Sashy), bo nikt nie wiedział, że będzie apokalipsa zombie (w przeciwieństwie do autorki)? Wiesz, to tak parę przykładów, które przyszły mi do głowy. Może również dlatego, że po informacjach w tekście (rozdziały 1-3, wczoraj odświeżyłam sobie DM) jest napisane, że Miller sam nie potrafi za dobrze strzelać?
      "Wydawało mi się, że taki człowiek, jak Miller, powinien nawet zmuszać swoją córkę do trzymania broni." - ha. Haha. Hahaha. Mogłabym w tym momencie napisać, że temat przemilczę, ale nieee... Rozłożę ci to na części pierwsze: Miller znęca się nad rodziną. Tłucze żonę, tłucze córkę, wyzywa je, pluje na nie, poniża je i to nie tylko w zaciszu własnego domu, ale takie sytuacje zdarzały się też u Wilcoxów i w trasie. Można sobie wyobrazić, jakie uczucia żywią do niego żona i córka - na pewno nie żadne fluffowe - pewnie nagromadził się w nich gniew, poczucie bezsilności. Miller czerpie satysfakcję z tego, jak one są wobec niego bezradne. Podoba mu się to, lubi mieć nad nimi władzę. A teraz wyobraź sobie, że Miller wciska im do ręki broń. Nie uważasz, że właśnie - wbrew wszystkiemu - dał im narzędzie, dzięki któremu mogłyby się nie tylko obronić, ale i zbuntować? Wyzbyć bezradności? Tak to zostawię.
      "Wydawało mi się, że sama wiesz, jakie błędy popełniłaś w kreowaniu ów postaci." - dalej nie wypisałaś błędów, jakie rzekomo popełniłam. A czytałaś w ogóle ten dopisek uważnie? Przekleję go, żebyś nie musiała latać po blogu: "Ogólnie miałam nadzieję, że dam radę bardziej rozwinąć ją jako postać, ale patrząc na to, co mam zaplanowane, widzę, że nie ma dla niej nigdzie czasu, więc ostatecznie Heather będzie jaka będzie, z czego zbyt dumna nie jestem, ale tak to bywa, kiedy człowiek publikuje w sieci – czasami koncepcja się zmienia." - Zmieniła mi się k o n c e p c j a. Heather miała przejść przemianę, miała być częścią grupy - nie ważną, ale ważne, że częścią. Te sceny, które miałam zaplanowane, były właśnie po to, by stworzyć fundamenty dla jej przemiany, ale teraz, kiedy mam inny plan, przemiany nie będzie. Heather zostaje taka, jaka jest - cicha, nie mająca dużo do powiedzenia w obawie przed mężem, zastraszona, nie rzucająca się w oczy, sratatata... Jak dla mnie to dostatecznie dużo cech w postaci, która jest w tekście po to, by pokazać relacje rodzinne Millerów, a tym samym przybliżyć nam trochę postać Jessie i rzucić pewne światło na jej zachowania i reakcje.
      "Nie spodziewałam się, że aż tak cię z tym zrażę, iż nie wypiszę się na ten temat zbyt wiele, biorąc pod uwagę to, że sama to przynajesz." - he, he, he... *slow clap*.
      "Jak widać, sama nie wiesz, o czym wiesz." *slow clap intensifies*
      "Heather nie ujawniła zbyt wielu konkretnych cech samej osoby." - ale że jakiej osoby? O czo cho? Co jest grane?

