Oceniająca: sherLock
Oceniany blog: http://opowiesci-zza-szafy.blogspot.com/
Autor: Wiedźma Tailtiu
Wstęp:
W adresie bloga jest jego nazwa, co jest chyba najpraktyczniejszym rozwiązaniem. Po przeczytaniu tytułu myślałam, że będą tu zawarte różne opowiadania, wyciągnięte zza szafy i poprawione na nowo. Okazało się, że w istocie blog zawiera dwa opowiadania, które mają miejsce w tej samej krainie, wykreowanej przez Ciebie – „Upiorny Wędrowiec” i „Opowieść Przewoźnicza”.
W nagłówku, oprócz grafiki, znajduje się też tytuł bloga oraz opis, który jest swego rodzaju przebłyskiem geniuszu, a raczej niezwykłej kreatywności. Co mogę powiedzieć? Kupiłaś mnie tym.
Szablon trzyma się szarych kolorów, rysunki są pełne subtelności i dodają tajemniczy urok. Szkice przedstawiają dwa zwierzęta – lisa i lwa. Mały lisek uśmiecha się niewinnie, zwracając swoją główkę w stronę króla zwierząt, którego tworzą czarne ptaszyska. Naprawdę dobrze to wygląda. Tylko brakuje mi tutaj jakiejś szczypty magii, informującej nas, że są to opowiadania z gatunku fantasy. Chodzi mi o jakiś kolor, który nadałby charakteru i wyróżniał się na szarym tle.
Układ jest prosty, nieskomplikowany i łatwo się w nim porusza (jak już się zapamięta te wszystkie nazwy i ich znaczenia). W „ Drogowskazie” można znaleźć wszystko, czego dusza zapragnie, a nawet więcej.
9,5/10
Treść:
Zacznijmy od błędów, choć naprawdę musiałam się naszukać, by jakiekolwiek znaleźć. Są to wybiórcze rozdziały z „Upiornego Wędrowca”, gdyż tylko tą opowieść przeczytałam. Pomyślałam, że skoro jest najdłuższa i w wykonanie włożyłaś wiele pracy, to pewnie bardziej zależy Ci na jej ocenie.
Rozdział 1
„Posąg Seoy, Matki Ziemi, odprowadzał nas surowym wzrokiem, gdy znikałyśmy za rzeźbioną kolumną niemal całkowicie zasłoniętą splecionymi korzeniami i pnączami okolicznych roślin”. – Przecinek przed „niemal”.
„Tylko pod wodą jej włosy zachowywały się w miarę normalnie, w zwyczajnych warunkach sterczały w śmiesznym czubie na czubku jej głowy dlatego dziewczyna zawsze nosiła je ścięte (...)” – Przecinek przed „dlatego”.
„(...) jeszcze nie zostali zaprzysiężeni do obrony Everlight a już tytułowali się Tancerzami”. – Przecinek przed „a”.
„(...) zapewne mieszkał w niej jakiś król tych zwierzaków… z rzygaczy w kształcie głów drapieżnych kotów spływały strumienie magmy”. – Tutaj nie mam zielonego pojęcia, po co wstawiłaś wielokropek. Lepiej dać kropkę i zacząć nowe zdanie dużą literą.
„Nie było tutaj okien ani drzwi… tylko coś w stylu bardzo atrakcyjnych dziur w ścianach (...)” – Wielokropek jest tu zupełnie niepotrzebny, sam przecinek zamiast niego w zupełności wystarczy.
„Ani razu nie zaszczycił mnie spojrzeniem, ale gdy podest ruszył straciłam równowagę i wczepiłam się palcami w jego nogę by nie spaść”. – Przecinek przed „by” oraz po „ruszył”.
Rozdział 4
„– Zabójcza broń a nie wygląda. – Zachichotała Ta-Hunt odrzucając powyginaną patelnię (...)” – Brak przecinka przed „a”oraz „odrzucając”. Słowo„zachichotała” powinno być napisane małą literą. Za to na końcu zdania nie powinno być kropki.
Gdy przeczytałam to zdanie, nie mogłam powstrzymać śmiechu. Patelnia taką cudowną bronią. Od razu skojarzyłam to z „Zaplątanymi”.
„– Cogito, gdzieś ty się podziewał – pisnęłam (...)” – Na końcu zdania nie ma znaku interpunkcyjnego, w tym przypadku znaku zapytania.
