141# Ocena bloga zapach-luizytu

Oceniająca: MariXa M.
Autor: Nefariel




Wstęp:
Ciekawy i dość nietypowy adres bloga. Nie mam żadnego pomysłu na to, jaki związek może istnieć między tytułem a treścią, ale chętnie to sprawdzę.
Szablon od razu nasuwa nam na myśl, że owo opowiadanie będzie należało do gatunku podróżniczych. Pasuje idealnie, również do adresu. Razem z charakterystyczną dla maszyny do pisania czcionką tworzą bardzo dopasowany i interesujący wystrój. Tylko zastanawiam się, co mogą oznaczać stare ruiny budynków porośnięte dziką roślinnością, zamieszczone w nagłówku. Zachmurzone, ciemne niebo nie wróży nic dobrego. W każdym razie wygląd bloga jest oryginalny i wyróżniający się na tle innych, a to bardzo cenię.
Ogólnie wszystko to bardzo ładnie się komponuje. Moje pierwsze wrażenie było jak najbardziej pozytywne.
8/10



Treść:
Prolog
„Wiosna 2049
2049" – Jeśli już napisałaś, w którym roku rozgrywa się akcja, to nie musisz tego powtarzać.
„Koleś chciał jechać na front, maszyny pewnie szybko przerobiłyby na mielone i jego, i bluzę. A tak, dobry ciuch służy mnie." – Brak przecinka.
„Ale wolałabym, żebyś powiedział chociaż dwa słowa. (...) Podkurczył nogi, żeby nie kopać w drzwi bagażnika" – Powtórzenie spójnika „żeby".
„Byłeś kiedyś w Nowym Orelanie?" – Zła odmiana nazwy. Powinno być „w Nowym Orleanie".
„wsparła twarz na rękach, by znów wpatrywać się w Sorensena (...). Mads milczał przez moment, wpatrując się w coraz gęstszą ciemność za oknem." – Powtórka.

Rozdział I
„ciężko było dziwić się Aleksandrowi, że zaczynał bawić się z żuczkami. Każda metoda była dobra, żeby nie ocipieć w tej saunie." – Powtórka czasownika „być".
„Chyba że… ej, psycholu! – Odgiął nagle głowę, patrząc w korony drzew." – Jeśli po urwanej, niedokończonej wypowiedzi wtrącasz już inne, nowe zdanie, to musisz je zacząć dużą literą. Natomiast z tym „odginaniem głowy" mam pewne wątpliwości, czy jest to rzeczywiście możliwe. Odchylić głowę, owszem, ale nie odgiąć. Niby taka drobnostka, ale daje do myślenia.
„chociaż obaj byli przeraźliwie zmęczeni. (...) których tutaj na szczęście nie było. W ogóle nie było tu żadnych zwierząt poza insektami." – Trzykrotne powtórzenie „być".
Spodziewałam się wszystkiego – potwora grasującego w dżungli, egzotycznego drapieżnika buszującego wśród krzewów i zarośli, nawet tajemniczej, mrożącej krew w żyłach sceny morderstwa. Napięcie, jakie mnie ogarniało z każdym kolejnym wyrazem, gwałtownie opadło po przeczytaniu ostatniego zdania. Zupełnie się tego nie spodziewałam! Chatka na kurzej łapce? W środku dżungli?! Pierwszy raz się spotykam z takim zestawieniem. Szczerze powiedziawszy, efekt mnie rozśmieszył. I zupełnie zaskoczył, to na pewno. I mam wrażenie, że nie tylko mnie.
Nowi bohaterzy i zmiana opisywanych wydarzeń wydają mi się powrotem do przeszłości, kiedy to Mads opowiada o niej Lucy. No i sam czas akcji podpowiada, że są to dzieje sprzed czternastu lat, jeszcze zanim spotkał dziewczynę.