      Usuń
    17. "Co z tego, że pokazałaś, jaka jest bojaźliwa, że boi się swojego męża i że nie potrafi posługiwać się bronią?" - no, co z tego, że powiedziałam o niej aż dwie ważne rzeczy i ciekawostkę. CO Z TEGO, POWIADA OCENIAJĄCA! CO Z TEGO! *dramatyczna muzyka*
      "Czy potrafiłabyś stworzyć z tego zarysu postaci stworzyć porządną charakterystykę?" - aha, czyli w tekście powinno pojawić się na temat postaci-tła wszystko, wliczając ulubiony kolor, datę i miejsce urodzenia, blablabla? Na temat postaci, która jest tłem, autor nie musi wypisywać aż tylu rzeczy. Heather nie jest centrum uwagi, Heather nie jest w tekście najważniejsza (a wręcz jest najmniej ważna), poza tym główna bohaterka do rozdziału siódmego ma ją głęboko w czterech literach.
      "Mam nadzieję, że to wystarczy na uświadomienie ci tego..." - ale uświadomienie mi czego konkretnie? Bo na razie uświadomiłaś mi, że nie potrafisz znieść krytyki. W ogóle kiedy pisałam pierwsze komcie, pisałam łagodnie, bo nie chciałam kopać kotka (nie wiem, ile masz dokładnie lat, ale wnioskowałam, że jesteś młoda), nie chciałam też zniechęcić Cię do pisania ocen, bo oceniające to właściwie gatunek na skraju wymarcia. Wszystko pisałam z myślą, żebyś i Ty wyciągnęła coś z pisania tej ocenki (bo ja wyciągnęłam, poprawiłam sobie błędziki i dzięki temu nawet natknęłam się na jakieś szalejące słownictwo w dialogach (huehue, nikt tego nie zauważył, więc nie miało to miejsca!)) - wskazałam Ci ewidentne braki w ocenie, a dostałam... No cóż, widać, że poniosły Cię emocje. Nie rozumiem jednak, czym sprowokowałam Cię do użycia takiego tonu.

      Wracając do niesamowicieszypkiejniczymstruśpendziwiatr akcji - przez pierwsze dwa rozdziały nie działo się nic. Pakowali się, przenosili rzeczy do samochodów, wyjechali, dojechali do drzewa, troszkę dialogów i na końcu jedno zdanie na temat zombie. Jedno. Zdanie. Dopiero w trzecim rozdziale było znacznie więcej wydarzeń, przyznam, że dużo, ale to wciąż żaden błąd. W czwartym jest dłuuugi odpoczynek od akcji (i... odpoczynek, na którego brak tak narzekałaś)(nie będę wymieniać zdarzeń, nie muszę odwalać całej roboty za Ciebie) do czasu, aż Sasha postanawia pod pretekstem ratowania kota stanąć oko w oko z zombie, koniec rozdziału, piątka to raczej miarowa akcja, która trochę przyśpiesza pod koniec, gdy pojawiają się zombie i grupa ludzi. Szósty to supermarket, wrażenia po Havenie, potem ucieczka, a siódmy to - poza krótkim momentem na początku rozdziału - w większej mierze jeden wielki odpoczynek. Normalnie, fakt, masz rację, ta biedna akcja, muszę dać jej odpocząć, bo tak się biedaczka zdyszała...

