137# Ocena bloga ostatnia-rodu-black

Oceniająca: Drosera Sundew
Oceniany blog: ostatnia-rodu-black
Autor: Luniaczek



Wstęp:
Nagłówek pozostawia trochę do życzenia, ale szablon ogólnie jest estetyczny i zachowany w przyjaznej oczom kolorystyce, więc niespecjalnie mogę się czepiać. Problemem jest to, że pomysł z czarnymi linkami na tym tle był zupełnie nietrafiony. W zakładce z bohaterami wszystko wygląda schludnie i trzyma się jednego stylu, w dodatku nie przesadziłaś i nie zaśmiecałaś każdego centymetra niepotrzebnymi zdjęciami postaci pobocznych – jest ok., chociaż samo istnienie tej podstrony uważam za bezcelowe. Wszystkie rzeczy, które tam wypisałaś, powinny znaleźć się w fanfiku, ale zobaczymy, jak z tym będzie. Justujesz tekst i wstawiasz akapity, więc jest też przejrzyście – świetnie.
8/10

Treść:
Prolog
Skoro znasz zasady zapisywania dialogów, czemu wciąż używasz do tego niepoprawnych dywizów?
„Wysoki, pogodny, lecz stary czarodziej szedł dość samotną aleją, najwyraźniej mając jakiś cel.” – co rozumiesz przez „samotną aleję”? Samotny to nie to samo, co – przykładowo – opustoszały.
„Był uważany za największego czarodzieja na świecie.” – największego wzrostowo? Myślę, że chodziło o najpotężniejszego, co?
„Cienkie dłonie oparła o łóżko i spojrzała na niego szarymi oczami, bardzo podobnymi do pewnego człowieka...” – oczy były podobne do pewnego człowieka, czy może do oczu pewnego człowieka, hm?

Rozdział pierwszy
„Przejechała otwartą dłonią po twarzy i wstała, zrzucając kołdrę na podłogę. Doczołgała się do prawie pustej szafy, by wyjąć z niej jeansy i czarną bluzkę. Szybko włożyła owe odzienie, wcześniej biorąc ekspresowy prysznic.” – jak czołgała się w pozycji stojącej (bo chyba nie wstawałaby bezcelowo, żeby zaraz potem paść na klęczki)? I skąd nagle to pełne patosu określenie „owe odzienie”? Przecież to tu pasuje jak pięść do nosa.
„Nie zagłębiając się już myślami w tą sprawę, poszła zganić jakieś nieposłuszne dziecko.” – „tę sprawę”.
„Przywitał ciemnowłosą ciepłym uśmiechem na ustach.” – jeju, no naprawdę. Doskonale znamy imię i nazwisko Trillian, wiemy też, jak wygląda, więc nie musisz nam tego przypominać co pięć minut. Jeżeli szukałaś jakiegoś synonimu (nie wiem, czemu miałabyś go szukać, no ale), określanie doskonale znanych narratorowi i czytelnikowi postaci po kolorze włosów czy oczu jest ograne i wskazuje na nieporadność autora w wyznaczaniu podmiotu.
 „Wątpiła, czy sakiewka pełna galeonów, którą miała w magicznie powiększonej przez Dumbledore'a torbie była rzeczywiście jej, jak to mówił Albus, ale nie narzekała.” – przecinek przed „była”, bo musisz zamknąć wtrącenie. W każdym razie – dlaczego miałaby wątpić, że ta sakiewka z pieniędzmi należała do niej? Nie dość, że pochodziła z rodu Blacków, więc albo ktoś na pewno jej coś zapisał, albo jej opiekun (ewentualnie Dumbledore) miałby dostęp do tych środków, to przecież jeszcze w Hogwarcie były specjalne fundusze dla uczniów z problemami finansowymi.
W tym momencie problemem jest fakt, że nigdzie w tekście nie piszesz, który mamy rok ani ile lat ma Trillian. Po tym, że od jakiegoś czasu nie chciała zgodzić się na naukę w Hogwarcie (co jest kompletnie nieuzasadnione), wnioskuję, że na pewno nie ma lat jedenastu, a jednak mimo wszystko dopiero teraz kupuje różdżkę na Pokątnej. Co robiła od czasu, kiedy dowiedziała się, że jest czarownicą? Chodziła do mugolskiej szkoły, wcale nie uczyła się zaklęć, czy coś w tym stylu? A jeżeli jednak uczyła się zaklęć, jak robiła to bez różdżki i to w dodatku w sierocińcu pełnym mugolskich dzieci? Brakuje potrzebnych informacji!
„- Suknia... balowa?” – raczej szaty wyjściowe. Czy akcja dzieje się na czwartym roku, wtedy, kiedy miał miejsce Turniej Trójmagiczny? Nie jestem tego pewna, a szkoda. Jeszcze czasu akcji czytelnik może się domyślać i to nie jest coś złego, ale jeżeli chodzi o wiek bohatera – coś takiego powinno być znane od początku (jeżeli chodzi o to konkretne uniwersum i fakt, że bohaterka zaraz rozpocznie naukę w Hogwarcie, rzecz jasna, bo w innych przypadkach ta informacja nie jest kluczowa).
„Dużo łatwiej, niż suknię udało się jej kupić uroczą, młodą, czarną sowę. Targała teraz klatkę, ale nie była ona wielka.” – bez przecinka przed „niż”. I czy to ta sowa targała klatkę?
Muszę jeszcze wspomnieć o momencie, kiedy Harry zauważa Trillian, a raczej jej oczy. Rozumiem, że odziedziczyła ich kolor po ojcu, ale bez przesady, po nich nie określi się pokrewieństwa, a już na pewno same oczy nie sprawiłyby, że Harry aż tak zainteresował się Trillian. Gdybyś bardziej rozwinęła ten temat i może napisała, że nosiła się i poruszała w podobny sposób, co ojciec, gdyby posiadała więcej jego cech szczególnych – prawdopodobnie nie miałabym się do czego przyczepić, ale tak nie jest.
Kończysz rozdział sceną, w której Trillian patrzy na plakat ze zdjęciem Blacka. Wygląda to tak, jakby dziewczyna nie wiedziała, kto jest jej ojcem, albo jak gdyby nie wiedziała, że jest poszukiwany przez ministerstwo. Przecież ona całe życie spędziła w sierocińcu; myślisz, że nie wspomniałaby wcześniej o rodzicach? Albo, że Dumbledore, który doskonale wie, kto jest jej ojcem, nie powiedziałby jej tego od razu?