„Trochę mnie to zirytowało, to tej pory wszystko robiłyśmy wspólnie”. – Literówka. Zamiast litery „t” w wyrazie „to”, powinno być „d”. Brak spójnika. Zdanie byłoby czytelniejsze ze spójnikiem „bo” lub „gdyż”.
Rozdział 9
„Zaległa cisza… znowu”. – Jeśli wielokropek kończy jakąś myśl, to następne zdanie pisze się dużą literą.
„Pamiętam… oko… a może nie…” – Nie za bardzo rozumiem, dlaczego tak rozmieściłaś te wielokropki. Chyba lepiej by wyglądało, gdybyś napisała: Pamiętam oko... A może jednak nie?
„(...) typu śmieszny kombinezonik z klapką na siedzeniu, ale tutaj nie znalazłam nic takiego (poza tym nie potrafiłam wyobrazić sobie zbójcy w śmiesznym kombinezoniku z klapką na siedzeniu)” – Powtórzenia. Mogłaś albo napisać „w kombinezonie” (nie powtarzać tej klapki na siedzeniu), albo zastąpić opis tego ubrania np.: Nie mogłam wyobrazić sobie zabójcy w tak śmiesznym stroju.
„Migotliwe światło co chwilę prześlizgiwało się po skórze dłoni, sprawiając, że ciemne piętno stawało się raz sino-błękitne a raz prawie czarne”. – Brak przecinka przed „a”.
Rzadko zdarza Ci się popełnić jakiś błąd, a jak już takowy zrobisz, to jest to literówka albo coś z interpunkcji. Na szczęście ortografia jest Ci znana i nie masz z nią najmniejszych problemów. Bardzo często używasz wielokropków, które czasami w ogóle nie pasują. Z uporem maniaka nowe zdanie zaczynasz małą literą. Chodzi mi tutaj o zadania, które kończysz wymienionym powyżej magicznym znakiem interpunkcyjnym, np.: „Nie było tutaj okien ani drzwi… tylko coś w stylu bardzo atrakcyjnych dziur w ścianach (...)”
7.5/10
Główną bohaterką „Upiornego Wędrowca” jest Vaylean – elfka o rudej czuprynie. Jedyny problem z Vay jest taki, że jest nijaka. Nie ma ani ostrego, zadziornego charakteru, ani nic charakterystycznego, co wyróżniałoby ją na tle innych postaci. Nie jest jednak nudna, jest rozsądną dziewczyną, której los nie rozpieszcza. Zazwyczaj zachowuje zimną krew i nie trzęsie portkami ze strachu jak mała dziewczynka, jak to jest w większości opowiadań, a nawet książek. Jest chyba jedyną postacią w „Upiornym Wędrowcu”, którą szczerze polubiłam. To nie żadna fascynacja, ale nie denerwowała mnie, jak to lubią robić główne bohaterki.
Mimo tego, że opowieść ta jest z gatunku fantasy, możemy natknąć się na rzeczy oryginalne i kreatywne, co w takim tradycyjnym fantasy jest rzadko spotykane. Autorów ceni się za pomysłowość, bo im więcej nowych opowiadań, tym trudniej wymyślić coś, co odstaje od reszty, w pozytywnym znaczeniu.
Były i ożywione trupy, i ci źli, i walki, ogólnie wszystko, co charakteryzuje dobrą fantastykę. Nie zabrakło Twoich własnych pomysłów. Podobał mi się pomysł z Suzerenem i jego połączeniem z Sercem. Nie powiem, na pewien sposób jest to intrygujące, jak przyzywa Marbasa, a on nie potrafi się mu przeciwstawić. Jest jak czarny mag, który zatruwa umysły i podsyła nieprawdziwe wizje.
Teraz wypadałoby wytknąć te wątki, które nie przypadły mi do gustu. Na pierwszy ogień idzie Volontaire. Nie miałabym nic przeciwko niemu, gdyby nie to, że za często pojawiały się momenty... Hmm... Jakby to nazwać... Chyba można powiedzieć, że molestowania Vay. Inaczej nazwać tego nie mogę. Jest zabawnie, gdy od czasu do czasu powie coś sprośnego lub zdenerwuje Vay, ale niektóre fragmenty... Po prostu posuwał się za daleko. I nie miałabym nic przeciwko, w końcu takiego go wykreowałaś, ale najbardziej zachodzące pod skórę było zachowanie głównej bohaterki. Cały czas piszczała, że nie podoba jej się, jak kładzie swoje ręce nie tam, gdzie powinien, a nie odtrącała go. To znaczy niby mówiła, że nie chce i żeby zabierał te łapy, ale miałam dziwne wrażenie, że na pewien sposób podoba się jej to. Jeśli tak, to mogłaby nie grać idiotki i takiej niedostępnej. Naprawdę czasami fragmenty z tymi postaciami były śmieszne i ciekawe, ale czasami po prostu za dużo tego było. Miałam wrażenie, ze odbiegasz od głównych tematów, żeby tylko jakoś zaaranżować kolejne spotkanie Vay z Volontairem.