Rozdział II
Nie ukrywam, że długość tego rozdziału trochę mnie rozczarowała, ale po przeczytaniu treści zostałam zaspokojona ciekawą akcją. Straszny (być może tylko według mnie) wygląd chatki od zewnątrz i wewnątrz przyprawia o dreszczyk. Zwłaszcza wypchane skóry zwierząt i ich głowy zawieszone u powały niczym breloczki. Okropieństwo! Ja bym od razu zwiała z tego miejsca. Po samym stanie tego domku i unoszącym się w nim stęchłym smrodzie można się domyślić, jaki człowiek jest tu gospodarzem. Z pewnością nie zrobi kariery jako perfekcyjna pani domu.
Zastanawiam się, dlaczego Sasza wciąż nazywa Madsa „psycholem". To jakieś jego pseudo? Pieszczotliwe zwracanie się do przyjaciela w wykonaniu Aleksandra? A może to tylko męska „czułość"? Chyba najbardziej prawdopodobna jest ta ostatnia możliwość i najbardziej mnie przekonująca.
Wciąż nie mogę zrozumieć, co oni właściwie robią w tej dżungli. Wątpię, żeby znaleźli się tam przypadkiem. I wygląda na to, że zabłądzili. A więc co takiego się wydarzyło?

Rozdział III
Nie do wiary, że Sasza tak prędko i łatwo zaufał Babie Jadze. Niejeden miałby pewne uprzedzenia, wątpliwości co do dobrych intencji staruchy, a on najwyraźniej jest typem naiwnego junaka. Nie przejmuje się możliwymi niebezpieczeństwami, nawet nie snuje domysłów, dlaczego w chacie znajdują się wypchane skóry i wysuszone głowy zwierząt. Na pierwszy rzut oka widać, że gospodarz jest specem od szalonych pomysłów. I nigdy nie wiadomo, do czego się posunie następnym razem. Poza tym biorąc pod uwagę miejsce, w jakim się znaleźli, gdzie zarządzają ludzie Marxa, jest to dość niemądre posunięcie. W najgorszym wypadku mieszkaniec tej chatki może mieć z nimi kontakt lub jakiś bliższy związek. Powinien być bardziej uważny i ostrożny, podejrzliwość też by nie zaszkodziła.
Mads wydaje mi się rozsądniejszym i dojrzalszym chłopakiem niż Aleksander. Być może to sprawa wieku, a może jedynie rodzaju osobowości. W każdym razie jego postawa w tej sytuacji jest jak najbardziej prawidłowa. Dobrze, że czuwa nad swoim przyjacielem i usiłuje myśleć racjonalnie za nich obu.

Rozdział IV
No, to się zaczęło dziać. Nie mam pojęcia, o co chodziło w zamieszkach między Nataszą Iwanowną a żołdakami sędziego, ale przypuszczam, że nie było to miłe wydarzenie. Najprawdopodobniej ludzie Marxa są kimś w rodzaju gangu, który terroryzuje miasto.
Ciekawe, co stanęło Saszy i Madsowi na drodze. Albo może lepiej zapytać: kto? Przypuszczam, że to ludzie sędziego, co stanowi banalną odpowiedź. Bardziej bym się zdziwiła, gdyby nagle przed nimi stanęła dziewczyna o wyglądzie zgodnym z opisem podanym przez Babę Jagę. Marcysia we własnej osobie. Swoją drogą, to niezwykłe, że ci dwaj chcą tak po prostu, bezinteresownie pomóc staruszce w odnalezieniu zaginionej wnuczki. A przy okazji narazić się na niezadowolenie gangu Marxa albo na podejrzenia pewnych mieszkańców, którzy mogliby donieść na nich. Cóż, przynajmniej ja tak sądzę, że mogliby.