Rozdział drugi
Z czego wynika to nadmierne zainteresowanie Dumbledore’a Trillian? Rozumiem, że zna Syriusza i pewnie na jego prośbę lub ze względu na niego nakłonił ją do podjęcia nauki w Hogwarcie, ale przecież on spędza z nią strasznie dużo czasu, zupełnie, jakby nie miał niczego lepszego i ważniejszego do roboty. Myślę, że Dumbledore nie miałby aż tyle wolnego czasu, nie wspominając, że na pewno ma jakieś inne ważne obowiązki, potencjalne szukanie horkruksów, Zakon Feniksa i te sprawy.
„- Ups… To my może jednak pójdziemy? – zaproponował szatyn, wstydliwie drapiąc się po nosie.” – niby dlaczego mieliby opuścić ten przedział? Tylko dlatego, że spotkali Trillian na Pokątnej?... Nie znam człowieka, który zareagowałby w ten sposób.
„- Ty jesteś z Ravenclawu? – spytała kasztanowłosa, bynajmniej nie odrzucona nieprzyjaznym zachowaniem nowej koleżanki.” – nie. Bohaterowie mają imiona i nazwiska, to ich używaj. Piszesz na tyle dobrze, że jestem w naprawdę ciężkim szoku, że ciągle używasz tych opkowych określeń bohaterów. Określanie postaci po kolorze włosów czy oczu pozostawiaj dla tych, którzy nie są jeszcze znani narratorowi i bohaterce, a nie dla takich, co dopiero co się przedstawili. I – tak na marginesie – Trillian nigdzie nie zachowała się w jakikolwiek sposób nieprzyjaźnie.
„Hermiona zaprzestała tworzenia kontaktów międzyludzkich, widząc, że nowo poznaną to wprawia w zakłopotanie i postanowiła chwilowo zatopić się w książce do Obrony Przed Czarną Magią.” – to chyba najbardziej kulawe zdanie, jakiekolwiek musiało wyjść spod Twoich palców. „(…) nowo poznaną to wprawia w zakłopotanie (…)” jest najgorsze i brzmi, jakbyś poustawiała te słowa w losowej kolejności.
„Po dobrych kilku godzinach, które jej wydawały się kwadransem, dojechali do celu.” – nie uważasz, że jeżeli faktycznie odezwałby się w niej ten rzekomy strach i niepewność, o jakich wspomniałaś, to podróż wcale nie zleciałaby jej tak szybko?
„Wszyscy wstali, wcześniej przebrani w szkolne szaty i niechętnie wychodzili z wagonów na mglistą, wilgotną pogodę.” – jak można wyjść na pogodę?
„W myślach znowu stanęła jej twarz rudego bliźniaka (…).” – raczej „przed oczami”, nie „w myślach”.
„Kiedy wszyscy uczniowie załadowali się do powozów, zobaczyła, jak rozłożyste skrzydła fantastycznych zwierząt rozkładają się, by poszybować do Hogwartu.” – ale przecież testrale jedynie ciągnęły powozy, a nie leciały do Hogwartu…