Minusem w Twoim opowiadaniu jest też to, że na początku działo się wiele tajemniczych rzeczy, a potem czytelnik dostaje nic nieznaczące wydarzenia. Omijamy główne wydarzenia szerokim łukiem. Na przykład poczytałabym więcej o Marbasie. Strasznie mało go było, a gdyby się pojawił, to z pewności wprowadziłby do opowiadania trochę akcji. Może udałoby się go uratować? A może wręcz przeciwnie?
Kolejna rzeczą jest tocząca się pomiędzy ludźmi a elfami wojna. Niby ta wojna trwała, ale czytając „Wędrowca", często zapominałam, że w ogóle wybuchła. Czasami pojawiały się wieści z frontu, ale niezbyt dokładne. Brakowało mi też paniki. Trwa wojna, a ludzi mało co ona obchodzi. Żyją swoim życiem, nie plotkują, normalnie nie jak ludzie, tylko ożywione trupy. Niektórzy przenoszą się, bo armia elfów przemieszcza się, a potrzebują jedzenia. Wszyscy wiemy, jak w średniowieczu armie zdobywały posiłek dla żołnierzy.
Rzadko kiedy pojawiała się wzmianka o tytułowym Wędrowcu. Z tego co pamiętam, to każdy bał się o nim wspominać, więc był okryty mgłą tajemnic. Gdy ktoś o nim wspominał, w mojej głowie pojawiała się ciemna postać okryta długim płaszczem, która czaiła się w nocy... Jestem ciekawa, jak pociągniesz ten wątek i kim tak naprawdę jest Upiorny Wędrowiec.
Po krytyce czas na pochwały. Duży plus i czekolada należą się za postać Ta-Hunt. Była wojowniczką. Twarda, przystosowana do niewygód. Była też zadziorna i nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Spodobała mi się. Jako jedyna patrzyła na Volontaire'a spod przymrużonych oczu i mu nie ufała. Była odmieńcem, mieszańcem i to ją zahartowało.
Twój styl pisania jest prosty i przystępny dla przeciętnego zjadacza chleba. Fajnie, że zdarza Ci się użyć archaizmów, które wprowadzają nas bardziej w klimat Twojego opowiadania. Świat przez Ciebie wykreowany z jednej strony przypomina średniowiecze, a z drugiej jest to coś zupełnie odmiennego. Nie powiem, spodobał mi się i w pewnym sensie urzekł. Wciąga niczym wir i nie chce wypuścić ze swoich szponów.
I to by było na tyle moich uwag. Nie nazbierało się tego dużo, bo spodobało mi się to, co napisałaś. Na pewno będę śledzić dalsze przygody Vay i Ta-Hunt.
55/60
Podsumowanie:
„Upiorny Wędrowiec” zdobył 72 punkty na 82 możliwe, co daje ocenę bardzo dobrą. Idealnie się załapałaś. Co do rad... Hmm... Mogłabyś wrzucać od czasu do czasu walki na miecze. To by nadało charakter, w końcu to opowiadanie fantasy i dobre walki nie zaszkodzą. Ogólnie jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Im dalej w las, tym lepiej.
„Na pierwszy ogień idzie Volontaire. Nie miałabym nic przeciwko niemu, gdyby nie to, że za często pojawiały się momenty... Hmm... Jakby to nazwać... Chyba można powiedzieć, że molestowania Vay. Inaczej nazwać tego nie mogę. Jest zabawnie, gdy od czasu do czasu powie coś sprośnego lub zdenerwuje Vay, ale niektóre fragmenty... Po prostu posuwał się za daleko. I nie miałabym nic przeciwko, w końcu takiego go wykreowałaś, ale najbardziej zachodzące pod skórę było zachowanie głównej bohaterki. Cały czas piszczała, że nie podoba jej się, jak kładzie swoje ręce nie tam, gdzie powinien, a nie odtrącała go. To znaczy niby mówiła, że nie chce i żeby zabierał te łapy, ale miałam dziwne wrażenie, że na pewien sposób podoba się jej to. Jeśli tak, to mogłaby nie grać idiotki i takiej niedostępnej.”