      Usuń
    18. "Haha, i ty mi wytknęłaś te wszystkie "błędy", braki mojej racji, żeby na koniec oświadczyć, że uważasz, że powinnaś dostać nie czwórę, tylko dwóję albo tróję?" - czytanie ze zrozumieniem opanowałaś perfekcyjnie. Napisałam, że po takiej ocenie mogłam spodziewać się dwójki albo trójki. Moje opko zasługuje przecież na szóstkę, innej możliwości nie ma, a każdy, kto mówi inaczej, może spadać na drzewo. Taaak.
      "Komuś o tak wysokich wymaganiach raczej trudno dogodzić." - wysokich? Nawet na Oszczu Krytyki zdarzą się (miejscami) lepsze analizy niż to, co dostałam w tej ocence. Możesz sobie też poczytać ocenkę, którą dostałam na Pomackamy. To porządna ocenialnia, z tamtej oceny jestem zadowolona. Może się czegoś nauczysz, kto wie.
      "Miałam ciągle nieodparte wrażenie, że za wszelką cenę usiłowałaś doszukać się jakichś... hm... moich potknięć, błędów, niżby spojrzeć na sam przekaz oceny." - tak jak Ty zupełnie nie zwracałaś uwagi na tekst, który czytałaś, a potem wymyślałaś jakieś głupoty, byleby zapchać miejsce w ocence, taaak? Hmmm...
      "ale uważam, że najważniejsze to umieć się na to przygotować i wziąć wszystko na klatę, a ty usiłowałaś uparcie bronić swojego zdania." - nie wiem czemu, ale wszystko, co Ty wyprawiasz, przypisujesz mnie. Ciekawe zjawisko, zaiste. Serio nie wiem, w jakim stanie czytałaś mojego komcia, żeby tak go odebrać, no ale nie wnikam w prywaty.
      "Więc uważam, że oceniania nie jest dobrym miejscem dla ciebie, skoro krytyka jest dla ciebie tak, hm, bolesna." - niczego w moim opku nie skrytykowałaś (coś tam próbowałaś, ale zero argumentów, zero przykładów = brak krytyki konstruktywnej, czyli takiej, o którą chodzi w ocenianiu). Wychodzi na to, że brak krytyki jest mi tak bolesny. Och, Degausser, nowa męczennica blogasków.
      "Bardzo mi przykro, że odebrałaś całą moją ocenę jako atak na ciebie." - mnie też byłoby przykro, gdybym wiedziała, skąd - na miłość boską - to wytrzasnęłaś. Proszę, wskaż mi paluszkiem moment, w którym odebrałam to jako atak na mnie. Czekam z utęsknieniem.
      "W ocenach pisze się to, co ja odczuwałam, co ja uważam, a nie to, co ty ode mnie oczekujesz." - prawda objawiona. Zakończmy wojny, niech w końcu zapadnie pokój na świecie. Serio, w tej ocence to nawet wielu odczuć nie ma, głównie to takie czepianie się dupy maryny i tyle.

      Usuń
    19. Dobra, Degausser, przyznaję ci rację – moja ocena nie była powalająca, są rzeczywiście braki argumentacji itp. Najmocniej przepraszam również za moje wcześniejsze komentarze, które nie były zbyt miłe, a nawet nie na miejscu. Mam nadzieję, że ten wybryk zostanie mi wybaczony. :)

      Usuń
  2. "więc nie wiadomo, czy rzeczywiście nie zadowoliła ją ta decyzja" - jej, nie ją
    "<> – Brak przecinka." - nie znam całego zdania, ale w obecnej sytuacji jednak z przecinkiem, bo przed imiesłowami odczasownikowymi zawsze powinien stać przecinek.
    "Tak naprawdę cała fabura" - fabuła
    "(przeczytałam Twój od autorski dopisek)" - odautorski (tak, to jest jedno słowo)
    "ale przecież jesteśmy tylko ludzi" - ludźmi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niee, z tego, co wiem, Marixa napisała większą część tej oceny już wcześniej, tylko poprosiłam ją o czekanie na rozdział siódmy i w tym czasie zdążyła się zająć Twoim opkiem (więc w te trzy dni dokończyła ocenę).

      Usuń
    2. Aaaa, w takim razie okej, zwracam honor ;).

      Usuń
  3. http://i59.tinypic.com/2u56cte.jpg
    „Niezbyt lubię aż tak smutnych (?) wystrojów, zwłaszcza, że nie ma tutaj żadnego nagłówka, który by trochę zmienił moje wrażenie...” – „Niezbyt lubię aż tak smutne wystroje”, jak już. Poza tym – czy brak nagłówka jest rzeczą aż tak istotną, by wspominać o tym w ocenie? Według mnie nagłówki najczęściej są nieestetyczne, za duże i zbyt wyraziste. Także kwestia gustu. Skup się lepiej na tym, czy blog jest schludny, czytelny i przejrzysty.
    „Panuje tu porządek, wszystko jest posegregowane do zakładek, a miejsce na informacje (aktualności) posiadające suwak, dzięki czemu nie zajmuje to wiele obszaru na blogu, jest bardzo dobrym wyjściem.” – Faktycznie, suwak jest tak ważnym elementem bloga, żeby o nim wspominać. *ironia, jakby co* Autorka pisze zazwyczaj krótkie aktualności, więc nie zajmowałyby one dużo miejsca nawet wtedy, gdyby były pokazane w całości.
    W wyglądzie bloga nic nie wspomniałaś o formatowaniu tekstu, co według mnie jest ważne, za to przyczepiłaś się barw, które moim zdaniem są przyjazne dla oka, ot co. Wolałabyś groszkową zieleń albo pudrowy róż? Opko jest o zombie, nastrój by szlag trafił, to chyba logiczne.