Rozdział trzeci
Przed rozdziałem poinformowałaś nas, że nie widziałaś sensu w opisywaniu pierwszych dni Trillian w Hogwarcie, ale nie spodziewałam się, że zrobisz aż taki przeskok czasowy. Asymilacja, poznawanie nowego miejsca i uczniów wcale nie byłaby zapychaczem, a czymś, co mogłoby rzucić ciekawe światło na postać Trillian i pokazać nam prawdziwe cechy charakteru, żeby zyskała trochę barw. Opisywanie Hogwartu z jej perspektywy też nie byłoby nudne. Jeżeli tak bardzo nie chciałaś tego opisywać, mogłaś się pokusić o jakiś streszczeniowy akapit czy dwa. Tekst by na tym nie ucierpiał, a ja zyskałabym trochę więcej informacji. Od razu wrzucasz nas do wydarzeń z listopada, a dalej nie wiem, na jakim roku znajduje się Trillian i w czasie której książki ma miejsce akcja. Najpierw podejrzewałam, że będzie to czwarty rok (zakup szat wyjściowych), potem, że piąty (Ron i Hermiona są prefektami, Syriusz biegł pod postacią psa koło pociągu), a teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest to szósty (w zakładce piszesz też, że Draco jest śmierciożercą), ale skłaniam się ku piątemu. To już zaczyna być trochę irytujące, bo w końcu jesteśmy w trzecim rozdziale (w tekście mamy listopad!) i takie rzeczy powinny już zostać ustalone. Nie piszesz też nic o tym, jak Trillian sprawuje się na lekcjach. Jak pewnie pamiętasz, wcześniej zastanawiałam się, w jaki sposób ona się wcześniej uczyła (szczególnie, że dopiero teraz kupiła różdżkę…), na jakim poziomie opanowała dane umiejętności magiczne i jak to wpłynie na jej naukę w Hogwarcie. O tym też już dawno powinnaś nas poinformować, a wygląda na to, że albo o tym zapomniałaś, albo w ogóle o tym nie pomyślałaś. Nie wspominając o tym, że w ogóle nie wiem, czy Trillian zdawała sumy (o ile osiągnęła już ten wiek).
„Dość wysoka, szczupła osoba w rozpiętej szacie, spod której wyzierał mundurek Gryffindoru, zatrzymała się gwałtownie i obróciła w stronę rudowłosej. Poczekała, aż Gryfonka się do niej doczłapie.” – no przepraszam, ale staczasz się. Tak namieszałaś, że nie mam pojęcia, kim jest ta dość wysoka osoba. Takie zamieszanie, określanie postaci w ten sposób sprawia tylko, że mam wrażenie, że jest tam jakiś trzeci bohater. Unikasz używania imion i nazwisk jak ognia, chociaż nie mam pojęcia dlaczego.
„Jak widzicie, nadciągają zimne dni, oczywiście będzie bal bożonarodzeniowy, nie martwcie się o to. Tyle, że nie będziemy na tym balu sami... - tu rozległy się szmery - ponownie przyjadą do nas uczniowie Beauxbatons i Durmstrangu! Na pewno pamiętacie sytuację dwóch lat.” – po pierwsze: nadprogramowe bale bożonarodzeniowe to tak zużyta rzecz w fanfikach potterowskich, że jestem do tego po prostu uprzedzona, ale na razie Cię nie skreślam – zobaczymy, jak to wyjdzie. Problem w tym, że nie mam pojęcia, o jaką sytuację sprzed dwóch lat chodzi i co Dumbledore chce załagodzić. A nie wiem tego, bo nie mam zielonego pojęcia, kiedy dzieje się akcja. Jeżeli jesteśmy na szóstym roku, to co według Ciebie wydarzyło się podczas Turnieju Trójmagicznego? Co można po nim załagodzić?
Kolejną rzeczą jest to, że kanoniczny i rozsądny Dumbledore w życiu nie zacząłby mówić o Lordzie Voldemorcie w obecności Umbridge, bo on nie był typem człowieka, który prowokowałby ją przed taką ilością uczniów. Mam też niemałe wątpliwości względem tej wymiany uczniowskiej. Jeżeli Trillian będzie jedną z osób, która dostanie sowę z informacją, że została wybrana do wymiany, jej pobyt w Hogwarcie prawdopodobnie będzie zbyt skąpo opisany, a kiedy coś jest zbyt skąpo opisane, zazwyczaj prezentuje się nieschludnie i nieprzemyślanie. Swoją drogą, dlaczego Dumbledore czekał z ogłoszeniem takiej nowiny do samego listopada? O Turnieju Trójmagicznym w książkach poinformował ich od razu, by uczniowie mieli czas na przygotowanie się i przemyślenie kandydatury. Jeżeli więc na decyzję Dumbledore’a w jakikolwiek sposób wpływały stopnie, wygląda to trochę nie fair względem uczniów – przecież na pewno wielu chciałoby zyskać okazję do zobaczenia jednej z dwóch szkół i wzięliby się do nauki. A ten Dumbledore tutaj wyskakuje jak Filip z konopi…
„- Oj, Diable, szkoda, że nie widziałeś swojej miny (…).” – określanie postaci tymi głupimi ksywkami – wyrwanymi rodem z najgorszych fanfików w sieci – jest po prostu zbrodnią. Nie mam pojęcia, skąd się wzięła akurat ta ksywa – może stąd, że Blaise jest czarny, ale to byłoby trochę rasistowskie, nie sądzisz? Zrobisz, jak zechcesz, ale naprawdę szczerze doradzam Ci zaprzestanie używania tych opkowych określeń…
…i opkowych zabiegów w stylu:
„Dormitorium Trillian było czteroosobowe. Nie różniło się niczym od innych – było w barwach złoto-czerwonych, z wygodnymi łóżkami i łazienką. Dzieliła je z Ginny, Hermioną i Parvati. Lavender i dziewczyna, z którą wcześniej mieszkała Ruda, opuściły Hogwart, bo tak kazali im rodzice.”
Czyli jednym słowem Lavender opuściła Hogwart, bo tak chciałaś. Inaczej nie mogłabyś wpakować ich wszystkich do jednego dormitorium, szczególnie dlatego, że Ginny była o rok młodsza, a w Hogwarcie dzieliło się dormitoria z uczniami z tego samego roku. Nie wspominając, że dalej nie mam zielonego pojęcia, na którym roku jest Trillian, bo nigdzie nie piszesz tego wprost. I nie dość, że natychmiastowo pozbywasz się Lavender, to kilka zdań później piszesz, że wróciła do Hogwartu. Po co czytelnikowi taka informacja, jeżeli ta postać ani nie wnosi niczego do tekstu, ani nie istnieje w żadnym konkretnym celu, nawet najmniejszym? Tak tworzą się zapychacze…
Jest też jedna rzecz, którą muszę rozbić na części pierwsze:
1.      Dormitoria dzieliło się z uczniami z tego samego roku (domu i płci też, rzecz jasna).
2.      W jednym dormitorium (patrząc na przykład Harry’ego) mieściły się wszystkie osoby z danego roku. Także Ginny, która nie była na tym samym roku, co Hermiona, Parvati i Lavender, nie miała szans, żeby wcześniej dzielić dormitorium tylko z Lavender.
3.      Istnieje możliwość, że albo przerzuciłaś Ginny na rok wyżej, co też kłóciłoby się z kanonem, a Ty nam o tym nie powiedziałaś (tak jak nie mówisz nam dosłownie niczego), albo że wedle własnego widzimisię wrzucasz wszystkich, których potrzebujesz, do jednego dormitorium, a idąc tym śladem Trillian równie dobrze mogłaby być albo czwartym, piątym albo szóstym roku nauki. Ze szczątkowych informacji w tekście powiedziałabym, że Trillian jest na piątym roku (wygląda na to, że wtedy dzieje się akcja, a i wydaje mi się, że jest w tym samym wieku, co Harry, Ron i Hermiona), ale wtedy nie mogłaby pojechać na wymianę uczniowską do jednej z zagranicznych szkół.
Więc jak w końcu jest? Patrz, jak pełne nielogiczności jest Twoje opowiadanie, a to tylko po trzech krótkich rozdziałach. Proszę, wytłumacz mi to, bo naprawdę nie umiem zrozumieć tej koncepcji. Brak potrzebnych informacji, pomijanie najważniejszych rzeczy i przeskoki w czasie tylko działają na niekorzyść tekstu, wierz mi.