OdpowiedzUsuńJeżeli według Ciebie zabawne jest sprowadzanie bohaterki do roli obiektu seksualnego, molestowanie jej i czynienie niestosownych uwag, to… nie rozumiem tego fenomenu prawie jak korwinistek.
Druga część jeszcze gorsza – koleś dotyka ją tam, gdzie nie powinien, dziewczyna próbuje się bronić, ale prawdopodobnie jest pod presją i wpływem gwałtownych, nieprzyjemnych emocji, a Ty sugerujesz, że jest idiotką, która gra niedostępną? Czy ty w ogóle masz jakiekolwiek pojęcie na temat zjawiska molestowania (przede wszystkim seksualnego) oraz psychiki człowieka?
Żeby zrozumieć to "molestowanie" trzeba by przeczytać samą opowieść, w której to nie tak łatwo stwierdzić, czy do gwałtu faktycznie doszło (bo i zwykle kończyło się na pocałunku, acz niespodziewanie i pod skradzionym wbrew woli drugiej osoby), czy nie i na ile Vay była pod presją. Ja jestem zdania że Volontaire to zboczenie, który korzysta z sytuacji, ale ma jakieś swoje granice ... Przynajmniej w przypadku tej jednej postaci i z tym przeświadczeniem dziewczyna próbuje go naprostować (świadoma, że niekiedy jest na niego skazana) i beszta, kiedy on zachowuje się źle, ale (co do grania niedostępnej idiotki) zwykle nie spodziewa się "ataku" i to udawane nie jest.
UsuńMuszę przyznać, że mimo wszystko przynajmniej raz sama się wkopała i postąpiła nielogicznie. Początkowo myślałam, że on jej się podoba, ale ona się do tego przed sobą nie przyznaje, bo ma za dużo szacunku do samej sobie, by się z kimś takim "wiązać" choćby i na jedną noc. Tak więc może i nieco gra niedostępną, a po co? Po to by nie stracić cnoty z pierwszym lepszym, chociażby. Jak dla mnie mocny argument.
Oczywiście to tylko domysły fanki opowiadania.
Poza tym ocena jest w porządku ;-), Rozumiem, że nie chodziło Ci o to że "zabawne jest sprowadzanie bohaterki do roli obiektu seksualnego, molestowanie jej i czynienie niestosownych uwag," Tylko że bywa zabawny, kiedy akuratnie droczy się z otoczeniem, kłóci z Ta Hunt itp. Niemniej trochę to tak musiało zabrzmieć...
Chodziło mi o to, że Vay niby się to nie podoba, ale tak jakby sama wywołuje te sytuacje, tak jak napisała Bursztyniara. Nie chodziło mi o gwałt – broń Boże – ale o to, że ją dotykał, kiedy brała kąpiel w jeziorze :D
OdpowiedzUsuńLeano chyba trochę źle odebrałaś moją wypowiedź na te temat. Nie bawią mnie takie sytuacje, ale niektóre dialogi są zabawne. Jakbyś zauważyła to te sytuacje wymieniłam jako minus, wadę.
Mam nadzieję, że gdy przeczytasz bloga Wiedźmy, to zorientujesz się bardziej w sytuacji i nie będzie żadnych niedomówień :) Możliwe, że "ubrałam" to w zbyt mocne słowa.
Nie chce mi się wchodzić w głębszą dyskusję na ten temat, opowiadania nie czytałam w całości, ale pofatygowałam się odszukać sceny z Volontaire, więc nie biorę swoich przekonań z powietrza, jak sugerujesz. W każdym razie na przyszłość radzę unikać takich niejednoznacznych stwierdzeń, ponieważ poruszasz temat drażliwy społecznie. Możliwie, że odebrałam tekst zupełnie inaczej niż Ty czy Bursztyniara, ale nie uważam, że to oznacza, że zinterpretowałam go błędnie. W dzisiejszych czasach gwałt/molestowanie seksualne często przedstawiane jest jako coś, do czego prowokuje kobieta, to bardzo krzywdzące przekonanie i czuję się zobowiązana zwracać uwagę na takie przejawy seksizmu, nawet jeśli rzekomo była to pomyłka w wysłowieniu. ;)
UsuńWitam i dziękuję za ocenę. :)
OdpowiedzUsuńNa początek chwała Ci, gdyż nie pomyliłaś lwa ze smokiem, co już się niektórym zdarzało.