    « „pełna obaw twarz wbiegającego po schodach taty i nieobecna twarz bezczynnie siedzącego na kanapie taty następnego ranka” – No dobrze, wiemy, że to tata.» – Jak Ty to zacytowałaś… Czy to zdanie w ogóle jest zacytowane od początku? Jeśli tak, gdzie duża litera, jeśli nie, gdzie cięcie tekstu? I gdzie kropka na końcu?
    „Bez przesady, że bohaterka strzeliła takiego focha tylko dlatego, że Jessie nie okazała zbytniej radości na wieść o wyjeździe.” – Gdzie argument, że to jest błąd? Przecież to element kreacji postaci.
    «„Zmarszczyłam brwi, gdy sięgnął pod sufit po uchwyt i na moich oczach dokonał cudu stworzenia: z niczego rozłożył kolejne łóżko. // Ściślej mówiąc, był to jedynie opuszczany materac. Materac, który być może zniszczył mi światopogląd.” – No, bez przesady. A tak wdając się w szczegóły – jeśli już, to chyba naprawił jej światopogląd, nie zniszczył, bo przecież spodobał jej się taki pomysł na łóżko, tak? Zniszczył=pogorszył, naprawił=polepszył.» – *facepalm* Przecież oczywiste jest, że nie należy interpretować tego dosłownie, to zabieg stylistyczny. Urządziłaś pogadankę, jakbyś nigdy nie słyszała młodzieżowego wyrażenia „zniszczyć światopogląd”, które w tym kontekście miało oddać zdziwienie postaci.