Rozdział V
„Uśmiechał się. Chyba… w tych ciemnościach nie było za dobrze widać." – Powinnaś „w tych" zacząć z dużej litery, ponieważ wyrażasz niepewność, a potem piszesz, dlaczego. A tak, to wygląda jakbyś napisała, że chyba w tym mroku nie było dobrze widać. Zwróć na to uwagę.
„Mads niechętnie puścił Saszę i uniósł ręce do góry, modląc się w duchu, żeby Aleksander nie zrobił niczego głupiego.
- I czego ci się morda cieszy, gnido! – warczał na niego Człowiek z Samoróbkami (...) Mads mocno przygryzł wargi, próbując opanować śmiech. Nie miał pojęcia, co tak go śmieszyło." – Trochę to dziwne. Mads najpierw martwi się, że Sasza zrobi coś głupiego, przez co ich sytuacja się jeszcze bardziej pogorszy, a za moment podpada strażnikowi. To chyba sprzeczne ze sobą, bo w jednej chwili jest odpowiedzialnym za przybranego brata racjonalistą, a w drugiej udowadnia swoją głupotę i lekkomyślność. W takim razie powinien pilnować nie tylko Aleksandra, ale również i siebie.

A więc zgadłam, co się wydarzy. I to dwa razy! Tak myślałam, że to banda sędziego ich zatrzyma albo odnajdą zaginioną Marcysię, wnuczkę Baby Jagi. I okazało się, że oba przeczucia się sprawdziły. Było to bowiem do przewidzenia.
Ale co mnie zaskoczyło - Mads spotkał Marcelinę w (prawdopodobnie) lochu i nie wyglądała na szczególnie wystraszoną. Może ma taki charakterek i dlatego tak silnie się trzyma. A może współpracuje z gangiem terroryzującym miasto. Kto wie? Na razie nic nie ujawniłaś szczególnego, dlatego przejdę już do kolejnego rozdziału.

Rozdział VI
„- To ten, co się tak darł? – spytała dziewczyna" – Brak przecinka między „ten" a „co".
No, no, charakterek to ona ma. Marcysia, oczywiście. Od razu poczułam do niej sympatię, gdyż jest twardą i upartą osobą, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Co to, to nie. Na pierwszy rzut oka może wydawać się drobna i krucha, ze względu na jej szczupłą sylwetkę, lecz ktoś, kto tak by pomyślał o niej, znalazłby się w ogromnym błędzie. To chudziutkie ciało skrywa w sobie niezwykłą siłę.
Zaczęłam się zastanawiać, co się właściwie stało z rodzicami Madsa. Umarli? Mieli wypadek? Zajęli się nimi ludzie sędziego?
Zabawne, że o wszystkie złe rzeczy zawsze podejrzewam żołdaków sędziego. Zresztą nic dziwnego. Pewnie niejedno mieli na sumieniu.

Rozdział VII
„Kurczowo uczepiła się jego ramienia i pociągnęła do ku drugiemu dołowi." – Niepotrzebny przyimek „do".
Akcja bardzo dynamiczna, aż czuło się to napięcie. Było dużo rzucanych wulgaryzmów, co w ich sytuacji można uzasadnić i usprawiedliwić. Przy okazji poznałam wiele ciekawych wyzwisk i przekleństw.
Sasza znów pokazał, że nie jest tak odważny, jak jego przybrany, młodszy brat. Przeciwnie. Był bardzo kruchy i wrażliwy. Po wydostaniu go z błota zachowywał się niczym przerażone dziecko. Ciekawe, co takiego znajdowało się w tej wodzie, że doprowadziło Aleksandra do takiego stanu.

Rozdział VIII
„było zbyt mokro, żeby rozpalić ogień. Zrobiła to chyba tylko po to, żeby przestał poruszać" – Powtórka spójnika „żeby".
tu pierdolony moskalu!" – Powinno być „ty".