Pierwsze rozdziały pisałam cztery lata temu (albo nawet dalej, bo „Zaplątani” wtedy byli w kinach) i, fakt, miałam wówczas tendencję do sypania wielokropkami tu i tam, o, i tam też! Teraz już chyba z tego wyrosłam, niestety przecinki nadal stanowią dla mnie pewien (duży) problem. Przecinki i nieświadoma zamiana głosek dźwięcznych na bezdźwięczne, gdybym miała na to papiery mogłabym się jakoś wykręcać, ale prawdą jest, że to moje roztrzepanie.
Śmieszny kombinezonik to powtórzenie celowe . ;)
Noo, z tym Suzerenem to bym się tak nie zapędzała, wystarczy zagrać w serię Overlord i się okazuje, że pomysł nie jest tak oryginalny jak bym tego chciała.
Teraz kwestie bohaterów.
Volontaire jest porąbany. Z całą pewnością kiedyś był normalny, ale na skutek wielu urazów psychicznych, tortur i innych traumatycznych doświadczeń stał się tym, kim jest teraz. I w pewnym sensie zatarła mu się granica pomiędzy tym co dobre a złe. Tacy ludzie doskonale wyczuwają na co mogą i na co nie mogą sobie pozwolić.
Vay i Ta-Hunt może wychowywały się razem, ale wpajano im odmienne wartości. Vay, jako przyszły druid, była uczona, że nikomu nie wolno robić krzywdy. Absolutnie i pod żadnym pozorem. Nauka szermierki była czymś w rodzaju hobby, bo wiadomo, druida – tu uzdrowiciela i osobę od sadzenia kwiatków – wsadza się do lazaretu i trzyma daleko od pola walki. Ta-Hunt miała być wojowniczką – robić krzywdę ludziom, albo komu innemu kogo król akurat pokaże palcem.
Vay w żadnym wypadku nie prowokuje zdarzeń, po prostu przemoc i agresja są dla niej czymś nowym, z czym sama nie potrafi sobie poradzić. Volontaire doskonale to wyczuwa, a że ona jest elfką, tudzież osobnikiem rasy, z którą nigdy wcześniej się nie zetknął, po prostu go ciekawi. Ta chora fascynacja mija w późniejszych rozdziałach. :)
Wątek Marbasa już się rozwiązał. Teraz pracuje i spełnia się zawodowo.
Wędrowiec to deus ex machina, który pojawi się i zniszczy świat, więc mało się o nim mówi. Tak na wszelki wypadek.
Prawda, strzelenie wątku wojny było dość nieprzemyślane, ale wtedy myślałam według zasady: fantasy = wojna, śmierć króla, znowu wojna. Później zdałam sobie sprawę, że wojna wcale taka fajna nie jest i mogłam wybrać coś innego. W tym przypadku, można tłumaczyć, że prosty lud wierzy w mityczną siłę regularnych i zaciężnych oddziałów króla a także w V’al Keen, którzy w końcu nie mieli sobie równych na polu walki. Ta propaganda taka skuteczna, wow.
Wszystko fajnie, tylko że tam nigdzie nie ma średniowiecza. Renesans jest najbliżej – tu także używa się broni białej. Datowanie przeliczamy mniej więcej na XVII wiek.
U, dzięki za czekoladę.
W sumie masz rację, mogłabym wrzucać walki na miecze, ale to kwestia opisu. Czytałam książki facetów, którzy wyobrażali sobie jak to ma wyglądać i facetów, którzy wiedzieli jak to powinno wyglądać i różnica pomiędzy tymi opisami przypomina wielką przepaść, więc musiałabym się ostro dokształcić, ale wezmę tę radę pod uwagę.
Ciesze się, że Ci się podoba. Wiesz to moja pierwsza ocena i trochę się stresowałam, jak to przyjmiesz :D Na szczęście odbyło się bez bicia xD Co do walki na miecze, to dla mnie każde dobre fantasy powinno zawierać walki. Nie muszą być to szermierskie pojedynki, ale po prostu ktoś z kimś musi walczyć. I to było w "Wędrowcu" :) Pamiętam była chyba jakaś walka pomiędzy Vay i Ta-Hunt i nie była ona zła, więc nie masz podstaw do obaw, że coś Ci nie wyjdzie.
OdpowiedzUsuńJednak nie średniowiecze? Hmm... Ale i tak mi się podoba :D
Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą coraz lepsze.