Rozdział czwarty
„Trillian gapiła się w okno w jej Pokoju Wspólnym.” – „pokój wspólny” zapisuje się małymi literami.
Żadna niespodzianka, ale Trillian została wybrana na wymianę uczniowską, co (wbrew każdej logice) oznacza, że jest na szóstym roku, bo tylko uczniowie w tym wieku mają taką możliwość. Oczywiście została też wybrana spośród wszystkich uczniów, czyli musi się dobrze uczyć. Problem w tym, że nie wiadomo, w jaki sposób uzyskała takie dobre stopnie, jeżeli dopiero w tym roku zakupiła różdżkę. Tekst w żaden sposób nie jest w stanie uzasadnić decyzji Dumbledore’a, więc po prostu tego nie kupuję.
„- To może coś oznaczać! Na przykład Harry w tamtym roku zobaczył mojego ta...” – czyli wreszcie mam konkretny dowód, że Hermiona też jest na szóstym roku, więc wydaje mi się co najmniej naciągane, że w całym tym bałaganie to Trillian pojedzie na wymianę, a nie wzorowa uczennica, jaką w kanonie była Hermiona. To opowiadanie jest tak nieskładne i chaotyczne, że wręcz widać, jak bardzo olałaś przygotowywanie się do pisania. Nic nie trzyma się kupy, nic nie jest przemyślane i logiczne. Naprawdę szkoda, bo po stylu pisania widać, że w pewien sposób jednak się starasz i przykładasz, cholera, nawet interpunkcja prezentuje się na ponadprzeciętnym stopniu.