Rozdział IX
„Sasza otrząsnął się, jakby odganiając zmęczenie (...) odpowiedział mu niewyraźnie Mads, jakby trochę zdziwiony" – Powtórzenie „jakby".
„Ale mi potrzebne. Weź, daj." – Przecinek po „weź".
Jakby wcale nie był niezdrowo wycofany, tylko jakby po prostu lubił przytulać się do Saszy (...) Marcelina wstała chwiejnie. Jakby chcąc pewnie oprzeć się o stół" – Trzy razy użyłaś spójnika „jakby". To pierwsze powtórzenie w jednym zdaniu można uznać za zamierzone, lecz biorąc pod uwagę drugi przypadek, zmienia się sytuacja.
„Zaciągnął się głęboko, spalając szluga to reszty." – Nie „to", tylko „do reszty".
„Sasza zagryzł wargę, jakby się zastanawiał, co powiedzieć." – Brak przecinka przed „co".
„Jego reakcję pamiętałem już przedtem. Tego,
co było wcześniej, nie." -– Znów nie postawiłaś przecinka przed „co". Natomiast przed „nie" również powinien się on znaleźć. A wciśnięty enter w środku zdania jest jak najbardziej zbędny.
„Spała dalej, także kiedy dźgnął ją grzebieniem w plecy, a kiedy nachylił się nad nią" – Powtórzyłaś słowo „kiedy" i nie wstawiłaś przecinka po „dalej".
„przeniesienie śpiącej Marceliny okazało się być zadaniem prawdziwie bojowym. Chociaż była chuda i niezbyt wysoka, teraz stała się ciężka jak kamień, a wepchnięcie jej nóg za drabinkę okazało się wymagać niezłej gimnastyki." – Dwukrotnie użyłaś „okazało się". Niepotrzebnie w pierwszym zdaniu dodałaś słowo „być" – bez niego brzmi lepiej, a nawet jeśli, to musiałabym wskazać powtórzenie tego czasownika w następnym wypowiedzeniu.


Widać, że masz dobry, oryginalny pomysł, co do tego nie ma wątpliwości. Mało tego, czytając Twoje opowiadanie, odnosiłam wrażenie, że masz już dokładnie zaplanowany przebieg wydarzeń, nie piszesz spontanicznie jak to większość blogowiczów, lecz gdzieś tam w swojej szufladzie trzymasz gotowe, wcześniej zapisane i sprawdzone kartki z tekstem. Doceniam to.

Treść jest bardzo ciekawa, wciąż pojawiają się jakieś momenty niepewności i napięcia. Nie kryję, że opowiadanie mnie wciągnęło i czytanie go sprawiało mi przyjemność. Owszem, nie wszystko jeszcze było dla mnie zrozumiałe, na przykład sprawy z Nataszą Iwanowną i panią Tkaczenko, o których kilkakrotnie znalazły się wzmianki w utworze, ale uznaję, że po prostu zostawiasz to zadanie wtajemniczenia na późniejsze rozdziały.

Świat, który poznaje czytelnik to nie tylko (w pewnym sensie) piekło, a również bagniste miejsce, gdzie nie warto ufać nikomu obcemu. Kryje ono wiele tajemnic i niespodzianek (w większości przykrych, bardzo rzadko dobrych). Dużo się dowiadujemy o wyspie, gdzie przez pomyłkę trafili główni bohaterowie. Przede wszystkim to, że „zarządzana" jest przez żołdaków sędziego. Mieszkańcy boją się ich i żyją w ciągłym niepokoju, co wydarzy się jutro. A przynajmniej ja to tak odebrałam. Fakt faktem, że dość wyraźnie zarysowałaś obraz tego miejsca i czytelnik może wyobrazić sobie jego okropność i dramatyczność. I samopoczucie, jakie wywołuje u ludzi go zamieszkujących.