"Chodziło mi o to, że Vay niby się to nie podoba, ale tak jakby sama wywołuje te sytuacje, tak jak napisała Bursztyniara." - nie powiedziałam że ona je prowokuje, tylko jest nimi zaskoczona, a sprowokowała tylko raz, jakoś tak na początku jak jakieś typki nie były przekonani, że ona nie chce z nimi iść czy coś takiego... Ta jedna sytuacja była dziwna o_O. Wcale jednak nie twierdze, że ona lubi być gwałcona.
OdpowiedzUsuńHm, myślę, że dłuższe rozprawianie o tym nie ma sensu. SherLock już wyjaśniła wyczerpująco temat, że wcale nie chodziło jej o gwałt czy coś w tym stylu (w ocenie przecież sama napisała takie coś: "(...) pojawiały się momenty... Hmm... Jakby to nazwać... Chyba można powiedzieć, że molestowania Vay. Inaczej nazwać tego nie mogę", a więc z kontekstu wynika, że nie nazwałaby tego ot tak gwałceniem, gdyby było przeciwnie, to by się nie zastanawiała nad odpowiednim określeniem). I sherLock nigdzie nie wspomniała o tym, że bohaterka lubi być napastowana przez chłopaka (albo jestem ślepa), ale że sama prowokuje pewne sytuacje, być może nawet podświadomie. ;)
UsuńAutorka już wszystko zresztą wytłumaczyła, sherLock (jak już mówiłam) również.
Em... Nie sugeruje ślepoty, ale gdyby nie to jedno zdanie to Leaena nie zaczęłaby dyskusji w której ja się wypowiedziałam i najwyraźniej zostałam nie do końca zrozumiana... Także ja już nic nie mówię. Nie było tematu. ;-)
Usuń„ Drogowskazie”można
OdpowiedzUsuńZbędna spacja po otwarciu cudzysłowu, za to brakuje jednej przed można.
„Posąg Seoy, Matki Ziemi, odprowadzał nas surowym wzrokiem, gdy znikałyśmy za rzeźbioną kolumną niemal całkowicie zasłoniętą splecionymi korzeniami i pnączami okolicznych roślin.” – Przecinek przed „niemal”.
Opcjonalny. // Niepoprawnie cytujesz. Kropka powinna stać po znaku zamknięcia cudzysłowu, nie przed nim, nawet jeśli należy do cytowanego zdania.
http://sjp.pwn.pl/zasady/;629880
http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-kropka-b-po-cudzyslowie;11581.html
„Tylko pod wodą jej włosy zachowywały się w miarę normalnie, w zwyczajnych warunkach sterczały w śmiesznym czubie na czubku jej głowy dlatego dziewczyna zawsze nosiła je ścięte (...)” – Przecinek przed „dlatego”.
Powtórzenie.
Lepiej dać kropkę i zacząć nowe zdanie dużą literą..
Kropka ci się rozmnożyła.
„a”oraz
Słowo„zachichotała”
Brak spacji.
„Zaległa cisza… znowu.” – Jeśli wielokropek kończy jakąś myśl, to następne zdanie pisze się dużą literą.
Nie jest konieczna.
– \ Powtórzenia.
Zbędny ukośnik wsteczny.
Bardzo często używasz wielokropków, które czasami w ogóle nie pasują. Z uporem maniaka nowe zdanie zaczynasz małą literą. Chodzi mi tutaj o zadania, które kończysz wymienionym powyżej magicznym znakiem interpunkcyjnym, np.: „Nie było tutaj okien ani drzwi… tylko coś w stylu bardzo atrakcyjnych dziur w ścianach (...)”
A z jakiej racji w tym zdaniu po wielokropku powinna stać wielka litera?
elfka o rudowłosej czuprynie.
Wyszło masło maślane, bo skoro czupryna, to wiadomo, że nie z liści, tylko z włosów. ;) (Rudej czuprynie.)
nie trzęsie portek ze strachu
Portkami.
ale czytając „Wędrowca" często zapominałam
Brakuje oddzielającego imiesłów przecinka przed często.
normalnie nie jak ludzie tylko ożywione trupy.
Przecinek przed tylko.
Wszyscy wiemy jak w średniowieczu armie zdobywały posiłek dla żołnierzy.
Przecinek przed jak. // Ależ oczywiście, że tylko w jeden jedyny sposób. Btw, w średniowieczu żyły elfy? ;)
Jestem ciekawa jak pociągniesz ten wątek
Przecinek przed jak.
Była też zadziorna i nie dawała sobie w kasze dmuchać.
A że wojownik musi mieć dużo siły, jadła kilka porcji kaszy na raz. (Kaszę.)