Rozdział piąty
„Były nieco bardziej niż „frywolne”.” – nie ma to jak zacząć rozdział od krytykowania wolności seksualnej kobiet, ale to nie wszystko – tu jeszcze każdą Francuzkę wrzuca się do jednego worka!
„Prawie nigdy nie widziała go uśmiechniętego, a co dopiero śmiejącego się jak po Zaklęciu Rozweselającym.” – „zaklęcie rozweselające” małą literą, przecież to żadna autentyczna nazwa.
Wreszcie dostajemy garstkę informacji na temat wymiany uczniowskiej, ale jak zwykle nic konkretnego. Co było przewidywalne od początku, partnerem Trillian będzie Draco Malfoy, no bo któżby inny. Oficjalnym celem wymiany jest to, by zyskać przychylność (chyba) uczniów i skłonienie ich do odwrócenia się przeciwko Voldemortowi, ale nie mam pojęcia, jak Dumbledore to sobie wyobraża. Z Beauxbatons w teorii powinno być łatwiej, pewnie też to dlatego tam jedzie Trillian, ale z Durmstrang mogliby sobie podarować, w końcu dyrektorem ich szkoły jest były śmierciożerca.
Ha, już to widzę. Na pewno Voldek pozwoliłby Malfoyowi na jakiś potencjalny miesiąc zwłoki w naprawianiu szafki zniknięć, oczywiście. Kurde no, opisujesz to tak, jakby rozmowy z Voldemortem to spacerek po parku, jakby nie były interesujące, więc je streszczasz, co wypiera z tekstu jakiekolwiek uczucia. Ot, Malfoy jest sobie na zebraniu, słucha, gada z Voldkiem, który nie ma nic przeciwko temu, by Draco porzucił swoje zadanie na trzy czy cztery tygodnie na rzecz głupiej wycieczki do Beauxbatons. Serio?...
„- Dobrze. Voldzio nawet się nie złościł – odparł blondyn, zrzucając z siebie okrycie na łóżko.” – jeden z wielu przykładów dialogów (i scen), które dosłownie niczego nie wnoszą do tekstu. Chyba piszesz je po to, żeby po prostu były. Nie ma niczego gorszego od zapychaczy, szczerze mówiąc…