Opisy miejsca niezbyt często się pojawiały, a jeśli już, to w bardzo małych ilościach. Nie mam o to wielkiego żalu do Ciebie, bo wiem, ile kłopotów one sprawiają, choć wydaje się inaczej. Zresztą istnieje wiele szanowanych autorów, którzy nie przywiązują tak ogromnej wagi do opisów jakichś pomieszczeń, miast czy budynków, ponieważ każdy ma inny styl pisania i jedni ograniczają się do skromnych, lecz wystarczających, a inni poszczycą się tak barwnymi jak tęcza (takie spontaniczne porównanie). Poza tym czytając „Zapach luizytu", nie odczułam takiego braku czy potrzeby uzupełnienia tego opowiadania. Nie zrozum mnie źle, jestem jak najbardziej za tym, by przywiązywać większą wagę do opisów, ale w przeciwieństwie do innych blogów, które praktycznie w całości są jednym wielkim dialogiem, Twój reprezentował jakiś poziom i z początku nawet nie dostrzegłam żadnego braku. Dopiero gdy raz jeszcze i uważniej przejrzałam wszystkie części opowiadania. Lecz jako oceniająca muszę patrzeć na tę sprawę obiektywnie, a co za tym idzie słusznie ocenić.

Z zapisywaniem dialogów nie zauważyłam żadnych problemów. Dobrze dostosowujesz wypowiedzi do charakterów postaci i sytuacji, w jakich się znajdują. I to chyba tyle. Nic dodać, nic ująć.

Przechodząc do tematu bohaterów – bardzo wyraźnie ukazałaś ich cechy osobowości, sposoby myślenia, poglądy na świat, a także charakterystyczne metody wypowiadania się. No właśnie. Niektóre teksty Marceliny szczerze mnie bawiły. Co za dziewczyna! Ona brała jakieś praktyki w obelgach i nieprzyzwoitych wyrazach? Bo muszę przyznać, że zasób słownictwa to ona ma! Klęła gorzej niż ci dwaj chłopcy. Już po pierwszym spotkaniu z Madsem w lochu pokazała, że nie jest typem osoby łatwo podatnej na męskie względy i słodkie oczka. Oj, nie. Wręcz przeciwnie. Od razu ujawniła, iż jest osobą upartą, nie poddaje się nawet w dość krytycznej sytuacji. Cały czas obmyślała strategię, która pozwoliłaby im się wydostać z „więzienia", jeśli można to tak nazwać. W sumie to polubiłam tę dziewczynę. Wie, czego chce i robi wszystko, by osiągnąć cel. Nie jest również zależna od innych, a na odwrót – sama sobie świetnie daje radę. Przecież nie czekała z rozłożonymi rękoma jak jakaś księżniczka, aż Mads coś wymyśli albo sam ich uratuje. Szukała każdego możliwego rozwiązania i tak kombinowała, że wreszcie na coś wpadła i okazało się to świetnym pomysłem. Nawet podczas ich wyprawy szła wyznaczonym tempem, ani przez chwilę nie narzekała, choć jej nogi plątały się i uginały ze zmęczenia i wyczerpania.

Aleksander Tkaczenko to w sumie ciekawy chłopak. Mimo swoich wad i jego irytujących zachowań w pewnych sytuacjach, to ma coś w sobie, co mnie intryguje. Nosi wiele warstw, które stopniowo się odkrywają. Na co dzień usiłuje grać cwaniaka i twardziela, lecz w rzeczywistości to bardzo delikatny nastolatek, którego łatwo złamać, jeśli się uderzy w jego czuły punkt. Bez wątpienia pod tymi wszystkimi warstwami kryje się jego prawdziwe, wrażliwe wnętrze.

Zadziwiła mnie jego lekkomyślność i naiwność, kiedy doszło do spotkania z Babą Jagą, o czym już pisałam. Niemal od razu zgodził się jej pomóc, choć sam wystrój jej mieszkania nie należał do najprzyjemniejszych. Chyba że ktoś lubi wieszać sobie martwe zwierzęta dla ozdoby w pokoju gościnnym. Nie wiem, czy wykazał się wtedy bardziej jako chętny i skory do spełnienia dobrego uczynku, czy też jako nierozsądny i łatwowierny nastolatek.