    OdpowiedzUsuń
  4. «„Za każdym razem, kiedy patrzyłam na ojca, zastanawiałam się, jak czuł się z faktem, że któreś z nich ukryło przed nami ugryzienie, narażając wszystkich w domu na niebezpieczeństwo.” – A jak się czuł z faktem, że zabił całą rodzinę Sinclairów? To chyba ważniejszy szczegół, który pewnie zostawił po sobie wielkie zmiany w jego psychice i samopoczuciu, bo przecież nie chodziło tu o jedną osobę! Sasha powinna się raczej o to najbardziej zatroszczyć.» – Nieuważnie czytałaś tekst. James wiele razy zastanawiał się, czy rozsądnie postąpił, zabijając tamtą rodzinę, nawet w ostatnim rozdziale został poruszony wątek etyczny dotyczący kwestii zamordowania bliźniaków, o którym dziwnym trafem milczysz. Hipokryzja?
    „Ale co mnie martwi – tylko bodajże jeden raz padło imię Sasha.” – To narracja pierwszoosobowa, poza tym nie wzięłaś pod uwagę, że autorka mogła zrobić to specjalnie – ukrywanie imienia/nieczęste wymawianie imienia głównego bohatera to też swego rodzaju zabieg stylistyczny, który ma na celu enigmatyczność.
    «„Podejrzewam, że wzięło się to – tu was chyba nie zaskoczę – z kompletnie idiotycznego serialu, do którego oglądania zmusiła mnie Jessie.” – Od kiedy to bohaterka zaczęła się zwracać bezpośrednio do czytelników? Nie uważasz, że to trochę dziwne i nie na miejscu, zważając na fakt, że nigdzie wcześniej nie było wspomniane o tym, iż dziewczyna będzie nam OPOWIADAĆ swoją historię?» – To jest absolutnie naturalny zabieg, do którego bez sensu się przyczepiasz. Skoro Twoje spojrzenie na literaturę jest takie szablonowe, że apostrofa = konieczność przygotowania czytelnika, że utwór będzie opowiadany, to współczuję…
    «„którzy wierzą, że jesteś taki, och, wspaniały i sprawiedliwy? – Zamilkł na chwilę, być może dając Havenowi szansę na odpowiedź, ale żadna nie nadeszła” – Didaskalia powinny być zaczęte wielką literą, nie małą.» ¬– Poprawiasz coś, co jest dobrze.
    „Jednak mimo najszczerszych starań i zabiegów, opowiadanie... nie jest zbyt pociągające. Tak naprawdę cała fabura opiera się na jednym motywie – motywie walki z zombie. Mnie już było niedobrze od tych ciągłych wystrzałów pistoletów, zatapiania noży w czaszkach martwych istot... Czy to tak będzie do samego końca? Bo jeśli tak, to ja dziękuję.” – Po pierwsze, „fabuła”, literówka Ci się wtargnęła. Po drugie… yyy, nie rozumiem, do czego się przyczepiasz. Jeżeli główny motyw = główny wątek, to w czym problem? Przecież na czymś musi się opierać opowiadanie, a motyw survivalowy daje wiele możliwości. Po trzecie, jako oceniającej nie przystoi Ci oceniać opowiadania według własnych gustów. Piszesz, że masz dość zatapiania noży w czaszce itp., ale czego w takim razie oczekujesz od autorki? Że wrzucając bohaterów w świat zombiaków, będzie opisywać trywialne problemy miłosne nastolatków albo snuć filozoficzne rozważania? Jeżeli posłuchałaby Twojej rady, powstałby potworek, nie opowiadanie, a absurdy logiczne goniłyby absurdy. W uniwersum postapokaliptycznym należy skupić się na motywie survivalu i to go powinnaś oceniać. Natomiast nie ma na ten temat ani słowa.
    „Dlaczego nie skupiłaś się na takich dodatkowych wątkach, jak na przykład miłość, przyjaźń, czy nawet zwykłe rozmowy z ojcem, jak normalna rodzina.” – Jestem czytelniczką tego opowiadania i jakoś nie uważam, by brakowało tam wątków przyjaźni, miłości. Miłości: relacje rodziców Sashy, jej pocałunek z Jessie, relacje państwa Millerów; przyjaźni: Jessie i Sasha, James i Dust, poza przelotne znajomości z epizodycznymi postaciami. Pojawiają się również zagadnienia natury moralnej, krótkie epizody przygodowe (np. to z potyczką z nieznajomymi przy przewróconym drzewie). Co chwilę coś się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Nie ma jakiegokolwiek momentu odpoczynku, kiedy to bohaterowie okazują szczątki normalnego, codziennego życia, jak chociażby pogawędka ze sobą, powspominanie dawnych czasów albo przytulenie przez Jamesa swojej córki […].”– Bohaterowie dużo ze sobą rozmawiają, szczególnie Sasha z ojcem. Co do tego „normalnego życia” – serio? x__x To nie jest normalny świat i nie będzie tam normalnego życia. Każdy dzień może być ostatnim, a gdyby bohaterowie zaczęli zachowywać się jak w starym świecie, kopnęliby w kalendarz po kilku godzinach, może dobie.
      „Wiem, że wiele osób mówi, że taki rozwój akcji to skarb, ale Ty za bardzo skupiasz się na konkretach i najważniejszych rzeczach.” – Nie bez powodu to skarb. Proponujesz autorce zapychacze, w dodatku w tak specyficznym uniwersum. Jeżeli chcesz czytać o życiu codziennym, czytasz obyczaj. To nie jest obyczaj i nie możesz DM z tego powodu krytykować.
      Opisujesz charakter Sashy i dobrze, bo autorka przynajmniej dowie się, czy postać jest dobrze odbierana, ale gdzie analiza jej jako bohatera literackiego? Gdzie opis, czy Sasha jest prawdopodobna psychologicznie?
      Brakuje mi także słowa na temat wielu innych bohaterów takich jak Dust, James, Jessie… Jessie jeszcze można przeboleć, w końcu jest postacią raczej mało istotną dla przebiegu akcji, ale jakim cudem nie zanalizowałaś Jamesa a także jego relacji z córką? Przecież to jeden z głównych wątków opowiadania.
      W ogóle jestem zszokowana tym, jak mało wyciągnęłaś z tekstu. Ja i niektórzy czytelnicy, którzy nie trudnią się ocenianiem, potrafią więcej powiedzieć o jednym rozdziale, niż Ty o całej historii.
      No i punktacja –totalny mindfuck. Przez prawie cały czas narzekałaś, że opowiadanie jest nudne, akcja dzieje się zbyt szybko, że główna bohaterka irytuje, a tutaj… cztery plus? Poza tym przez całą ocenkę stawiasz tylko tezy, a nie podajesz żadnych argumentów. Powinnaś przywoływać konkretne sceny z opowiadania lub raczyć nas cytatami, skoro zarzucasz autorce niekompetencję w kreacji bohaterów czy szybkości akcji.
      Podsumowując, ocena słaba, a jak na taki obszerny materiał Twoja wypowiedź jest bardzo krótka i pobieżna. Praktycznie wszystkie Twoje zarzuty wynikają z nieumiejętności oddzielenia swoich gustów od faktycznej obiektywnej oceny, a już zupełnie rozbawił mnie fakt, że zarzucałaś opowiadaniu akcji brak sielanki. Nie przyłożyłaś się również z formą, w tekście znajdują się błędy i skróty myślowe. Jeżeli chodzi o zalety, wytknęłaś parę błędów, których ja np. nie zauważyłam podczas lektury.
      Wypadałoby też odpisać autorce opowiadania, która grzecznie starała się podjąć dyskusję – skoro już muszę takie rzeczy Ci tłumaczyć…
      Pzdr,