Rozdział szósty
Dumbledore zachowuje się nieodpowiedzialnie, a w dodatku głupio (jak niekanoniczny Dumbledore), zapraszając Syriusza na święta do Nory. Swoją drogą, Syriusz powinien już dawno nie żyć, ale to nie jedyna rzecz, którą zignorowałaś. Wiadomo już, że w Twoim opowiadaniu nie rządzi logika i przemyślane wydarzenia, a imperatyw blogaskowy i widzimisię, więc oczywiście Dumbek robi to tylko po to, by Trillian mogła poznać tatusia wtedy, kiedy Tobie pasuje.
„Zawsze zastanawiała się, kim są jej rodzice, jak wyglądają i jakie mają charaktery.” – nie kłam mi w żywe oczy, błagam. To pierwszy raz, kiedy kiedykolwiek w ciągu sześciu rozdziałów (od wakacji do świąt) pomyślała o rodzicach, a i robi to tylko z tego powodu, że zaraz ma jednego z nich poznać. Może i raz śnił się jej koszmar, ale to tyle; nigdy wcześniej nie wykazywała też żadnej obawy przed pójściem spać, co teraz próbujesz mi wcisnąć w następnym zdaniu.
„Mężczyzna miał czarne włosy do ramion, wysoką posturę i szare, przenikliwe oczy.” – jak można mieć wysoką posturę?
Nie wierzę i nie uwierzę, że Dumbledore miał powód, by przez tyle czasu nie powiedzieć Trillian, kto był jej ojcem. Zrobienie z tego niespodzianki to tak nietrafiony sposób na przedstawienie ich sobie, że głowa mała. To nie fair w stosunku ich obojga – przed nią ukrywać, że jej rodzic żyje, a przed nim, że ma córkę, o której nawet nie wiedział. Tak nie zachowują się dorośli ludzie… Nie wspominając nawet o tym, że Syriusz był na wolności od trzech lat, do diaska. Dumbledore miał te całe trzy lata, żeby ich sobie przedstawić, ale oczywiście zmusiłaś go do wybrania czasu, który będzie odpowiadał Tobie. W dodatku pierwsza rozmowa między ojcem a córką jest tak wyprana z emocji, że zastanawiam się, czy piszesz to na poważnie.