Absolutnie zaskoczyła mnie ujawniona różnica wieku między Saszą a Madsem. Przez cały czas wydawało mi się, że to Mads jest starszy, nie na odwrót. Poza tym wykazuje się dojrzalszym zachowaniem i postępowaniem. Być może to wynik trudnych przeżyć, które miał za sobą. Na pewno strata swojej biologicznej rodziny nie należy do przyjemności.

Ale mimo że podchodzi do spraw z logiką i jest bardziej okrzesany, to wydaje mi się mniej interesującym chłopakiem od Aleksandra. Jak na mój gust – trochę za poważny. Nie ma w sobie żadnego szaleństwa, które przecież często objawia się w wieku nastoletnim. Może po prostu czuje się tak odpowiedzialny za Saszkę, że ten ciężar zmienił jego osobowość i zaczął szybciej dorastać psychicznie.

Odniosłam wrażenie, że Saszy spodobała się Marcysia i coraz trudniej ukrywał tę sympatię do niej. W sumie to nie potrafię ich sobie wyobrazić razem. Ich sposoby zwracania się do siebie nawzajem bardziej przemawiają za pozostaniem kumplami, którzy lubią sobie dokuczać niż za zaangażowaniem się w poważny związek. Z drugiej strony jednak odpowiada mi to połączenie. Nie wiem... Może gdybyś trochę inaczej przedstawiła ich stosunek, byłoby łatwiej ich dopasować do siebie, a tak...

W opowiadaniu znalazły się jeszcze wzmianki o innych postaciach, o których za wiele nie dowiedziałam się. W prologu pojawiła się niejaka Lucy Morgan, rozmawiająca z Madsem i nakłaniająca go do wyjawienia swojej przeszłości. Potem doszli Marx i jego ludzie, Natasza Iwanowna oraz Baba Jaga. Są to bohaterowie na razie okryci tajemnicą, bliżej nieznani czytelnikowi. Wciąż nie dowiedziałam się o nich zbyt wiele, dlatego mam do Ciebie trochę o to żal. Za mało informacji, nawet jeśli należą oni tylko do bohaterów epizodycznych.

A teraz poprawność. Popełniasz w zasadzie mało pomyłek jak na standardy blogowiczów. Najwięcej zrobiłaś błędów językowych (powtórzeń) i interpunkcyjnych. Ale takie „byczki" mogą się każdemu pisarzowi zdarzyć, więc po prostu wystarczy, że przywiążesz do nich więcej uwagi. I będzie dobrze. Natomiast sprawa akapitów jest już sprawą wyższej wagi. To podstawa każdego opowiadania, nie sposób ich tak po prostu zaniedbać. Dlatego proszę Cię, byś na przyszłość o nich pamiętała.
65/70


Dodatkowe punkty: Uważam, że należy się Tobie choć punkt za oryginalność i wciągającą akcję.
1/2


Podsumowanie:
Pod względem oryginalności Twoje opowiadanie spełnia wszystkie oczekiwania. Ale pojawiły się pewne błędy i potknięcia w treści. Dostrzegłam nawet, że w niektórych rozdziałach popełniałaś wyjątkowo dużo pomyłek. Domyśliłam się, że po prostu chyba nie sprawdziłaś ich przed opublikowaniem, jak to robiłaś z innymi. Sądzę, że na ogół stosujesz tę zasadę, ale na wszelki wypadek napiszę o niej. Zanim dodasz gotowy tekst, skontroluj go. W ten sposób unikniesz takich błędów jak literówki, powtórzenia, złe przecinki i tak dalej.

To chyba wszystko. Piszesz dobrze, a Twoja powieść zdobyła 74 punkty na 82 możliwe. Daje to ocenę bardzo dobrą.

Życzę Ci jak najwięcej chęci oraz dalszego rozwijania swojego talentu pisarskiego.