      Usuń
    2. Po przejrzeniu jeszcze raz Twej ocenki (tak, nie mogę spać) chciałam jeszcze nadmienić o dwóch sprawach.
      Piszesz: „A jak myślisz, przebywając w ciemnym pokoju, w porze nocnej, unikanie czyjegoś spojrzenia byłoby bardzo trudnym zadaniem?” Ja natomiast widzę w cytowanej scenie takie zdanie: „Zapaliłam świeczki i wzruszyłam ramionami; taka odpowiedź musiała jej wystarczyć.” A więc światło jednak jest, hm?
      No i jeszcze ten nieszczęsny świat przedstawiony: „Nikt z nas nie miał przywileju zadręczania się problemami w szkole czy pracy, straciliśmy też nieprzespane noce, poświęcane na rozszyfrowanie sensu życia, a pieniądze stały się tylko przyprawiającym o niesmak wspomnieniem.” Już prościej Ci chyba autorka bloga nie mogła wyłożyć, na jakich zasadach opiera się jej uniwersum.

      Usuń
    3. Nie będę się wtrącać do tego shitstormu, ale od "ów postaci" aż mnie coś zabolało.

      Usuń
    4. Ale że ja tak napisałam? Jak tak, to sorki.

      Usuń
    5. Nie, oceniająca w komentarzu. Dodałam komć nie tam, gdzie chciałam ;P.

      Usuń
  5. Pragnę tylko zauważyć, iż Degausser jest... dość dobrze znana w internetach. Jestem pewna, że się zna i wie, czego powinno się wymagać od oceny blogaska.

    OdpowiedzUsuń
  6. Deggauser, droga niewiasto
    Zombie-autorek protoplasto
    Ty dzisiaj nam wskazujesz drogę
    Jak znieść brutalną błędów pożogę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, a tego pana dawno nie widziałam! Wspomnienia <3

      Usuń

Przeglądaj notki

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.