A teraz podsumujmy treść. Może zacznę od dialogów – część z nich, szczególnie te, które są wypowiadane przez kanoniczne postacie – nie brzmią odpowiednio. Zazwyczaj słownictwo jest albo zbyt luźne, albo zupełnie nie pasuje do danego bohatera. Większość dialogów też niczego nie wnosi do rozwoju fabuły. Tekst literacki ma być wiarygodny, a postacie na tyle prawdziwe, by mogły żyć w naszym świecie, ale to nie oznacza, że chętnie przeczytam dylematy podczas kupowania sukni na bożonarodzeniowy bal. Kiedy już jakieś dialogi coś wnoszą do tekstu, są – jak przed chwilą wspomniałam – wyprane z emocji, szczególnie ta rozmowa między Syriuszem a Trillian.
Przejdźmy więc do postaci. Trillian na początku zapowiadała się na dobrą postać, miała jakieś obawy, wykazywała zaciekawienie Hogwartem, ale zaraz zrobiłaś przeskok czasowy i zapomniałaś o wszystkich tych rzeczach. Nie wiadomo nic na temat jej przeszłości – czy chodziła do mugolskiej szkoły, czy i jak wcześniej uczyła się magii, dlaczego nie chciała iść do Hogwartu (chyba tylko dlatego, że szło Ci to na rękę). Później okazuje się, że jest dobrą uczennicą (bo z jakiego innego powodu Dumbledore wybrałby ją na wymianę?), tak dobrą, że najwyraźniej bije na głowę Hermionę (też mi coś). Nie opisujesz żadnych lekcji, a w dodatku pominęłaś przeszłość, więc wcale nie wierzę, że ona faktycznie posiada jakąkolwiek umiejętność magiczną, w której mogłaby przebić Granger, przykro mi. Trillian jest również lubiana, co – podobnie jak masa innych rzeczy – jest sztuczne i wymuszone, najwyraźniej wszyscy, z którymi wejdzie w kontakt, ją kochają. To w połączeniu z wygryzieniem Hermiony z miejsca w wymianie uczniowskiej zaczyna zalatywać sławną Mary Sue. Problem tkwi też w tym, że wszystko, co o niej piszesz (rzekome zaciekawienie tożsamością rodziców, problemy ze snem, koszmary, nie wspominając o zakładce z bohaterami) jest po prostu nieprawdą. Jasne, możesz to napisać wprost, jak zrobiłaś, ale potem jeszcze musisz to udowodnić.
Malfoy pojawił się chyba dwa razy (w tym raz to zwykły zapychacz), więc niewiele mogę o nim powiedzieć, także go pominę, bo podejrzewam, że będzie miał więcej czasu tekstowego, kiedy już pojadą do Beauxbatons. Dumbledore na początku wykazywał niewiarygodne zainteresowanie Trillian, od trzeciego rozdziału zniknął, bo już nie był Ci potrzebny, ale wrócił wtedy, kiedy szło Ci to na rękę. Z kolei Ginny jest strasznie niepodobna do swojej kanonicznej wersji, a w dodatku nie ma w tym tekście żadnego celu, no, przynajmniej poza służeniem radą przy wyborze sukienki i byciem koleżanką z Trillian. Hermiona od czasu do czasu zjawia się i nie za bardzo zachowuje się jak Hermiona, ale przy częstotliwości, z jaką się pojawia, i oczywiście ze względu na to, jak po macoszemu ją traktujesz, też jest płaska jak tektura. Z imienia wymieniasz również Parvati, Blaise’a  i Lavander, Harry jest tylko po to, żeby był, bo – jak reszta postaci – nie wnosi niczego do tekstu i nie wie, co w ogóle w nim robi. Celem życiowym Rona jest zaproszenie Trillian na święta do domu, gdzie ta poznaje Syriusza, i tyle, nic więcej. Fred i George raz są w pociągu do Hogwartu, raz już mają lokal i nie chodzą do szkoły, jak reszta są wyprani z charakteru, a istnienie Freda opiera się jedynie na tym, że Trillian chce iść z nim na bal (chociaż zupełnie go nie zna, a on sam pojawił się w tekście raz, kiedy pomógł jej wstać z ziemi (tak rozkwita miłość, kochani)). Najlepsze jest to, że w trzecim rozdziale od razu stawiasz mnie przed faktem dokonanym – oni wszyscy są już przyjaciółmi, puff, tak znikąd. Magia. Rozumiem, że mieli dość czasu, żeby się zaprzyjaźnić, ale w żadnym stopniu nie próbowałaś tego pokazać, tylko wypięłaś się na okres, który według Ciebie był nudny (a który według mnie był tak istotny), i poszłaś na łatwiznę. A kiedy się idzie na łatwiznę, jak w Twoim przypadku, tekst nie ma rąk i nóg, postacie są pozbawione charakterów i celów, a związki między nimi niewiarygodne i naciągane.
Opisy miejsc zaistniały w prologu, a potem zupełnie się wykruszyły, jednak do czasu, kiedy ktoś w komentarzu napisał, że ich brakuje. Cieszę się, że wzięłaś sobie radę tego czytelnika do serca, bo później, w bodajże szóstym rozdziale, już się postarałaś i zaprezentowałaś składny, konkretny opis, a i czytało się go dość miło. Wcale nie opisujesz też uczuć, a większość rozdziału albo składa się ze streszczeń, albo z nieważnych i nudnych dialogów. Z kolei styl jest zaskakująco przystępny (masz jednak poważny problem z nadużywaniem zaimków), więc przebijanie się przez morze niedociągnięć, nielogiczności i ewidentnego lenistwa okazało się nie tak okropne, jak mogłoby być. Masz też problemy z podmiotami.
Fabuła to najcięższy orzech do zgryzienia. Kanonu wcale się nie trzymasz, masz wszystko w czterech literach. Gołym okiem widać, że nie masz żadnego konkretnego planu, ot, zachciało Ci się pisać, więc pewnie od razu poleciałaś założyć blogasa i naskrobałaś prolog. Wyraźnie najpierw chciałaś umiejscowić akcję w czasie piątej książki, czyli w Zakonie Feniksa, a potem Ci się odwidziało, więc tak po prostu zmieniłaś rok, co jest wręcz śmieszne i uważam, że powinnaś się tego wstydzić, bo to tylko pokazuje, że wcale nie szanujesz własnej historii. Jeżeli Ty, jako autor, się do niej nie przykładasz, jeżeli traktujesz ją jak coś, co jest nieważne i niegodne poświęcenia chwili na przemyślenie i złożenie fabuły do kupy, to dlaczego czytelnik miałby zmarnować na nią czas? Dodatkowo wspomnę też, że po przeczytaniu sześciu rozdziałów nie mam zielonego pojęcia, co jest fabułą w tym tekście i czy takowa w ogóle istnieje. Robisz to, co Ci się żywnie podoba, kiedy coś Ci nie pasuje, spychasz to na boczny plan albo zupełnie eliminujesz z tekstu, więc jeżeli znudzi Ci się wątek wymiany uczniowskiej i przeciągania ludzi na „dobrą stronę”, pewnie też wykopiesz to z opowiadania.
28/70