4 komentarze:

  1. Używasz nieprawidłowych cudzysłowów i dywizów w charakterze myślników, co jest błędem.

    to nie musisz po raz drugi tego powtarzać.
    Sama niepotrzebnie powtórzyłaś, bo powtarzać to właśnie robić coś po raz drugi/kolejny.

    Na pierwszy rzut oka widać, że gospodarz jest specem od szalonych naukowców.
    Czo? Gospodarz tej chaty? Nie chodziło przypadkiem o szalone eksperymenty naukowe? ;)

    "Zdjął plecak i wygrzebał z niego jedną z ostatnich konserw, a potem pokazał ją kopcącemu smrodliwą fajkę facetowi." - Zła odmiana rzeczownika "fajka". Powinno być "kopcącemu smrodliwą fajką".
    Było dobrze.

    "Podsadzisz mnie, czy chcesz tu zostać?" - Niepotrzebny przecinek przed "czy".
    Potrzebny, bo są dwa czasowniki. http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-czy

    Sasza znów pokazał, że nie jest tak odważny jak jego przybrany, młodszy brat
    brat.

    Przecinek przed jak. http://sjp.pwn.pl/zasady/Porownania-paralelne-o-konstrukcji-i-tak-i-i-jak-i-i-rownie-i-i-jak-i-i-taki-i-i-jaki-i-i-tyle-i-i-co-i;629799.html

    Po wydostaniu go z błota zachowywał się zupełnie niczym przerażone dziecko.
    Albo (...) zachowywał się niczym przerażone dziecko., albo (...) zachowywał się zupełnie jak przerażone dziecko.

    Znów niepostawiłaś przecinka
    Nie postawiłaś.

    czytając Twoje opowiadanie odnosiłam wrażenie
    Przecinek przed odnosiłam.

    Chyba, że ktoś lubi wieszać sobie martwe zwierzęta dla ozdoby w pokoju gościnnym.
    Bez przecinka. http://sjp.pwn.pl/zasady/Polaczenia-partykul-spojnikow-przyslowkow-ze-spojnikami;629776.html

    Nie ma w sobie żadnego szaleństwa, który przecież często objawia się w wieku nastoletnim.
    Które.

    nakłaniająca go na wyjawienie swojej przeszłości.
    (...) nakłaniająca go do wyjawienia (...).

    Domyśliłam się, że po prostu chyba nie sprawdziłaś ich przed opublikowaniem jak to robiłaś z innymi.
    Przecinek przed jak.

    wypatruj jakieś wcześniejsze niedopatrzenia.
    (...) jakichś wcześniejszych niedopatrzeń. // Wypatrywanie niedopatrzeń to chyba pleonazm. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!

    "Nie mam pojęcia, o co chodziło w zamieszkach między Nataszą Iwanowną a żołdakami sędziego, ale przypuszczam, że nie było to miłe wydarzenie."
    "Zamieszki" to coś trochę innego niż "walka".
    Poza tym rzuciło mi się w oczy, że piszesz o ludziach sędziego jako o "gangu", chociaż w tekście przy prawie każdej okazji pojawia się wzmianka, że to żołnierze.

    "Trochę to dziwne. Mads najpierw martwi się, że Sasza zrobi coś głupiego, przez co ich sytuacja się jeszcze bardziej pogorszy, a za moment podpada strażnikowi. To chyba sprzeczne ze sobą, bo w jednej chwili jest odpowiedzialnym za przybranego brata racjonalistą, a w drugiej udowadnia swoją głupotę i lekkomyślność."
    Wiem, że to może wyglądać jak niekonsekwencja, ale chodziło mi raczej o przedstawienie nietypowej reakcji na stresującą sytuację.
    Resztę potknięcie wypisała Shun. Mimo wszystko dzięki za ocenę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, rozumiem. ;D Co do tej reakcji – może rzeczywiście trochę przesadziłam. Ludzie popełniają wiele głupot w swoim zachowaniu, kiedy są pod presją. :)

      Pozdrawiam.

      Usuń

Przeglądaj notki

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.