Dodatkowe punkty: 0/2

Podsumowanie:
Dziewczyno, masz potencjał, naprawdę, ale go marnujesz. Fanfik może i zaczął się nieoryginalnie, ale trzymał średni poziom, sprawiał wrażenie, że będzie pozbawiony typowych nastolatkowych głupot, a w dodatku zanosiło się na jakąś konkretną fabułę, o której na razie zapomniałaś. Stylem wybijasz się ponad ten niski typ fanfików, więc oczekiwałam po Tobie naprawdę o wiele więcej, bo Cię na to stać, tylko chyba jesteś leniwa i Ci się nie chce. W każdym razie nielogiczność piętrzyła się na nielogiczności, a w tym przypadku mogę poradzić Ci trzymania się kanonu, bo on jednak wyeliminowałby znaczą większość z tych problemów, ale przydałby się też elastyczny plan wydarzeń, którego powinnaś się trzymać. Staraj się tworzyć postacie, które mają konkretne charaktery, ale – co najważniejsze – które mają cele. Bohater bez celu jest porażką na całej linii. Nie twórz zapychaczy. Zdradzę Ci też, że kiedy przeczytałam prolog, byłam pewna, że postawię Ci przynajmniej mocną tróję, ale wraz z czytaniem ocena stopniowo się obniżała i obniżała. Szkoda. Uzyskałaś 36 punktów na 82 możliwe, co daje Ci ocenę dopuszczającą.

6 komentarzy:

  1. Mam takie małe pytanie. A mianowicie - prowadzicie nadal nabór na oceniających? Widnieje, oczywiście, z tym informacja, ale nadal nic się z tym związanego nie dzieje. Tak tylko pytam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że nabór dalej jest prowadzony. I o ile dobrze się orientuję, wszystkie oceniające podejmują decyzję, czy ktoś się nadaje na staż, także zanim każda z dziewczyn przeczyta ocenę próbną, może jednak troszkę czasu minąć. Cierpliwości :).

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za ocenę. :)
    Masz rację, jestem leniem. I mam słomiany zapał.
    Kurczę, kiedy czytałam, miałam zamiar napisać taki długi komentarz, a teraz o wszystkim zapomniałam.
    Na pewno dostosuję się do twoich rad, poprawię i będę się starała opisywać uczucia, pisać więcej opisów miejsc. Co do kanonu, to nie uważałam, żeby się go specjalnie trzymać, ale ty wyłapałaś te rzeczy, których nawet nie zauważyłam.
    Naprawdę nie wiem, co mam napisać. Dziękuję, ja podziwiam oceniarki... osoby oceniające (?). Na pewno dałaś mi trochę do myślenia i mam nadzieję, że mi to pomoże.
    Pozdrawiam. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że uważasz ocenę za pomocną. Również pozdrawiam i życzę sukcesów. :)

      Usuń
  3. Ja z jedną uwagą - do wyróżniania cytatów używa się cudzysłowu ALBO kursywy. Nie obu na raz.
    Poza tym ocenę tylko przeleciałam wzrokiem, ale wydaje mi się fajna i pomocna :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie wiedziałam, zapamiętam na przyszłość. Dzięki. :)

      Usuń

Przeglądaj notki

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.